Aneta Jadowska pełnoprawnie na arenie polskiej fantastyki pojawiła się w 2012 roku ze „Złodziejem dusz”, jej następne powieści szybko zyskały popularność wśród fanów paranormal romance. Niespecjalnie mnie to dziś dziwi, ponieważ autorka zalepiła pewną lukę – brakowało nieco utworów spod znaku literatury urban fantasy. Seria o Dorze Wilk w dodatku serwowała popularne młodzieży motywy romansowe, zaś „Ropuszki” zostały nawet określone przez wydawcę „najlepszym, co ma do zaoferowania polskie urban fantasy”, acz z tym stanowczo nie mogę się zgodzić; cykl o Witkacym z kolei zmierzył już w nieco innym kierunku, ale to historia o Nikicie – dziejąca się w tym samym uniwersum – jest jeszcze bardziej odmienna, choć Jadowskiej zdarza się szafowanie w niej tanimi trikami, które niekoniecznie mogą spodobać się wymagającemu czytelnikowi.
Owszem, to powieść czysto rozrywkowa, czerpiąca z dorobku amerykańskiego paranormal romance w stylu Patricii Briggs, ale czytanie po raz dziewiąty tych samych – odrobinę przerobionych – schematów może trochę… nie tyle zirytować, co przyprawić o znużenie. Na szczęście, „Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” to historia z innego rodzaju, która udowadnia, że Jadowska nie zamierza wałkować melanżu quasi-harlequinów z young adult (nie zapominajmy o trójkątach miłosnych!). Tym razem autorka zmierzyła się z nowym wyzwaniem i wyszła z niego zwycięsko, chociaż nie obyło się bez paru wpadek.
Nikita to kobieta z silnym charakterem, która wie, że w życiu można liczyć wyłącznie na siebie, a zaufanie ma bardzo bliską granicę. Urodziła się w rodzinie dość nietypowej, wręcz wariatów i jej relacje rodzinne nie należą do tych najcieplejszych. Wręcz gorąco się robi przy takich spotkaniach, gdzie wulkaniczna furia niemalże wylewa się z członków familii. Zresztą, Nikita nie ma zamiaru zacieśniać więzi, woli pracować i wypełniać kolejne misje – dotychczas jako jedna z Zakonu Cieni radziła sobie nie najgorzej, choć od dłuższego czasu była typem samotnika. Teraz jednak zostaje przydzielony jej partner, który doprowadza ją do szału, a fakt, że na każdym kroku powinien zginąć w mieście takim, jak Sawa, sprawia, iż postać intryguje nie tylko czytelnika, ale i samą protagonistkę.
Oto coś, co można wreszcie pochwalić – sprawnie prowadzona akcja, skupiająca uwagę czytelnika wokół dynamicznych wydarzeń oraz zagadek, które towarzyszą perypetiom Nikity. Jadowska po raz pierwszy sprawiła, że nie kręcę głową z powodu absurdów portretów psychologicznych – no, może nie robiłem tego również przy okazji „Szamańskiego bluesa” – bo czasem można się było nieźle zakręcić wokół braku logicznych podstaw w zachowaniu konkretnych sylwetek. Autorka nadrabiała za to ciągłymi zwrotami akcji – ale nie wyszukanymi – i serią informacji o świecie przedstawionym, które wnosiły mało do fabuły, lecz budowały ciekawe uniwersum. I tak jest w przypadku jej najnowszej książki, choć teraz jest znacznie więcej tego dobrego.
Jeżeli chodzi o wspomniany wcześniej świat przedstawiony to jest on chyba jednym z większych plusów – mocny, rasowy sztafaż urban fantasy, w którym nie zabrakło miejsca na duchy, demony, anioły, bożków, wiedźmy, wilkołaki, wampiry czy fanatyków religijnych, ale to wszystko mieści się w alternatywnych wersjach niektórych miast bądź w odosobnionych ustroniach. Wars, gdzie toczy się większość akcji, jest właśnie taką magiczną metropolią, do której dostęp mają tylko istoty nadnaturalne – tam w spokoju mogą sobie mieszkać i nie obawiać się wpływu ludzkiej cywilizacji. Jednak to nie idylla, tak samo jak w naszym świecie, tak i tam nie brak przestępców i gangsterów, tylko że w owych paranormalnych miastach zbrodnie mogą przybierać o wiele bardziej wyrazisty charakter. Nie jest więc różowo… chyba że mowa o wykorzystaniu do niecnych celów magii miłosnej.
Nieodzownym elementem świata przedstawionego są również bohaterowie, i chociaż w większości poprzednich książek Jadowskiej ten element kulał, tu jest znacznie lepiej. Postać Robina, partnera zawodowego protagonistki, jest tajemnicza, dość specyficzna, ale dobrze przedstawiona i niecierpiąca na tendencję zakochiwania się w głównej bohaterce. Z odkrywaniem jego wnętrza oraz historii sylwetki odbiorca i sama Nikita wiąże się niejednokrotne zaskoczenia. Pozytywne, rzecz jasna. Nikita z kolei to mocna, niepoddająca się i przede wszystkim twarda babka, która nie boi się – i potrafi – dokopać facetom w prawdziwy sposób, bez cudownych mocy, otrzymanych w ostatniej chwili (zaznajomieni z cyklem o Dorze Wilk będą wiedzieć, co mam na myśli). Autorka postarała się, aby ta poraniona, posiadająca ogromny bagaż doświadczeń i nieoszczędzona przez los bohaterka, doznała przemiany, rozwinęła się i parę razy dostała znak, że nie jest wyłącznie maszynką do zabijania.
Słowem tylko napomknijmy o warsztacie – widać ogromne postępy od „Złodzieja dusz”, Jadowska wie już jak zaciekawić czytelnika czymś bardziej wysmakowanym niż tanie chwyty dla nastolatek rodem ze „Zmierzchu” (nie twierdzę, że tak akurat zawsze było, choć zdarzało się). Język powieści jest bardzo przejrzysty, a zdania układają się w gładką do przebrnięcia całość, dzięki czemu powieść przeczytać można w jeden, dwa wieczory.
„Dziewczyna z Dzielnicy Cudów” to krok naprzód w twórczości Jadowskiej, czyli całkiem niezła powieść rozrywkowa, przepełniona sensacyjnymi motywami w realiach urban fantasy, bez romansowych wątków. Na szczęście. Książka broni się sama – niemal pod każdym względem, ale nie należy się spodziewać wymyślnej problematyki i głębokiej pointy. Co oczywiście nie jest tu koniecznie potrzebne.