We wstępie do drugiego tomu „Skalpu”, Ed Brubaker pisze o tym, co jego zdaniem charakteryzuje dobrą opowieść noir – nieuchronność. To właśnie owa żelazna konsekwencja, z jaką kolejni bohaterowie powieści graficznej Jasona Aarona zmierzają do tragicznego końca sprawia, że komiks ten jest wybitnym przedstawicielem gatunku. I muszę przyznać, że talent z jakimi kolejne postaci potrafią spieprzyć każdy dokonywany wybór (inna sprawa, czy w Prairie Rose nie jest on jedynie pozorny) i stoczyć się jeszcze niżej jest doprawdy imponujący.
W drugim tomie opowieści, Jason Aaron może poświęcić więcej miejsca historii oraz jej bohaterom – czytelnik został już wprowadzony w realia świata, poznał panujące w nim zasady i uczestników wydarzeń oraz relacje pomiędzy nimi. Dzięki temu opowieść jest niezwykle płynna, właściwie pozbawiona momentów, w których można się od niej bez żalu oderwać. Zachowanie właściwego tempa jest tym trudniejsze, że Aaron nieustannie żongluje wydarzeniami rozgrywającymi się na kilku płaszczyznach – śledzimy nie tylko różnych bohaterów, ale także wydarzenia z ich przeszłości, zarówno te bliższe, jak i dalsze. Sposób w jaki radzi sobie z tym scenarzysta zasługuje na najwyższe uznanie.
Pierwszy tom w dużej mierze opowiadał o relacjach pomiędzy Dashielem Zły Koń i jego matką, Giną, i tutaj ponownie będzie to ważny wątek (nawet pomimo pewnych wydarzeń z zakończenia poprzedniego tomu), jednak główną oś wyznacza tym razem to, co łączyło Ginę z wodzem Czerwonym Krukiem. Dzięki takiemu rozwiązaniu jeszcze lepiej możemy poznać potężnego Indianina, zajrzeć w jego myśli, poznać dokonane wybory oraz motywacje, które nim kierowały. A trzeba przyznać, że widziane przez nas fragmenty życia Czerwonego Kruka sprawiają, że czytelnik pozostaje bezradny wobec oceny tej postaci. Z równie wielopoziomową, skomplikowaną osobowością nie spotkałem się od dawna, i to nie tylko w komiksie, ale w dowolnym tekście popkultury! Czerwony Kruk nie jest zresztą jedyną postacią, którą przybliża nam scenarzysta – więcej dowiadujemy się między innymi o jego córce, na której przykładzie widać, że warto dać Aaronowi nieco czasu – Carol, która początkowo wydawała się płaską i stereotypową dziewczyną, także zyskuje kolejne warstwy.
Na temat ilustracji R.M. Guery pisałem już w recenzji pierwszego tomu, tym razem pojawiło się jednak dwóch nowych rysowników: David Furno i John Paul Leon. Ich ostra kreska bardziej przywodzi na myśl styl znanego z „Amerykańskiego Wampira” Rafaela Albuquerque i tam też bardziej pasuje, jednak nie można powiedzieć, żeby praca obu rysowników ciągnęła opowieść w dół. Dobrze się sprawdza jako urozmaicenie i ciekawostka, jednak to Guera pozostaje mistrzem „Skalpu”.
Drugi tom „Skalpu” robi coś niezwykle trudnego – jest jeszcze lepszy niż znakomity początek tej brutalnej opowieści. Skomplikowani, wielowarstwowi bohaterowie, poczucie nieuchronnego upadku, znakomite, żywe dialogi (ponownie na brawa zasługuje tłumacz, Krzysztof Uliszewski), idealnie dopasowana kreska – każda składowa część tej brutalnej opowieści stoi na najwyższym poziomie i idealnie współgra z pozostałymi. „Skalp” to w mojej opinii najlepsza ukazująca się obecnie po polsku seria komiksowa i pozycja, bez której nie wyobrażam sobie półki fana powieści graficznych!