Dwugodzinne spotkanie z Andrzejem Sapkowskim na tegorocznym Polconie przyniosło nie tylko parę naprawdę ciekawych informacji, ale tam obecnym sprawiło wiele przyjemności. Wszyscy słuchający autora i zadający mu pytania zapewne są ukontentowani – mistrz sarkazmu popisał się czarnym, ironicznym, ale też rubasznym dowcipem, zabawiając widownię oraz zapewniając luźną, przyjazną i nader sympatyczną atmosferę. Konwenty rządzą się swoimi prawami i często toczone na spotkaniach rozmowy z publiką rzadko wychodzą – właściwie nie przebijają się – poza sferę Fandomu. Jednak gdy persona na miarę Sapkowskiego powie – nie ważne, w jaki sposób, w jakim celu, momencie czy formie – coś nie dla każdego wygodnego, to owa wieść wyrwana z kontekstu może ugodzić w miękkie podbrzusze konkretne grono, a działa niczym plotka. Słowem – rozrasta się w zastraszającym tempie. Zwłaszcza, gdy hieny prasowe wyczują temat na sensację. Za nimi naturalnie pójdą tzw. lemingi, czyli ludzie nieświadomie wyznające zasadę spaczonego vox populi.
Obytym z czymś więcej niż telewizja oraz plotkarskie wortale modus operandi mass mediów nie powinien być obcy, bo raczej należą do grupy unikającej tychże niby ognia. Sprawa jest prosta jak budowa – frazeologicznego – cepa. Redaktor wyłapuje informację, manipuluje nią na własną korzyść, wyrywa z holistycznego zarysu sytuacji i oczywiście ją publikuje, prezentując ją w najbardziej szokującym, a co za tym idzie: chodliwym, świetle – liczą się przede wszystkim oglądalność, wyświetlenia lub odsłony. Prawdziwy kontekst mocno się zaciera i nie ma żadnego znaczenia, skoro na pięć minut można otoczyć się nimbem. Sądzę, że sprawa z Sapkowskim wyglądała podobnie albo miała nieco inny wariant. Ktoś, być może żarliwy fan gamingu, źle zrozumiał słowa czy niedobrze wyłapał jeden komponent wypowiedzi, potem zaś zamknął się na pozostałe bodźce werbalne, podsycając – kto wie? – w sobie nienawiść, rozgoryczenie faktem obrażenia – zasadniczo quasi-obrażenia – ulubionej marki i środowiska graczy. Fragment zintensyfikowany wyciekł, konfratrzy rozkręcili problem, machina ruszyła…
Z socjologicznego punktu widzenia owe zjawisko stanowi niezwykle intrygujące pole do badań, szczególnie, że wykwitło na gruncie raczej uchodzącym za cokolwiek sympatyczny, wewnątrz którego z reguły panuje koleżeńska nastrojowość (spotkanie z Sapkowskim utrzymane w takim klimacie w rzeczy samej było). Wielka niespodzianka, bo chociaż autor okazał się bardzo uprzejmy a dowcipny wobec wszystkich – jego słowa cytowane kropka w kropkę: „Ja podpiszę każdemu, choćbym miał siedzieć do usranej śmierci” – pragnących zdobyć autograf, zamienić słówko, uwiecznić chwilę na wspólnej fotografii; obserwując internetowe konwersacje czy komentarze pod „artykułami o nowym wybryku Sapkowskiego” nietrudno odnaleźć róże w postaci „buc”, „cham”, „prostak” lub „grafoman” (tak, takie również). Odnoszę wrażenie, że większość komentujących w ogóle pisarza nie spotkała, nie widziała ni razu, nie zna jego poglądów, tylko opiera się na wiedzy pochodzącej wyłącznie z mediów, tych plotkarskich w dużej mierze. A ci, wiedzący o AS-ie nieco więcej, zdają sobie sprawę, iż literat za kim a za kim, ale za reporterami czy dziennikarzami bardzo nie przepada i zarówno wobec nich, jak i w ich otoczeniu zachowuje się arogancko. Zupełnie inaczej jest, kiedy przychodzi mu spotkać się z szarym czytelnikiem.
Jednak o co właściwie się rozchodzi? Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, przeglądając odmęty Internetu, najsampierw poświęcone szeroko rozumianej fantastyce, literaturze bądź popkulturze, niejednokrotnie można się natknąć na tytułu: „Sapkowski nienawidzi gier z »Wiedźminem«”, „Sapkowski obraża graczy i CD Project RED”, „Smród i gówno – Sapkowski o grach”… Patrząc na powyższe mam wrażenie, że wymyślili je hipokryci, perfidni kłamcy, najwyraźniej nie będący ani na spotkaniu, gdzie podobno pisarz śmiele szykanuje graczy, ani nie zaznajomionych z wideo czy audio z owego wydarzenia. Rzeczone tytuły nie odnoszą się do zaistniałego faktu, tylko do wierutnej bzdury, iluzji godnej rasowego mass media – czyli po prostu serwisu plotkarskiego.
