Maja Lidia Kossakowska zwana królową polskiej fantastyki, nieprzypadkowo zyskała w fandomie taki przydomek. Dwukrotna laureatka i ośmiokrotnie nominowana do nagrody im. Janusza Zajdla, zyskała ogromną popularność za sprawą cyklu „Zastępy anielskie”, gdzie sprawnie bawi się religią judeochrześcijańską oraz po trosze rozmaitymi mitologiami. W „Rudej Sforze” natomiast motywem przewodnim są jakuckie wierzenia, a sama powieść zupełnie różni się konstrukcją od sztandarowego dzieła pisarki.
Ergis, młody chłopak, doskonale wie, kim zostanie w przyszłości. Ta wiedza niespecjalnie mu się podoba, szczególnie, że wiąże się ona z rzeczami, o których całkowicie nie ma pojęcia oraz które w ogóle go nie interesują. Jednak pewnego dnia szaman Kitej umiera, a jego następcą ma zostać właśnie Ergis. Wskutek intrygi chłopak nie zostaje następnym przewodnikiem duchowym społeczności, zaś owa rola wraz ze wszystkimi przywilejami przypada Dyraj Bogojowi. I chociaż jedna rzecz poszła po myśli Ergisa, to sfera istot wyższych upomni się o prawowitego pomazańca. Gdy świat stoi w cieniu zagłady, młody chłopiec z drużyną musi wyruszyć przez nieznane, aby wypełnić swoje przeznaczenie i uratować wszystko, co jest mu bliskie.
Już w pierwszych dwóch rozdziałach książka zapewnia czytelnika, że będzie miał do czynienia z typową powieścią drogi w stylu Tolkiena. Niestety, charakterystyczna dla autorki oryginalność w utworze zawęża się do świata przedstawionego, symbolicznej problematyki oraz niektórych bohaterów. Historia opiera się na tradycyjnej konwencji zagrożenia, wielkiej wyprawy i wiążącej się z nią misji, mającej doprowadzić do celu podróży, gdzie w ostatecznej próbie główna postać będzie musiała zmierzyć się nie tylko z potężnym adwersarzem, ale również z samą sobą. Od wypełnienia owego zadania zależeć będzie, czy świat zostanie zniszczony czy pozostanie we względnym spokoju. To zupełna odskocznia od struktur prezentowanych w „Siewcy Wiatru”, który nie był aż tak prostolinijny. Kompozycja fabularna opiera się na archetypach: niedoświadczony chłopiec musi uczyć się od podstaw, aby stać się wielkim szamanem; towarzysze bez względu na przeszkody dążą do wyznaczonego celu; dobra strona początkowo przegrywa… Tego typu schematów nie brakuje, a poza paroma innowacyjnymi wątkami pobocznymi niemal każdy etap jest do przewidzenia.
Kreacja bohaterów z kolei jest dwoista. Wielu z nich opiera się na wzorcach klasycznych dla fantasy, lecz na kartach powieści spotkać można również całkowicie nowe – konstrukcją – sylwetki, bazujące na niepopularnych w polskiej fantastyce postaciach z wierzeń, podań i mitów Jakutów. Niestety, to właśnie te innowacyjne postacie zajmują w utworze pozycję drugorzędną, gdy pierwsze skrzypce gra z kolei trzynastoletni zagubiony chłopiec, muszący mierzyć się z przerastającymi go problemami i przeciwnikiem, o którym nie ma niemal zielonego pojęcia, a wszystko w imię wyższych celów. W tego typu powieści nie mogło zabraknąć drużyny, w której każdy ma jakieś określone zadanie, i w której nie może nie znaleźć się niezdara czy brawurowy wojownik. Gdyby nie dwie ciekawe postacie w tej grupie – czyli gadający, kulawy koń oraz Iważka, inspirowany jedną z wcale charakterystycznych postaci rosyjskiego folkloru – to zasadniczo w tym aspekcie książka stanowiłaby kalkę podobnych powieści. Kossakowska nadrabia na szczęście światem bohaterów nadnaturalnych – bóstw, demonów, duchów i tytułową Rudą Sforą, czyli głównym antagonistą. I tu czytelnik otrzymuje znany z „Siewcy Wiatru” model przeciwnika – niszczyciela świata, bezwzględnego zła, kierującego się jednak całkowicie innymi motywacjami i przedstawionego w odmiennej szacie, lecz summa summarum dążącego do tego samego efektu.
Jeżeli chodzi o świat przedstawiony to właśnie on jest największym atutem powieści. Pisarka zagłębia się w mitologię jakucką i na jej kanwie buduje otoczenie, tworzy zaświaty i opiera fizykę na wierzeniach, w których uniwersum podzielone jest na trzy płaszczyzny rzeczywistości – Górnej, Środkowej i Dolnej. Protagonista w dużej mierze podróżuje po krainach należących do istot nadnaturalnych, dzięki czemu czytelnik ma okazję przyjrzeć się zmiennemu krajobrazowi bogatego świata syberyjskich podań i mitów, gdzie kluczową rolę odgrywa pierwotna wiara – szamanizm.
Kossakowska zadbała o to, żeby jej powieść czytało się przyjemnie. Dlatego sięgając po tytuł, należy się nastawić na lekką narrację, którą autorka doskonale buduje napięcie i wykorzystuje weń szereg zabiegów – jak choćby suspens – mających w odpowiednim czasie urozmaicić historię. Dialogi dostarczają odpowiedniej ilości informacji, pozwalają nam bardziej szczegółowo wgłębić się w psychikę bohaterów i poznać relacje, panujące między nimi. Nie zabrakło również specyficznych dla pisarki opisów, pełnych poetyckiego języka i metafor, czasem utrudniających odbiór utworu oraz niesprzyjających dynamice. Introspekcji w porównaniu z dziełami spod znaku „Zastępów anielskich” jest stosunkowo mało, co pozwoliło rozwinąć się wartkiej akcji. Jedyne, co rzuca się w oczy, to opisy danych charakterów, niejednolite językiem względem reszty lektury. Taki mankament rekompensują sceny batalistyczne napisane w epicki, monumentalny i różnorodny sposób.
W ostatecznym rozrachunku utwór trudno jednomyślnie ocenić. Jedną stronę medalu okupuje rozwałkowana konwencja, archetypy i duża przewidywalność, lecz drugą zajmują malownicza sceneria, intrygujący motyw oraz alegoryczny antagonista. Myślałem, że finał rozwiąże wszystkie rozterki odnośnie całokształtu, ale, choć zaskakuje, to brak w nim wyrazistej pointy oraz treściwego wyjaśnienia niektórych symboli. Na koniec pozostaje kwestia tempa czytania, ponieważ książka naprawdę wciąga i pochłania się ją w rekordowym czasie, jednak sama jej treść jakoś niespecjalnie zapada w pamięć. Z całą pewnością nie należy się nastawiać na coś pokroju „Siewcy Wiatru” czy „Zakonu Końca Świata”, chociaż czytelnicy lubujący się w literaturze Young Adult powinni być tytułem usatysfakcjonowani.