O ile już zeszły rok fani ekranizacji komiksów mogli uznać za niezwykle udany, tak w 2016 ten trend uderzy nas z podwójną siłą. Obok mocnego od lat Marvela do gry na poważnie wchodzi także duet DC Comics & Warner Bros.. Na rywalizacji pomiędzy dwoma gigantami najwięcej powinien zyskać widz, a nie zapominajmy, że po klapie zwanej „Fantastic Four” broni nie składa także 20th Century Fox. Pamiętając jak bardzo nieudane były pierwsze współczesne ekranizacje komiksów Marvela, na liście umieściłem też dwie pozycje przenoszące na srebrny ekran gry komputerowe; być może „Assassin’s Creed” lub „Warcraft” okażą się dla gier komputerowych tym, czym dla komiksów był „Iron Man”*?
Deadpool (12.02)
Najnowsza komedia romantyczna z Ryanem Reynoldsem. Idealna na walentynkowy wieczór z dziewczyną! Kiedy już w trakcie seansu zorientuje się, że dała się nabrać i jej to nie rozbawi – ten związek i tak nie miał szans. Nawet jeśli ekranizacja przygód najemnika z gębą nie okaże się najbardziej udaną produkcją roku, bez wątpienia już teraz jest kandydatem do listy „kampania reklamowa która mnie oczarowała”. Przy małym budżecie, niewielkim wsparciu studia oraz kategorii wiekowej R (hura!), Reynolds i spółka muszą się bronić kreatywnością. Trzymam za nich kciuki, ponieważ dobre wyniki „Deadpoola” mogą sprawić, że zobaczymy więcej ekranizacji komiksów, których głównym targetem nie są tabuny nastolatków (co nie znaczy, że są one złe!), a spragnieni rozrywki rodem z kina akcji lat 80tych trzydziestolatkowie.
Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości (1.04)
Chociaż film premierę ma 1 kwietnia, to jego tytuł niestety nie jest żartem. „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” w dalszym ciągu pozostaje jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji roku. Ma być pierwszym filmem od DC Comics, który poważnie skupi się na budowie spójnego, kinowego uniwersum. Odkąd zaczęły do nas docierać kolejne przecieki na jego temat – walka Supermana z Batmanem, obecność Wonder Woman i Lexa Luthora, Doomsday (który wygląda niczym nieślubne dziecko trolla z „Drużyny Pierścienia” i Abomination z „The Incredible Hulk”) – obawiam się jednak, czy na pewno uda się tych wszystkich bohaterów i ich relacje pomieścić w jednej produkcji. Cały czas odnoszę wrażenie, że zwiastuny zdradziły nam zbyt wiele elementów fabuły. Wierzę jednak w Snydera i jego wizję, w końcu jestem jedną z siedemnastu osób na całym świecie którym podobał się „Man of Steel”.
Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów (6.05)
Gdyby po „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” widzom wciąż mało było bratobójczych starć pomiędzy herosami, z pomocą przyjdzie „Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów”. Biorąc pod uwagę jak wiele postaci pojawi się w tym filmie, można się obawiać, czy każdy dostanie wystarczającą liczbę czasu ekranowego. Marvel ma jednak w tym względzie tę przewagę nad DC, że większość spośród nich dobrze już znamy z innych filmów. Na ekranie zadebiutują jedynie Black Panther oraz Spider-Man (ten drugi prawdopodobnie raczej w rozbudowanym cameo niż z drugoplanową rolą). Będzie to też ostateczny test przed „Avengers: Infinity War” dla braci Russo: czy są w stanie poradzić sobie z tak dużą ilością gwiazd na planie i umieszczeniem ich w jednym filmie? Komiksowa wersja tej historii nie skończyła się dla wszystkich bohaterów najlepiej i rozpoczęła bardzo mroczny okres w uniwersum Marvela, ciekawe jak będzie to wyglądać w filmie.
X-Men: Apocalypse (20.05)
Jeśli mamy do czynienia z filmem o X-Men, który jest trzecim w serii (licząc od „X-Men: First Class”), a w jego finale niszczone są mosty, to na pewno mamy powody do obaw. Od premiery „X-Men: Ostatni Bastion” minęło już niemal 10 lat, a rana wciąż się nie zabliźniła… Tym razem Bryan Singer postanowił pokazać nam konflikt, jakiego X-Meni jeszcze w filmach nie doświadczyli. Na scenę wejdzie najpotężniejszy spośród homo superior: Apocalypse oraz jego Czterej Jeźdźcy. Podobno reżyser chciał nawiązać do kina katastroficznego – miejmy nadzieję, że ten rozmach rzeczywiście zobaczymy na ekranie. W internecie z dużą krytyką spotkał się wizerunek tytułowego mutanta, jednak biorąc pod uwagę, jak dobrze wypadł w „The Force Awakens” Oscar Isaac, warto dać szansę granemu przez niego En Sabah Nurowi. W obsadzie zobaczymy znane i lubiane gwiazdy (McAvoy, Fassbender) oraz świeżą krew – Sophie Turner jako Jean Grey czy Olivię Munn w roli Psylocke. Nie wiem jedynie czemu grająca Mystique Jennifer Lawrance nie pokazuje się już wcale w niebieskiej formie. Tyle było o to krzyku w dwóch ostatnich filmach, a teraz nagle od tego odstąpiono? Pachnie to bardziej zapisem w kontrakcie aktorki niż pomysłem scenarzystów. Filmowe przygody X-Men zaliczały już wielkie wzloty i równie duże upadki, jednak ich twórcy chyba w końcu znaleźli właściwą formułę.
