Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Arcyważne, Filmy

Najciekawsze premiery kinowe Q2 2025, na które naprawdę warto czekać

Amator (reż. James Hawes) 

11 kwietnia 2025

Nie ma nic bardziej obiecującego niż film, który zapowiada szpiegowską intrygę z bohaterem nietypowym – kryptologiem zamiast komandosa, samotnikiem z misją zamiast kolejnego egzekutora w garniaku. Amator z Ramim Malekiem miał szansę rozwinąć tę konwencję: oto człowiek, który po stracie żony decyduje się przeprowadzić prywatną operację odwetową przeciwko tym, których CIA nie chce ścigać.

Zwiastun sugerował kino gęste od tajemnicy, napięcia, psychologicznych rozgrywek i strategii godnych szachisty, a nie mściciela z kałachem. Niestety, jak już opisałem w pełnej recenzji, większość tego potencjału została roztrwoniona. Zwiastun zdradził zbyt wiele, emocjonalny ciężar został zredukowany do grymasu, a bohater – zamiast walczyć z systemem – przemyka przez fabułę jak przez automat do kawy: włożono monetę, działa.

Mimo wszystko warto Amatora obejrzeć choćby po to, by zobaczyć, jak łatwo można przeszarżować z prostą konwencją i gdzie leży granica między widowiskiem a narracyjną pustką. Jeśli nie dla napięcia, to dla dyskusji – bo to jeden z tych filmów, po których można się pospierać. I oby takich było więcej.

Przyjmij / Odrzuć (reż. Christopher Landon)

11 kwietnia 2025

Koncepcja była idealna: kobieta na randce w ekskluzywnej restauracji otrzymuje wiadomości z groźbami – ktoś obserwuje jej dom i każe jej zabić towarzysza kolacji, inaczej zginie jej rodzina. Thriller w stylu single-location, napięcie budowane wokół smartfona, cyfrowej inwigilacji i traumy, która nie chce odejść. Na papierze – bardzo współczesny Hitchcock.

Problem w tym, że jak szczegółowo opisałem w recenzji, film ulega zbytniemu eksploatowaniu wątków psychologicznych. Zamiast pozwolić widzowi przeżyć narastający niepokój, twórcy tłumaczą go przez nadmiar retrospekcji. Violet, grana znakomicie przez Meghann Fahy, z każdą sceną traci siłę sprawczą – choć aktorka robi wszystko, by utrzymać naszą uwagę, scenariusz nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł w pełni.

Warto zobaczyć ten film choćby dla jego oprawy – eleganckiej, szklanej klatki restauracji, nastrojowej pracy kamery i pomysłu na cyfrowy terror. To nie jest dzieło wybitne, ale to bardzo dobra ilustracja lęków współczesnych – od przemocy domowej po cyfrowe zagrożenie. I to także kino, które zyskuje, gdy spojrzymy na nie jako opowieść o tym, jak bardzo nie chcemy wracać do świata, który nas kiedyś połamał.

The Last Showgirl (reż. Gia Coppola)

25 kwietnia 2025

Czasem kino nie krzyczy – tylko tańczy na marginesach. The Last Showgirl opowiada historię kobiety, która lata temu błyszczała w świetle reflektorów, a dziś – podobnie jak sam przemysł rozrywkowy – próbuje znaleźć dla siebie nową rolę. Brzmi jak metafora starzejącego się Hollywood? Dobrze, bo tak właśnie jest. Gia Coppola mierzy się z tematem kobiecości, przemijania i utraconej tożsamości – nie jako wielkim dramatem, ale cichym drżeniem kulis.

Ten film interesuje mnie szczególnie, bo jego siła może tkwić nie w dialogach, lecz w tym, co zostaje przemilczane. Powrót kobiety, która kiedyś była „dla innych”, a teraz próbuje być „dla siebie”, to historia, jakich potrzebujemy więcej – nie jako spektakl, ale jako empatyczne, cielesne doświadczenie. Amanda Seyfried ma szansę stworzyć tu jedną ze swoich najbardziej dojrzałych ról.

To propozycja dla widzów, którzy wolą kino luster niż ekranów LED. Subtelne, osadzone w codzienności, ale z melancholią rozmytą jak światło reflektorów na porzuconej scenie. Nie każdy film musi krzyczeć, by zostać zapamiętanym.

Thunderbolts (reż. Jake Schreier)

1 maja 2025

W świecie, w którym nawet superbohaterowie zaczynają brzmieć jak odklejone korporacyjne zbiory IP, Thunderbolts zapowiada coś odrobinę bardziej zuchwałego. Marvel w końcu sięga po ekipę „tych gorszych” – złoczyńców, nieudaczników, tych, którzy nie pasują do idealnego kadru z Kapitanem Ameryką. To jakby ktoś wcisnął The Suicide Squad w filtr Disneya, ale (miejmy nadzieję) zostawił chociaż trochę rdzy i cynizmu.

