Drugi sezon dopiero ruszył, a trzeci już w produkcji – i wszystko wskazuje na to, że HBO nie zamierza przekombinować. Twórcy The Last of Us jasno dają do zrozumienia: nie będzie rozwadniania fabuły, nie będzie zapychaczy, nie będzie rozciągania materiału do granic absurdu. Tym samym serial uniknie największego grzechu, który pogrzebał kiedyś uwielbiane The Walking Dead.
Showrunner Craig Mazin potwierdził w rozmowie z Colliderem, że prace nad sezonem trzecim już ruszają, ale serial ma ściśle zaplanowaną strukturę i nie przekroczy granic, które narzuca materiał źródłowy – gry od Naughty Dog.
W przeciwieństwie do The Walking Dead, które rozrosło się do 11 sezonów i dziesiątek odcinków pełnych dublowanych wątków i niezdecydowania fabularnego, The Last of Us trzyma się wyraźnego planu.
Sezon 1 opowiedział historię pierwszej gry oraz dodatku Left Behind.
Sezon 2 przenosi widzów do wydarzeń z The Last of Us Part II, które składa się z aż 46 rozdziałów fabularnych – co oznacza, że materiału jest dużo, ale nie potrzeba niczego dodawać „na siłę”.
To podejście – szacunek do oryginału i dbałość o rytm opowieści – sprawia, że serial zyskuje reputację najlepszego growego widowiska w historii telewizji. Bez sztucznego przedłużania, bez utraty napięcia.
Na Reddicie i innych platformach dominują opinie, że HBO zrobiło to, czego AMC nie potrafiło – wiedziało, kiedy powiedzieć „stop” i zaufać materiałowi źródłowemu. Podczas gdy The Walking Dead zaczynało z impetem i klimatem, ale stopniowo zamieniało się w narracyjny maraton bez mety, The Last of Us stawia na jakość ponad ilość – i to właśnie ta jakość buduje zaufanie widzów.
Sezon 2 właśnie wystartował, a już wiadomo, że trójka nadchodzi. Jeśli tempo, styl i narracja pozostaną tak samo precyzyjnie prowadzone jak dotąd, The Last of Us ma szansę zapisać się w historii nie tylko jako świetna adaptacja gry – ale jako jeden z najlepszych seriali dekady.