Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: BEZ_PRZYPADKU | Więcej kodu niż duszy

To miało być wydarzenie. Mamy przecież Rafała Kosika, autora, który Felixem, Netem i Niką wpisał się złotymi bitami do pamięci pokolenia, potem Różańcem udowodnił, że potrafi brawurowo operować cybernetycznym dystopizmem i filozofią masowej kontroli, a teraz… cóż, wszedł do świata Cyberpunk 2077, gdzie wszystko jest możliwe, poza spokojem i ciszą.

I choć można było oczekiwać wybuchowego połączenia literackiego talentu z neuroprzestrzenią Night City, to niestety otrzymujemy produkt bardziej przypominający DLC bez serca niż pełnoprawną opowieść.

Kosik, owszem, potrafi pisać. Jego fraza jest technicznie sprawna, rytmiczna, a opisy Night City bywają plastyczne do tego stopnia, że można poczuć pot spływający po karku od neonowego żaru. Problem polega na tym, że w tej książce o wiele więcej uwagi poświęcono uzbrojeniu, modelowi wszczepu i nazwie gangu niż czemukolwiek, co mogłoby choć odrobinę poruszyć czytelnika emocjonalnie.

Postacie z chipsetu, fabuła z rutyny

Główni bohaterowie – Alberta, kradnąca tożsamości, oraz Yag, który jest tak archetypicznie cyberpunkowym mięśniakiem z implantem, że prawdopodobnie został stworzony przez AI z 2023 roku – wydają się bardziej efektem dobrze napisanej wiki niż ludzi o pogłębionej psychologii. Ich dialogi są zwięzłe, surowe i funkcjonalne niczym logi systemowe.

Owszem, Kosik próbuje przemycać refleksje o tym, czym jest wolność, czym staje się jednostka w świecie korporacyjnej opresji i czy człowieczeństwo to kwestia biologii czy świadomości, ale wszystko to tonie w rytmicznie powtarzających się sekwencjach walki, ucieczek i hakowania, które brzmią jak skrypt z misji pobocznej, a nie literackie mięso.

Fabuła sama w sobie? Czysta funkcjonalność. Zaczyna się od chaosu, potem eskaluje do większego chaosu, po czym kończy się zaskoczeniem, które nie zaskakuje nikogo, kto choć raz widział czegokolwiek związanego z Blade Runnerem, Ghost in the Shell lub choćby Deusem Exem.

Książka jak cyberwszczep: działa, ale nie żyje

Nie chcę być brutalny – a może trochę chcę – ale Cyberpunk 2077: Bez_Przypadku czyta się jak dobrze naoliwiony silnik pozbawiony kierownicy. Maszyna działa, świat się kręci, postacie coś robią, coś mówią, coś zabijają, ale wszystko to jest tak odczłowieczone, jakby autorowi wszczepiono ogranicznik emocji tuż przed napisaniem tej książki.

Zabrakło humoru, którego Kosik przecież nie raz używał z wdziękiem. Zabrakło refleksji, które potrafił wpleść w Vertical czy Mars. Przede wszystkim jednak zabrakło zachwytu i przerażenia, które powinny towarzyszyć każdej wyprawie do Night City – miasta, które jest bohaterem samym w sobie, a tutaj zredukowano je do dekoracji z neonów i trupów.

To nie jest zła książka. To jest książka niepotrzebna. Dla fanów świata Cyberpunk 2077 może być ciekawym bonusem, podaniem ręki przez uniwersum, które tak często odrzuca intymność na rzecz efektowności. Dla fanów Kosika – to raczej wypadek przy pracy, literacki sidequest bez punktów doświadczenia.

Lepiej wgrać mod, niż czytać?

Jeśli masz wybór: przeczytać Bez_Przypadku czy odpalić grę jeszcze raz, to szczerze polecam wybrać to drugie i zainstalować mod z lepszym AI dla przeciwników. Bo choć Kosik technicznie napisał coś, co działa, to zapomniał, że literatura – nawet ta cyberpunkowa – musi mieć serce. Albo chociaż symulację serca na godnym poziomie.