W obsadzie znajdziemy Florence Pugh, Sebastiana Stana i Davida Harboura – postacie, które do tej pory były raczej ozdobnikami cudzych historii, teraz wreszcie wychodzą na pierwszy plan. Największy atut? Nie są bohaterami. A przynajmniej nie tymi typowymi. Mają swoje brudy, obsesje i rachunki do wyrównania, co – jeśli dobrze napisane – może dać Marvelowi potrzebny powiew świeżości. Po kilku latach narracyjnego rozmemłania, to być może film, który przywróci sens ich rozszerzonemu uniwersum.

Dlaczego warto? Bo to być może pierwszy raz od dawna, gdy MCU zaczyna nieco kwestionować samą siebie. Jeśli tylko pozwolą Thunderboltsom mówić własnym głosem, bez obowiązkowej zapowiedzi pięciu kolejnych projektów, możemy dostać film o ludziach – nie maskotkach. A to już coś.

Ballerina (reż. Len Wiseman)

6 czerwca 2025

John Wick doczekał się spin-offu. Ale nie takiego, który krzyczy „więcej tej samej krwi!”. Ballerina z Aną de Armas w roli głównej zapowiada się na thriller bardziej kameralny, brutalny w ruchu, ale niekoniecznie w słowie. Bohaterka jest wychowanką tego samego świata – szkoły dla zabójców przebranej za akademię baletową – którą ledwie musnęliśmy w Parabellum. Teraz zobaczymy ją od środka.

Najbardziej intrygujące jest tu połączenie: estetyka precyzyjnego, wyćwiczonego ruchu z bezlitosnym, wręcz operowym światem egzekucji. Ballerina może okazać się najbardziej zmysłowym filmem o zemście od czasów „Nikitty” Bessona – o ile nie zamieni się w wyścig choreografii. Wiseman, twórca Underworld, zna się na stylu – pytanie, czy tym razem pod nim coś będzie.

Warto dać tej produkcji szansę, choćby jako sprawdzian: czy uniwersum Johna Wicka potrafi przetrwać bez Keanu. A jeśli Ballerina roztańczy się po swojemu, nie kopiując bezrefleksyjnie pierwowzoru, to może okazać się zaskoczeniem lata. Elegancja z brzytwą w dłoni? Proszę bardzo.

F1 (reż. Joseph Kosinski)

25 czerwca 2025

Brad Pitt jako były kierowca Formuły 1, który powraca do gry jako mentor młodego talentu – to brzmi jak Top Gun: Maverick na czterech kołach. I słusznie, bo za kamerą stoi Joseph Kosinski, który już raz pokazał, że potrafi tchnąć nową energię w stary schemat. Zdjęcia kręcono na prawdziwych torach F1 z udziałem profesjonalnych ekip wyścigowych – więc to nie będzie CGI naśladowanie prędkości, tylko fizyczne doświadczenie prędkości.

Ale F1 ma szansę być czymś więcej niż tylko estetyczną jazdą. To opowieść o przekazywaniu pałeczki, o pokorze i o próbie odzyskania czegoś, co zostało bezpowrotnie stracone. Jeśli Kosinski utrzyma balans między widowiskowością a dramatem, możemy dostać coś na miarę Rush od Ron Howarda, tylko z większym rozmachem i lepszym uchem do rytmu.

Jestem ciekaw, czy ten film nie okaże się przypadkiem bardziej filozoficzny niż promują go zwiastuny. Bo gdzie, jak nie na granicy śmierci i prędkości, człowiek mówi najwięcej o sobie?

Elio (reż. Adrian Molina, Madeline Sharafian)

27 czerwca 2025

Pixar wraca z oryginalnym pomysłem, który może być albo małym objawieniem, albo kolejną moralną przypowieścią z cukrową posypką. Elio to historia chłopca, który przez przypadek zostaje międzygalaktycznym ambasadorem Ziemi. Wysłany w kosmos, musi reprezentować całą ludzkość – mimo że sam ledwo rozumie siebie.

Ten koncept – dziecko jako głos ludzkości – to przecież idealna metafora naszych czasów. Zagubienie w świecie, który nie przestaje mówić, ale coraz rzadziej słucha. Jeśli Pixar dobrze to rozegra, Elio może być czymś na kształt WALL·E z dialogami: głęboko humanistyczną opowieścią o inności, empatii i samotności.

Czekam na ten film, bo Pixar nadal potrafi mówić do dorosłych przez dzieci. I czasem, jak pokazali w Coco czy Inside Out, trafiają w punkt. Jeśli Elio się uda, może być jednym z najbardziej poruszających filmów tego roku. Jeżeli nie – zostanie przynajmniej pięknym nieporozumieniem.