Osobiście na polconowym spotkaniu byłem i bawiłem się – podobnie jak niemal wszyscy na sali (no, chyba że udawali śmiech i radość – co jest raczej mało prawdopodobne, bo co by tam w ogóle robili?!) – przednio. Szampańsko wprawdzie nie było – i może o to wielkie halo? – ale jak na spotkanie z literaturą było całkiem, całkiem. Udało się wydobyć od Sapkowskiego atrakcyjne informacje, a sam autor epatował nie tylko swobodą i brakiem tremy, ale też erudycją i – co nie jest do cna chlubne – frywolną wymową. Jako były gracz komputerowy oraz sympatyk growej odsłony „Wiedźmina” ni razu nie poczułem się dotknięty, nie padło złe słowo pod adresem RED-ów. Wręcz przeciwnie, AS mimochodem pochwalił ich za zaangażowanie i chęć współpracy. Sam jednak – co wielokrotnie podkreślił – stroni od takiej rozrywki, dlatego nie pomagał w konsultacjach, nie interesował się projektem, a raz ledwie łypnął na „piękne obrazki”. Podobnie zresztą z samymi graczami – nie wycelował w nich żadnym wrogim, ubliżającym przekazem.
Cały skandal bazuje na raptem trzech-czterech wyciętych z kontekstu frazach, powiedzianych generalnie w okolicznościach komicznych, pełnych żartów, w formie ironii. Wypada je jednakowoż wyjaśnić, po kolei. „Gra narobiła mi mnóstwo smrodu i gówna” – to nie zostało wprawdzie rzucone w luźnym, sarkastycznym charakterze. Autor – wypada wtrącić – już po pierwszym pytaniu związanym z growym „Wiedźminem” zaznaczył, że nie chce o tym medium rozmawiać, bo go po prostu nie zna. Niestety, wolni słuchacze wzięli to bodaj za kolejny żart, ponieważ takowych pytań padło jeszcze niemało. Tak więc nie ma się co dziwić, iż Sapkowski wreszcie odrzekł cytowanymi wcześniej słowami. Dochodzi do tego kwestia (podobne pytanie także miało miejsce), czy pisarz wyszedł na tym korzystnie. „Smród i gówno” odnosi się zatem po trosze do samej osoby – bo wizerunek literata (nie marketing czy sprzedaż jego książek), co nieco na tym ucierpiał. Myślę, że tłumaczenie Sapkowskiego broni się samo: wielu przez gry sądzi, iż to utwory na podstawie dzieła RED-ów, a nie odwrotnie, co potęgują zagraniczne okładki, wykorzystujące ilustracje warszawskiego studia. „Wiedźmin” w takim wypadku – w oczach niektórych – staje się oryginalnym wytworem CD Project RED, chociaż na rynkach zachodnich pojawił się przed grą. Jeżeli chodzi o inne wypowiedzi o elektronicznej rozrywce, warto przytoczyć: „Nie płaczę, nie pluję, nie jak Harry Harrison, że spieprzyli mi książkę grą. Nie, broń Boże”.
Druga rzecz odnosi się do rzekomego znieważenie graczy. Chodzi dokładnie o zażartowanie sobie, zresztą charakterystyczne dla Sapkowskiego, podczas któregoś z rzędu pytania o produkt RED-ów, dokładniej o ewentualną serię książek – niekoniecznie pióra Sapkowskiego – opartych na fabule z m.in. „Dzikiego Gonu”: „Znam parę osób, które w te gry grało. Ale niewiele takich osób znam, bo obracam się raczej wśród ludzi inteligentnych”. Tako rzekł Sapkowski, twórca RPG-a „Oko Yrrhedesa” (taki detal). Wnioski proszę wyciągać samodzielnie, acz przychodząc na spotkanie z autorem literackim, nieprzepadającym za filmem czy grami, lepiej nie zadawać mu pytań z tego zakresu – to irytuje nawet innych słuchających.
Ostatnią sprawą jest zarzut wobec Adriana Chmielarza, pracującego ongi nad wersją „Wiedźmina”, która nie doszła do skutku. Sapkowski – na pytanie jednego z interesantów – odparł, że kiedy owa gra była projektowana, nikt z nim nic nie ustalał, nie zgłosił się, a nawet nie uświadczył osławionym „pocałuj mnie w dupę”. Rozpoznawalny obecnie producent branżowy obwieścił na swym fanpage’u, iż autor Geralta i spółki pieniądze otrzymał. Jaka jest prawda? Tego nie wiem i nie zamierzam spekulować. Ważne jest to, że na konwencie nie podła ani jedna szykana w osobę Chmielarza, a gracze tym bardziej nie zostali pohańbieni.
Skierowane pod adresem Sapkowskiego zarzuty – moim zdaniem – są wcale absurdalne i niedorzeczne. Szczególnie, że opierają się na wyrwanych z kontekstu zdaniach. Zrozumienie specyficznego humoru pisarza być może do najprostszych zadań nie należy, ale nie popadajmy w paranoję – miejmy dystans i nie dajmy się ponieść toksycznej fali, jak jakieś lemingi. A jeżeli już nie jesteśmy w stanie się powstrzymać, to chociaż by się nie zbłaźnić przebadajmy sprawę wnikliwie i – w miarę możliwości – dotrzyjmy do źródeł.
Słowem – Andrzej „buc, chamidło, megaloman” Sapkowski, człek daty starej, nikogo, ni gracza, ni twórcę, ni czytelnika, nie obrażał, ba!, nawet zdarzyło mu się kogoś pochwalić. Ale co ja tam mogę wiedzieć, Pudelków i serwisów na ich poziomie nie czytam, nie przyłączam się do demokratycznego hejtu, nie bronię honoru urażonych graczy. Ja to w sumie ino na spotkaniu owym byłem i słuchałem uważnie – nic wielkiego.