Maurice Druon stworzył dzieło ponadczasowe, inspirujące i monumentalne. „Królowie przeklęci” to cykl siedmiu powieści, a właściwie jedna powieść-rzeka, przedstawiająca dzieje rodu ostatnich pięciu Kapetyngów oraz ich dwóch krewnych Walezjuszy, obejmujących tron po nich. George R.R. Martin napisał, że „To jest prawdziwa »Gra otron«” i z tym stwierdzeniem w pełni można się zgodzić, bo gdy zestawić oba tytuły ze sobą, widać wiele wspólnych motywów i zabiegów. Skoro autor „Pieśni Lodu i Ognia” był nią tak zafascynowany, że całymi garściami czerpał zeń inspiracje, to bez obaw można sięgać po tytuł. Zwłaszcza, że najnowsze trzytomowe zbiorcze wydanie oficyny Otwarte jest niczego sobie.
W drugim tomie znajdziemy dwie powieści – „Prawo mężczyzn” i „Wilczyca z Francji”. Pierwsza opowieść jest o dziejach królewskiego rodu, po śmierci otrutego Ludwika Kłótliwego, która wywołała niemały zamęt. Brak dziedzica tylko wzmaga chaos, choć żona nieboszczyka jest brzemienna, jednak nie wiadomo, czy urodzi pogrobowca. Brat monarchy z kolei, hrabia Filip de Poitiers, wyłącznie czeka na szansę przywłaszczenia sobie tronu. Jest jeszcze córka króla z poprzedniego małżeństwa, Joanna, lecz mimo tego, że posiada mocne prawa do korony, zarzuca się jej niepewne pochodzenie. Prócz tych pretendentów, chętnych do przejęcia berła nie brakuje, a i notable wyczekują, aby odgryźć dla siebie kawałek przywilejów i wpływów. Ale nie tylko francuski tron stoi pusty. Do obsadzenie jest na domiar papieski. Kardynałowie nie są w stanie wybrać godnego kandydata, i niespecjalnie im się z tym śpieszy. Konklawe ciągnie się miesiącami, Kościół popada w nieład, wiara kruszeje. Hrabia Poitiers postanawia dopomóc wyborowi, który będzie miał również dla niego korzyść.
„Wilczyca z Francji” natomiast różni się nieco od poprzednich części, tym razem w sercu wydarzeń jest Izabela, królowa Anglii, siostra zmarłego Ludwika, Filipa de Poitiers oraz Karola. Monarchini wraca na swój rodzimy dwór, wzgardzona i ośmieszona przez męża, Edwarda II oraz jego kochanka Despensera, aby zyskać wpływy i zemścić się, a do tego nareszcie ma okazję połączyć się z miłością swego życia, zbiegłym z Tower lordem Mortimerem. Teraz, gdy królowa jest na ziemiach przodków, może przeciwstawić się woli męża i starać się wyrównać długi ze złodziejem swojego majątku.
W trzecim omnibusie czekają na czytelników „Lew i lilie” oraz „Kiedy król gubi swój kraj”. Utwór otwierający trzeci tom prezentuje historię króla nieudolnego i słabowitego – Filipa IV, pierwszego z dynastii Walezjuszy na francuskim tronie i kuzynem wcześniejszego władcy. Istotną rolę w tej powieści odgrywa Robert d’Artois, który dopomógł w zdobyciu korony obecnemu monarsze. W zamian za wyświadczenie przysługi, żąda od suzerena pomocy w odzyskaniu ziemi swoich przodków, którą przywłaszczyła sobie jego stryjenka. W tym celu nie wacha się podejmować najpodlejszych podstępów, zdrad i matactw. I w wielu kwestiach dopina swego.
„Kiedy król gubi swój kraj”, czyli ostatnia część cyklu, jest zupełnie odmienna w strukturze i konwencji od poprzednich powieści. Całą akcję czytelnik śledzi z perspektywy kardynała de Périgord, który nie szczędzi sarkazmu i ciętego dowcipu przy komentowaniu niektórych zdarzeń. Nad Francją zawisły czarne – angielskie – chmury, na tronie zasiada Jan II Dobry, wybucha konflikt z Nawarą, a brytyjski król rości sobie prawa do korony państwa nad Sekwaną i Loarą. Papież w dodatku stara się załagodzić sytuację i zbratać dwa zwaśnione narody, leżące po dwóch stronach La Manche, aby wyruszyły w krucjacie. Nie wie tylko, że wojna stuletnia dopiero się rozkręca.
