Pomimo wad, „Oblicze pełne gniewu” gwarantowało rozrywkę na przyzwoitym poziomie, przy okazji wprowadzając czytelników do brutalnego świata Jonaha Hexa. Dziki Zachód w interpretacji duetu Jimmy Palmiotti-Justin Gray to mroczne, pełne krwi oraz bezprawia miejsce, gdzie śmierć może spotkać człowieka na każdym kroku. Innymi słowy, jest to teraźniejsze Gotham rozciągnięte do rozmiarów kraju.
„Jonah Hex: Mściciel”, podobnie jak poprzedni tom, to tak naprawdę antologia krótkich opowieści o łowcy nagród. Akcja skacze z miejsca na miejsce, serwując czytelnikowi kilka, powiązanych jedynie postacią Hexa historii. I choć część z nich wyróżnia się na plus w porównaniu do „Oblicza”, to całość utrzymuje tamten poziom, ze wszystkimi jego zaletami oraz wadami. Przede wszystkim, do lektury „Mściciela” nie jest wymagana znajomość poprzednika, a zamiast skomplikowanej fabuły otrzymujemy kilka historii, w których główną rolę gra ludzkie okrucieństwo, podczas gdy Jonah pełni funkcję karzącej ręki sprawiedliwości.
Powtarzalność znanego już z „Oblicza” schematu może jednak nużyć. Czytelnik w lot rozwiązuje serwowane intrygi, bezbłędnie wskazując kto (i najczęściej w jaki sposób) zdradzi Hexa. Jeśli ktoś nie czytał poprzedniej części, ów schemat prezentuje się następująco: pojawia się problem, Jonah oferuje usługi, sprawa zostaje rozwiązana po pokonaniu mniejszych lub większych przeszkód. Właśnie dlatego twierdzę, że sednem opowieści jest zło, które wraz z obłudą i zdradą doprowadziły do powstania tak okrutnego świata. Gdy Hex trafia na hodującą aligatory i pozostającą w kazirodczych stosunkach rodzinkę, to od początku wiadomo jak to starcie się skończy. Czytelnik zagłębia się w tę opowieść nie po to, by zobaczyć kolejne akty przemocy (chyba…), ale po to, by ujrzeć motywy stojące za kolejną manifestacją zła w świecie Jonaha. Jeśli na „Mściciela” spojrzeć pod tym kątem, otrzymujemy zupełnie inną historię, gdzie celem scenarzystów nie jest ukazanie prostej makabry, a zagłębienie się w tematykę głębszego zła: porwań, zabójstw, uprzedzeń i gwałtu, które dotykają ludzi.
Niestety, tak prowadzona narracja negatywnie odbija się na postaci Hexa, który na przestrzeni dwóch tomów pozostaje niezmienny. Łowca nagród kompletnie się nie rozwija, drepcząc w miejscu. Jest to uciążliwe, ponieważ w samym tylko „Mścicielu” można zaobserwować kilka idealnych okazji do wzbogacenia postaci Jonaha. Nie chodzi tu o robienia z niego emocjonalnego mięczaka, ale przewidywalność antybohatera do spółki z prostą fabułą negatywnie wpływają na odbiór całości. Jest to szczególnie dobrze widoczne w „Drzewie wisielców”, historii w której gościnny występ zaliczył Lazarus Lane, czyli sam oryginalny El Diablo, którego następcę można było zobaczyć w kinowej adaptacji „Suicide Squad”. Różnice światopoglądowe pozwalają mieć nadzieję na pokazanie interesującej dynamiki w stosunkach Hex-El Diablo. Niestety, scenariusz ogranicza ją do wymiany kilku uszczypliwości między postaciami, marnując świetną okazję do dyskusji na temat postrzegania winy oraz kary przez dwie, skrajnie różne postaci. Zamiast czegoś, co mogło stać się mocnym punktem komiksu, czytelnicy dostają standardowe, a przez co nudne, przekomarzanki pod tytułem „jesteśmy dla siebie złośliwi, ale się lubimy”.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa z rysunkami w „Mścicielu”. O ile za ten aspekt w „Oblicza pełnego gniewu” odpowiedzialny był przede wszystkim Luke Ross (z jedną częścią ilustrowaną przez Tony’ego DeZunigę), tak druga część serii powstała dzięki współpracy kilku rysowników. Prócz Rossa i DeZunigi, przygody Hexa ilustrują również Dylan Teague, Phil Noto, David Michael Beck oraz Paul Gulacy. Poskutkowało to nie tylko prawdziwą mieszanką stylów, ale też różnym podejściem do samego Jonaha. Gdy w ilustrowanej przez Gulacy’ego „Krwi na śniegu” brzydota łowcy nagród została zminimalizowana, DeZuniga wręcz skupia się na zdeformowanej twarzy. Taka różnorodność autorów sprawia, że poziom rysunków jest stosunkowo nierówny. Obok brudnego i niechlujnego stylu współautora postaci Hexa, Tony’ego DeZunigi mamy również wyraźne, proste oraz aż nazbyt czyste rysunki Phila Noto. Niby każdy znajdzie coś dla siebie, ale osobiście wolałem metodę przyjętą w „Obliczu pełnym gniewu”.
Drugi tom przygód Jonaha Hexa utrzymuje poziom poprzednika. To nadal zbiór luźnych opowieści, które przypominają bardziej snute przy ognisku historie, niż pełną rozmachu, westernową fabułę. Mimo to, warto zainteresować się komiksem o oszpeconym łowcy nagród. Choćby dlatego, że w noszącym podtytuł „Początki” trzecim tomie komiksu czytelnicy będą mogli dowiedzieć się więcej o wydarzeniach, które ukształtowały tego kierującego się specyficznym kodeksem honorowym twardziela.