Traveller’s Tale wydało ponad dwadzieścia gier z klockami Lego w ciągu ostatnich jedenastu lat. Czy, pomimo utrzymywania tempa godnego Ubisoftu i kolejnych odsłon serii o asasynach, klockowy świat nadal jest w stanie przyciągnąć graczy; oraz, co ważniejsze, nie znudzić po pierwszych godzinach?
Jedno trzeba przyznać już na wstępie – „Lego Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy” jest po brzegi wypełnione klimatem. Od filmowej muzyki zaczynając, przez postaci oraz pojazdy, a na wplecionych w fabułę żartach kończąc, ludzie z TT Games bez problemu odnajdują się w atmosferze Gwiezdnej Sagi. Widać to już przy prologu, w którym gracze zostają rzuceni w sam środek bitwy o Endor. Takie wprowadzenie prezentuje jednocześnie elementy rozgrywki, z którymi przyjdzie się zmierzyć w dalszej części zabawy. Walczymy na powierzchni planety ze szturmowcami, prowadzimy pojedynek na miecze świetlne, rozwiązujemy zagadki, ale przede wszystkim zasiadamy za sterami myśliwca. To właśnie ta chwila sprawiła, że nie mogłem się oderwać od „Przebudzenia Mocy”. Latanie daje niesamowitą satysfakcję, niezależnie czy walczymy na powierzchni planety, czy w przestrzeni kosmicznej, za sterami klockowego X-Winga zasiadałem z nieskrywaną radością.
Jeśli spodziewaliście się rozwinięcia znanych z filmu wątków, to niestety będziecie rozczarowani. Jedenaście misji fabularnych sztywno trzyma się znanych z siódmego epizodu wydarzeń, jedynie urozmaicając je za pomocą zagadek oraz potyczek, a całość podlewając sporą porcją, charakterystycznego dla Traveller’s Tale, humoru. Gra naprawdę rozwija skrzydła dopiero po zakończeniu trybu fabularnego. To właśnie wtedy gracz może swobodnie podróżować między takimi planetami, jak Jakku, czy Takodana, wypełniać zadania poboczne i brać udział w wyścigach, a nawet powtarzać ukończone misje celem zdobycia kompletu znajdziek. Aktywne ich kompletowanie nagradzane jest dostępem do bonusowych zadań, opowiadających o wydarzeniach mających miejsce przed „Przebudzeniem Mocy”. Jest to całkiem udany sposób motywowania graczy, bo kto by nie chciał zobaczyć jak wyglądało polowanie na Rathtary w wykonaniu Hana i Chewiego, czy wyprawa Poe na ratunek admirałowi Ackbarowi?
Poziomy zostały w większości dobrze zaprojektowane. Rysowane tła świetnie współgrają z klockowym środowiskiem, a rozwiązania stawianych przed graczami zagadek niemal od razu rzucają się w oczy. Niestety, co jakiś czas trafia się na utrudniające zabawę błędy. Niejednokrotnie klocki z których powinno się stworzyć umożliwiający ruszyć dalej konstrukt nie pojawiały się na mapie, lub robiły to dopiero po kilku minutach, zmarnowanych na bezowocne przeszukiwanie danego obszaru. Kolejny problem, tym razem dotyczący jednego z dwóch nowych elementów wprowadzonych w „Przebudzeniu Mocy”, jest związany ze sterowaniem. W „Lego Star Wars” prawie co chwila natrafia się na konieczność stworzenia więcej niż jednej budowli z danej kupki klocków. Przy próbie budowy, możliwości zostają podświetlone na pomarańczowo, a decyzje gracz podejmuje za pomocą wychylenia analoga. Niestety, gra zdaje się mieć problemy z precyzją, uparcie przerywając budowę i zmuszając do ponowienia całego procesu. Niby trwa to zaledwie kilka sekund, ale po kolejnym razie potrafi zirytować.
Drugim z nowych mechanizmów jest system osłon rodem z „Gears of War”. Raz na jakiś czas, natrafiając na silniejszy opór szturmowców Najwyższego Porządku, bohaterowie zostają zmuszeni do zejścia z linii ognia. Przekradając się między osłonami, stopniowo eliminujemy kolejne fale przeciwników, by na końcu otrzymać wymierną nagrodę punktową. Zręcznościowy charakter tych fragmentów świetnie przełamuje rutynową walkę znaną z poprzednich odsłon klockowych gier, gdzie do zwycięstwa wystarczyło naciskać jeden guzik
Największą wadą „Lego Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy” jest brak możliwości wyboru wersji językowej. Na tle kwestii wygłaszanych przez aktorów znanych ze srebrnego ekranu, polski dubbing wypada bardzo słabo. Choć większość kwestii została przeniesiona z filmu, tak dokręcane na potrzeby gry kwestie przypominają raczej automatyczne odczytywanie zdań z kartki. Oczywistym jest, że decyzja ograniczenia się do polskiej ścieżki dźwiękowej była ukłonem w stronę najmłodszych graczy, ale brak możliwości wyboru (nawet obciążonej koniecznością ściągnięcia stosownego pakietu danych) rozczarowuje. Tym bardziej, że w oryginale można usłyszeć aktorów znanych z filmu, w tym samego Harrisona Forda!
„Lego Gwiezdne Wojny: Przebudzeni Mocy” to dobra gra, która, podobnie jak prawdziwe klocki Lego, zapewni mnóstwo zabawy graczom niezależnie od ich wieku. Choć Traveller’s Tale wciąż operują na znanym schemacie, to wkładają w tytuł tyle humoru, że nie sposób czuć znużenia nawet podczas kilkugodzinnych maratonów. Jeśli do tej pory na gry z tej serii reagowaliście alergicznie, to „Przebudzenie” tego nie zmieni, ale miłośnicy „Gwiezdnych Wojen” będą się świetnie bawić.