Fabuła czterech części (podobnie jak poprzednich trzech) jest niezwykle złożona, a to za sprawą licznych wątków, które w żadnym wypadku nie nużą, a skomplikowana kompozycja nie jest bynajmniej chaotyczna, lecz rozwarstwiona i uporządkowana. Motywem przewodnim całego cyklu jest klątwa, rzucona jeszcze przez wielkiego mistrza templariuszy, Jakuba de Molay, w „Królu z żelaza”. Trudno mówić ogółem o wszystkim, bohaterów pojawiających się na kartach lektury jest naprawdę sporo, dodatkowo każdy wnosi ze sobą jakąś historię, nierzadko rozwijającą się w pełnoprawny i, często bardzo, rozbudowany wątek. Druon stara się pisać przejrzyście i klarownie, co wychodzi mu znakomicie. Wszystkie elementy układanki składają się w kompletną całość, tworząc bogatą problematycznie opowieść nie tylko o próbach zaspokojenia swych ambicji i zachcianek.Wielokrotnie zostaje poruszona kwestia dziedzictwa, sprawiedliwości, rodzinnych więzi oraz moralności. Ale tak naprawdę francuski autor w alegoryczny sposób przedstawia na czym polega władza królewska, jaki jest jej koszt i ciężar, jak wielkie emocje wywołuje i jak zmienia człowieka. Druon pokazuje też, jak owa władza, może doprowadzić do zniszczenia.
Ale „Królowie przeklęci” są również o chciwości – w różnym wariancie i formacie. To historia o ludziach, którzy są w stanie popełnić najbardziej niecne, fałszywe i zdradzieckie czyny, aby uzyskać dla siebie możność, ziemię bądź złoto.Nie zawsze w tej kolejności i nie zawsze osobno. Najlepszym przykładem tego jest istotny wątek Roberta d’Artois, toczący się już od pierwszych tomów cyklu, a kończący w „Lwie i liliach”; arystokratę walczącego z ciotką o prawo do własnego dziedzictwa, które ta swego czasu sobie przywłaszczyła. Druon przedstawia także potęgę pieniądza, włoskich bankierów trzymających w szachu wiele znamienitych, możnych osobistości oraz pokazuje, że czasem mamona jest o wiele droższa sercu niż rodzony brat, kuzyn, córka czy nawet druga połówka.
Dodam, że Maurice Druon pisał przepięknym językiem, a tłumaczowi udało się oddać pełnie szlachectwa jego pióra. Pisarz nie ma ciężkiego stylu, stara się nakreślać świat za pomocą wyszukanych, acz jasnych słów, przeprowadzając czytelnika przez opowieść przyjemną narracją. Bohaterowie to wyraziste, różnorodne charaktery, czasem niezwykle symboliczne, lecz w odniesieniu do ich historycznych pierwowzorów zostali o wiele bardziej rozbudowani oraz wzbogaceni rozmaitymi cechami osobowości, których w istocie nie posiadali. Książka obfituje zarówno w tchórzy, intrygantów, zdrajców, jak i w szlachetnych rycerzy i uczciwych arystokratów, zaś każda przewijająca się choćby w dalekim tle postać jest pieczołowicie zarysowana. W „Królach przeklętych” mamy też dobrze odwzorowane realia średniowiecznej Europy – szczególnie Francji i Włoch, mniej Anglii i innych – XIV i XV wieku. Na domiar portret społeczeństwa, jego obyczajowości, ubioru, systematyki pracy i czynności. Druon dba o każdy, nawet najmniejszy detal, przez co jego twórczość nie ma wad. Wojna i konflikty zbrojne, sceny batalistyczne oraz wyniosłe wystąpienie stoją podobnie jak cała reszta – na najwyższym poziomie.
Oba tomy wspaniałego cyklu zabierają czytelników po raz kolejny na pasjonująca lekcję dziejów z francuskimi władcami w roli głównej. Ponadto, to świetny przykład dobrze napisanej powieści historycznej, w której autor umiejętnie wplata w zaistniałe fakty fikcję literacką, zalepiając tym samym białe plamy wymyślonymi przez siebie – przekonywującymi – wydarzeniami, zazębiającymi się z podręcznikowym autentyzmem. Miłośnicy prozy Zelaznego, Martina, Abercrombiego, Sandersona czy Ziemiańskiego powinni być usatysfakcjonowani tą wyśmienitą ucztą wyobraźni, jaką serwuje Druon. A na dokładkę otrzymują przypisy, biogramy oraz drzewo genealogiczne, żeby kompletnie zaspokoić apetyt.