Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: CZYTELNIKU, NIENAWIDZĘ CIĘ! | Zamach na ciebie

W świecie literatury fantastycznej, gdzie często królują światy wykute z planetarnych pyłów i opowieści zaklęte w miliardy lat świetlnych, Henry Kuttner – jeden z najbardziej błyskotliwych ironistów Złotej Ery – pozwala sobie na coś znacznie bardziej niebezpiecznego. Zamiast uciekać od rzeczywistości, kieruje broń bezpośrednio w jej centrum. I oddaje strzał. Prosto w nas.

Czytelniku, nienawidzę cię! to nie zbiór opowiadań. To literacka prowokacja, a zarazem pełen wdzięku traktat o potędze wyobraźni, który udaje, że się bawi, choć pod spodem wrze gniew, melancholia i gorzka autoironia. To książka, która nie szuka łatwego porozumienia. Przeciwnie – testuje granice cierpliwości, wciąga czytelnika w grę, której zasad nie zdradza, i zadaje pytanie: Czy naprawdę wiesz, po co to wszystko?

Zbiór jako laboratorium absurdu i pastiszu

Kuttner nie był pisarzem jednej formy – z równym mistrzostwem potrafił pisać pulpową sensację, poważne science fiction i parodie, które podcinały nogi samemu gatunkowi. W tym tomie znajdziemy zarówno pastisz literatury akademickiej (Orkus – uniwersytet marzeń), jak i labiryntowe fantasmagorie o pisaniu i tożsamości (Wzorzec). Każdy tekst to osobna pułapka. Niby śmiesznie, niby lżej, a potem nagle robi się nieprzyjemnie blisko.

I to jest właśnie największa siła tego zbioru: pozorna beztroska. Czytasz, śmiejesz się pod nosem z przerysowanych tropów, a potem orientujesz się, że autor tak naprawdę opowiada o zmęczeniu, o ucieczce, o tym, jak fikcja może przestać być ochronnym kokonem i stać się więzieniem. Kuttner nie gra w bezpieczne gry. On rozkłada narzędzia pisarskie na stole, pokazuje ich zużycie, a potem każe ci się zastanowić, dlaczego mimo wszystko nadal chcesz je trzymać w ręku.

Narracyjne krzywe zwierciadło, które pokazuje więcej niż chce się zobaczyć

Styl Kuttnera – niejednolity, kapryśny, błyskotliwy do granic parodii – nie daje się łatwo okiełznać. Czasem zdania strzelają dowcipem jak z karabinu, czasem zapętlają się w manierystyczne konstrukcje, by nagle uderzyć prostotą, której nie sposób zignorować. To pisarstwo, które testuje cierpliwość, ale nagradza czujność.

Najlepsze teksty zbioru – choćby otwierające Czytelniku, nienawidzę cię! – nie są tylko grą z konwencją. To literackie monologi, które kwestionują sam akt czytania. Kuttner nie tyle łamie czwartą ścianę, co ją rozmontowuje, kawałek po kawałku, aż czytelnik sam zaczyna się zastanawiać, czy jeszcze uczestniczy w opowieści, czy już jest jej zakładnikiem.

To właśnie tutaj objawia się najpełniej paranoiczny geniusz Kuttnera: każda postać może być autorem, każda fabuła może być symulacją, każde zdanie może być świadome swojej konstrukcji. Jeśli Lem był filozofem maszyn, Kuttner był ich złośliwym kuzynem – takim, który wkłada ci drut do ręki i mówi: Patrz, z tego też możesz zrobić wszechświat. Albo zjeść ciasto.

Człowiek, który wiedział za dużo o pisaniu

Nie sposób czytać tej książki bez kontekstu. Kuttner był autorem piszącym dużo, często z żoną C. L. Moore, często pod pseudonimami, często pod wpływem deadline’ów i zapotrzebowania rynku. Ta książka wydaje się być nie tylko grą z czytelnikiem, ale i autoanalizą autora, który widzi swój fach jako coś jednocześnie pięknego i wyniszczającego.

To nie zbiór opowiadań w klasycznym sensie – to zbiór autoanaliz w przebraniu fabuły. Nawet wtedy, gdy autor serwuje nam historię pełną gagów, można odnieść wrażenie, że próbuje wyciągnąć z tej groteski coś poważniejszego. Czasem to się udaje, czasem nie. Ale zawsze jest to szczere.

Groteska, która zostawia bliznę

Kuttner nie chce, żebyś czuł się komfortowo. Chce, żebyś czuł coś – cokolwiek – nawet jeśli miałaby to być niepewność, dyskomfort albo nagły śmiech przerwany refleksją, że przecież to wcale nie jest zabawne. I to właśnie czyni tę książkę czymś więcej niż tylko literacką rozrywką. To zbiór, który zaprasza do wspólnego topienia się w fikcji, po czym popycha cię do brzegu z pytaniem: To co teraz? Wracasz, czy zostajesz?