„Mafia III” była jedną z najbardziej wyczekiwanych gier drugiej połowy 2016 roku; pierwsza część cieszy się w Polsce dużym szacunkiem i przez wielu graczy jest bardzo dobrze wspominana, a i jej kontynuacja ma liczną grupę zwolenników. Trzeci tytuł z serii budził jednak liczne kontrowersje – zamiast ponownego pięcia się w strukturach organizacji przestępczej o włoskich korzeniach, twórcy zaserwowali nam opowieść o żądnym zemsty Mulacie, który w odpowiedniku Nowego Orleanu końca lat 60. dąży do zniszczenia rodziny Marcano. O dziwo to właśnie nowe realia i protagonista okazały się jedną z największych zalet gry. Niestety kuleje cała reszta…
Pierwsza „Mafia” ukazała się w tym samym roku, co GTA III – rewolucyjny sandbox w którym wcielaliśmy się w przestępcę, który stopniowo piął się w górę w szeregach przestępczej organizacji. I choć w podstawowych założeniach obie gry mogły się wydawać podobne – otwarty (jak na owe czasy) świat, po którym można się było poruszać kradzionymi z ulicy samochodami, mafijne porachunki, konflikty z policją, liczne strzelaniny i perspektywa trzeciej osoby w środowisku 3D – znacznie się od siebie różniły. Podczas gdy produkcja Rockstar była pełna absurdalnej przemocy, humoru i ironicznego spojrzenia na współczesny świat, „Mafia: The City of Lost Heaven” przenosiła gracza w zupełnie inne realia. Lata 30. ubiegłego wieku, w których królowały garnitury, fedory, eleganckie samochody i jazz, tworzyły niesamowity klimat dla gangsterskich porachunków. Fabuła była poważna, grafika piękna, a sama rozgrywka prowadzona w spokojniejszym niż w „GTA III” tempie. To właśnie te różnice sprawiły, że w produkcji czeskiego studia Illusion Softworks zakochała się rzesza graczy. Pamiętano o tym także w 2010 roku, gdy zadebiutowała znakomita „Mafia II”. Niestety, kiedy 2K Games powierzało rozpoczęcie prac nad trzecią częścią cyklu młodemu studiu Hangar 13, ktoś o tym zapomniał, i „Mafia III” próbuje za wszelką cenę rywalizować z piątą częścią Grand Theft Auto, co jest zadaniem nie tyle karkołomnym, co niewykonalnym. Rockstar posiadał zarówno ogromny, doświadczony zespół, jak i gigantyczne środki oraz masę czasu. Hangar 13 miał co najwyżej zapał i kilka dobrych pomysłów.
„Mafia III” rozpoczyna się niezwykle obiecująco – w menu wita nas „All Along the Watchtower” Jimmy’ego Hendrixa, w idealny sposób wprowadzając w nastrój końcówki lat 60. Szereg połączonych filmami początkowych misji (z prowadzoną nielinearnie narracją) także robi znakomite wrażenie – skradanie się nocą po bagnach, włamanie do banku – akcja gna do przodu i nie ma chwili na nudę. Wszystko jednak kończy się w momencie, w którym do naszej dyspozycji zostaje oddane całe miasto, a bohater wyrusza na krwawą krucjatę przeciwko rodzinie Marcano. Tu zderzamy się z największą wadą gry – monotonią i powtarzalnością zadań. Naszym głównym celem jest eliminowanie kolejnych członków wrogiej organizacji , wycinając sobie drogę do coraz grubszych ryb. W związku z tym w każdej z dzielnic (dziewięć w mieście oraz bagna) musimy wykonać szereg misji – rozmowa z informatorami, drobne zniszczenia, eliminacja pomniejszych gangsterów, włamania po dokumenty, podkładanie ładunków wybuchowych, itd. Dopiero po dokonaniu odpowiedniej ilości zniszczeń, uzyskujemy dostęp do dwóch capo sprawujących kontrolę nad terenem, a po ich wykończeniu (lub zwerbowaniu) zjawia się prawdziwy władca danej dzielnicy. Przypomina to konstrukcją pierwsze „Assassin’s Creed”, w którym to żeby uzyskać możliwość zabicia bossa, musieliśmy najpierw zebrać informacje na jego temat. Niestety jest to też równie nudne i schematyczne, co w produkcji Ubisoftu… Odblokowanie każdej dzielnicy zajmuje kilka godzin, do tego dochodzą podobnie powtarzalne zlecenia, wykonywane dla naszych podopiecznych (jak np. szmuglowanie towaru z bagien), które warto wykonywać, żeby zyskiwać specjalne bonusy oraz dbać o dobre relacje z podwładnymi. To ostatnie jest o tyle ważne, że niezadowoleni z podziału łupów – mogą się zbuntować i zwrócić przeciwko nam.