Wojownicze Żółwie Ninja: Wyjście z Cienia (1.06)
Michael Bay prawdopodobnie po raz kolejny zaserwuje nam ten sam film jaki kręci od lat i fakt, że na liście płac figuruje jako producent nie ma żadnego znaczenia. Prawdopodobnie zostanie on (słusznie!) zmiażdżony przez krytyków i widzów. Prawdopodobnie i tak zarobi setki milionów dolarów i doczeka się kolejnej ekranizacji, ponieważ masa małolatów właśnie na seansie tego filmu będzie chciała spędzić dzień dziecka. Trudno im się dziwić, w końcu to historia o wielkich, zmutowanych żółwiach, które walczą niczym ninja. Filmy z nimi nie były dobre ani dwadzieścia lat temu, ani nie są dobre teraz. Jedynym pozytywem jakiego jestem się w stanie doszukać w „Wojowniczych Żółwiach Ninja: Wyjściu z Cienia” jest fakt, że gra w nich Stephen Amell, który być może wprowadzi do filmu odrobinę energii, której drewnianym aktorom w produkcji z 2014 roku zdecydowanie brakowało.
Warcraft: Początek (10.06)
Najpopularniejsza gra MMO w historii, która już od dwunastu lat utrzymuje przy sobie ogromną społeczność graczy, musiała w końcu trafić do Hollywood. Świat Warcrafta znany nie tylko z „World of Warcraft”, ale także znakomitych RTSów, posiada niezwykle rozbudowaną historię, dzięki czemu scenarzyści naprawdę mieli masę inspiracji przy pisaniu skryptu. Mam wrażenie, że twórcy „Warcraft: Początek” chcą wypełnić lukę, jaka powstała na rynku po tym, jak Peter Jackson zekranizował już prawie wszystko autorstwa Tolkiena („Silmarillionu” chyba nie ruszy?). Mogą dzięki temu odnieść duży sukces, który pozwoli na rozbudowanie marki. Ogromny, ciekawy świat, miliony fanów, fantasy w najbardziej epickim wydaniu jakie można sobie wyobrazić – to naprawdę może się udać. Mam nadzieję, że scenarzyści zapewnią nam kilka twistów i nie dostaniemy historii wyglądającej tak: orkowie uciekają przed demonami, ludzie biją orków (bo uchodźcy), a orkowie ludzi, przychodzą demony, ludzie i orkowie biją demony.
Star Trek: W Nieznane (6.07)
Star Trek, podobnie jak znajdujące się dalej na liście Gwiezdne Wojny, to nie ekranizacja komiksu lub gry i umieszczenie ich tutaj to lekkie oszustwo, ale biorąc pod uwagę gigantyczny fandom obu tych produkcji i związane z nimi oczekiwania, chyba możecie mi wybaczyć lekkie nagięcie zasad. Po względnie udanym restarcie serii z 2009 roku i jego gorzej przyjętej kontynuacji, z serią rozstał się J.J. Abrams. Być może wyjdzie jej to jednak na dobre; załoga w końcu wyrusza eksplorować kosmos zamiast wikłać się w militarne konflikty , dzięki czemu mamy szansę zobaczyć większy i bardziej urozmaicony fragment uniwersum Star Treka, a przy okazji powrót do jego korzeni. Do już i tak pełnej gwiazd obsady dołączył Idris Elba, miejmy więc nadzieję, że tym razem przeciwnik bohaterów grany przez uznanego brytyjskiego aktora nie będzie jedynie odgrzewanym kotletem, jak miało to miejsce z Benedictem Cumberbatchem. Obawy fanów może budzić fakt, że reżyserem został Justin Lin, znany dotychczas głównie z serii „Szybcy i Wściekli”. Mam wrażenie, że w czasach, kiedy wszyscy wokół podkręcają tempo, serii pomogłoby raczej podejście typowe dla Vulcan: wolni i spokojni.
Legion Samobójców (12.08)
Najnowszy zwiastun filmu zaskoczył większość widzów. Okazało się, że w filmach z uniwersum DC także mogą pojawiać się żywe kolory, żarty oraz spora doza szaleństwa. Nie powinno to jednak dziwić, biorąc pod uwagę, że „Legion Samobójców” opowiadać ma losy drużyny w której skład wchodzą między innymi Joker i Harley Queen. Jeśli „Legion Samobójców” rzeczywiście będzie utrzymany w tonie pokazanym na zwiastunach, to możemy się spodziewać większej różnorodności w filmowym uniwersum DC w przyszłości, co cieszy. Mroczny Batman jest świetny (zaliczy cameo w tym filmie), ale odrobina szaleństwa na pewno nikomu nie zaszkodzi. Jak zresztą w inny sposób pokazać drużynę, w której skład wchodzą między innymi humanoidalny krokodyl-kanibal, wojowniczka walcząca pożerającą dusze kataną, czy wytatuowany facet kontrolujący ogień?