Dopiero eliminacja gangstera rządzącego dzielnicą jest misją inną niż wszystkie – lokacje są znakomicie zaprojektowane (duże wrażenie wywarło na mnie szczególnie zalane wesołe miasteczko), misje urozmaicone (czasem wymagają skradania, innym razem obrony punktu, pościgu, itd.), wszystko to przetykane jest animacjami na silniku gry – widać, że to im (misjom, nie animacjom) poświęcono najwięcej czasu i to właśnie dla nich warto zacisnąć zęby i przebijać się przez kolejne powtarzalne misje. Choć fabuła jest dość prosta, to dzięki dobrze napisanym bohaterom, świetnym dialogom i ciekawemu sposobowi narracji, śledzi się ją z dużą przyjemnością. A raczej śledziłoby, gdyby nie to, że część z rozmów prezentowana jest przez statyczny obrazek stojących naprzeciwko siebie postaci, a kolejne etapy opowieści rozdziela kilka godzin mozolnego przebijania się przez szeregi mafiozów. „Mafia III” aż krzyczy o wprowadzenie w niej mechanizmu podobnego do Nemesis z „Shadow of Mordor”!
Choć, jak wspominałem we wstępie, zmiana realiów gry początkowo budziła kontrowersje, okazała się być jednym z najmocniejszych jej punktów. To jak oddano klimat epoki, jej realia i problemy, zasługuje na ogromne brawa. Powrót żołnierzy z Wietnamu, sposób ich traktowania i związana z tymi zjawiskami fala przemocy, rasizm, szczególnie silny w rejonie, w którym toczy się akcja gry (New Bordeaux jest wzorowane na Nowym Orleanie), dalekie echa makkartyzmu i bliskość komunistycznej Kuby – wszystko to wciąga w przedstawiony w „Mafii III” świat równie mocno, co bagna Luizjany kolejne zwłoki. Całość puentowana jest muzyką, która w moim prywatnym rankingu przebiła soundtrack z „GTA: Vice City” – to prawdopodobnie najlepszy zbiór utworów, jaki kiedykolwiek znalazł się w grze! Wciąż żałuję, że nie zamówiłem edycji kolekcjonerskiej, która zawierała dwa winyle…
Tym, co wyjątkowo w „Mafii III” irytuje, są techniczne usterki, którymi gra jest naszpikowana – i to nawet na tle innych sandboxów, które z racji swojej złożoności zawsze dostarczają szeregu materiałów łowcom rozmaitych glitchy. Znikanie postaci, lewitujące samochody, wyrzucanie z gry (grałem na PS4), gubiące się tekstury, przenikanie obiektów – do wyboru, do koloru. Właściwie możecie w ciemno podać jakiś problem, a na 95% „Mafia III” go posiada! Na fatalny obraz technicznej strony gry składa się także grafika, która prezentuje się równie kontrastowo, co moskiewski żebrak przy oligarsze. Z jednej strony mamy piękne modele postaci, czy odbijające się w kałużach promienie zachodzącego słońca, podczas gdy z drugiej razi doczytywanie obiektów i tekstur na oczach gracza, żenujący widok ze wstecznego lusterka, czy komiczne efekty pogodowe. Wydana w 2010 roku „Mafia II” prezentowała wyższy poziom grafiki! A strona wizualna jest niczym w porównaniu ze sztuczną inteligencją przeciwników, z którymi w szranki mogłaby stawać ameba.
„Mafia III” wywołuje niezwykle ambiwalentne uczucia. Z jednej strony to gra z niezłymi systemami walki, skradania i jazdy, interesującą fabułą, cudownym klimatem i genialną muzyką, znakomicie portretująca ówczesne problemy trawiące amerykańskie społeczeństwo. Z drugiej jednak radość z rozgrywki zabija monotonia zadań, liczne błędy, nierówna grafika i fatalne AI przeciwników. Studio Hangar 13 zamiast trzymać się tego, co wyróżniało serię na tle innych sandboxów, próbowało za wszelką cenę stworzyć grę, która będzie w stanie konkurować z „GTA V”, ale zabrakło im doświadczenia, czasu oraz pieniędzy. Finalnie otrzymaliśmy produkt posiadający znamiona wielkości, ale tak niedopracowany, że polecić go mogę jedynie ludziom którzy mają niezwykle cenną rzecz – dużą ilość czasu. Pozostali niech zaopatrzą się w soundtrack, wyjdzie taniej i przyjemniej.