Gambit (7.10)
Film-zagadka. Jak dotąd nie wiemy o nim praktycznie nic ponad to, że powstaje, w główną rolę wcieli się Channing Tatum, a jego premiera planowana jest na październik tego roku. 20th Century Fox, podobnie jak w przypadku Deadpoola, ma za co się rehabilitować. Uwielbiany przez fanów mutantów Gambit został fatalnie sportretowany w „X-Men Geneza: Wolverine” i moralnym obowiązkiem ludzi odpowiedzialnych za tę abominację jest pokazanie tego bohatera w takim wydaniu, na jakie zasługuje. Właściwie to samo można powiedzieć o każdej postaci, która pojawiła się w tamtym filmie, więc Fox ma co robić przez najbliższe kilka lat.
Doctor Strange (4.11)
Tym filmem Marvel wprowadzi nas w dotąd niepokazywany aspekt ich kinowego uniwersum – magię (ciężko za coś takiego uznać występ Scarlet Witch w „Age of Ultron”). Biorąc pod uwagę jak niesamowicie prezentują się inne wymiary i przestrzenie astralne na udostępnionych nam grafikach koncepcyjnych, naprawdę jest na co czekać – ten film pod względem wizualnym ma szansę być perłą w koronie Disneya! Martwi jedynie fakt, że po raz kolejny dostaniemy historię typu origin, których w MCU przerabialiśmy już chyba zbyt wiele. Doctor Strange jest jednak na tyle barwną postacią, że nie powinniśmy narzekać na nudę. Ogromne wrażenie robi też fenomenalna obsada: Benedict Cumberbatch, Mads Mikkelsen oraz Tilda Swinton… Nawet jeśli scenariusz nie porwie, na pewno zrobią to aktorzy i efekty specjalne.
Rogue One: A Star Wars Story (23.12)
To ma być pierwszy film w uniwersum Gwiezdnych Wojen, który rzeczywiście skupi się na pokazaniu wojny ze strony nie będących herosami jednostek. Brutalnej (jak na PG-13), niewybaczającej błędów i pełnej cierpienia. Jasne, nie ma się tu oczywiście co spodziewać kosmicznej wersji „Plutonu”, ale ukazanie galaktycznego konfliktu od innej, nieznanej dotychczas w filmach strony intryguje. Tutaj nie będzie miejsca na jedi oszukujących umysły szturmowców, czy baletowe pojedynki na miecze świetlne. Będzie za to bród, smród, zdrada i krew. Plotki głoszą, że w filmie pojawić ma się sam Darth Vader i muszę przyznać, że po komiksach z serii „Vader Down!” z przyjemnością zobaczyłbym bezradność oddziałów rebelii w starciu z jego potęgą. Jedną z głównych ról będzie grał Mads Mikkelsen, co ciekawe – ponoć tym razem znajdzie się po stronie „tych dobrych” i pomoże Rebelii ukraść plany Gwiazdy Śmierci.
Assassin’s Creed (21.12.2016 / 6.01.2017)
Kolejna niezwykle popularna w świecie gier marka, która trafia na wielki ekran – jak dotąd, jeszcze ani razu się to nie udało. Czemu więc nie wtedy, kiedy w główną rolę wciela się fenomenalny Michael Fassbender? Assassin’s Creed to marka, która gwarantuje twórcom ogromne pole do popisu – mieszanie realiów współczesnych z każdym okresem historycznym, jaki tylko sobie wymarzą to niemalże samograj. Niemalże, ponieważ jak widać po grach z serii, nawet tak ciekawy koncept można wyeksploatować. Jeśli twórcy filmu nie zapomną o wykorzystaniu najbardziej charakterystycznych elementów serii (parkour, ciche zabójstwa, szalone pościgi, efektowne widoki i ciekawa scenografia) i dołożą do tego kilka sztuczek (np. kamerę podążającą za plecami bohatera) możemy w końcu otrzymać ciekawy film na podstawie gry.
Jeżeli jesteście geekami, rok 2016 może się dla was zapisać złotymi zgłoskami w historii kinematografii. Miejmy nadzieję, że wspomniane na tej liście pozycje pokażą jakość, jakiej od nich oczekujemy (może poza „Wojowniczymi Żółwiami Ninja”) i nie będziemy musieli oglądać już takich koszmarków jak „Pixels”. Czego sobie i wam życzę!
* Branża komiksów potrzebowała ekranizacji, żeby napędzić sprzedaż. Czy growa też tego potrzebuje, to już zupełnie inna kwestia, którą poruszę przy innej okazji.