Zapraszamy do lektury wywiadu z Pawłem Kornewem autorem m.in. cyklu „Przygranicze” oraz „Egzorcysty”.
Dzielą nas pewne różnice kulturowe oraz mentalność i z pewnością skupiamy się na odmiennych aspektach przy interpretacji konkretnego dzieła – o czym zresztą pisał Umberto Eco czy Jacques Derrida. Chciałbym dowiedzieć się, co przykuwa największą część Twojej uwagi, na co zwracasz szczególną uwagę? Na sztafaż świata przedstawionego? Bohaterów? Wydarzenia? Tło socjologiczne?
Tutaj zapewne nie da się wydzielić czegoś oddzielnego. Udana książka to sprzężenie interesującego, unikalnego bohatera, ciekawych przygód i oryginalnego świata. W miarę możliwości staram się łączyć te elementy. W jakim stopniu to mi się udaje, osądza czytelnik.
Ciekawi mnie wydawniczy rynek w Rosji, w szczególności gałąź fantastyczna. W Polsce mimo że owa konwencja ma wielu stałych miłośników, to na arenie ogólnoksięgarskiej traktowana jest raczej jako nisza czy dziedzinę „bajek, bujd”, do których podchodzi się z wyższością i traktuje niepoważnie. Czy u was jest podobnie?
Tutaj należy rozróżniać stosunek rynku, czyli konkretnie wydawców i czytelników, oraz krytyków literatury. Fantastyka w Rosji jest dość popularna, wydaje się ją i czyta. Większość autorów zdaje sobie sprawę, że to przede wszystkim literatura rozrywkowa. Pewna warstwa udaje, że pisze i czyta w przeciwieństwie do innych tak zwaną „poważną” albo „prawdziwą” literaturę. A dla krytyków ogólnie cała fantastyka to coś niepoważnego. Używa się nawet terminu „fantastyczne getto”.
Czy ukończone przez Ciebie studia ekonomiczne i doświadczenie w wyuczonym zawodzie przydaje się podczas pracy literackiej?
Tak, w części dotyczącej tworzenia struktur ekonomicznych i związków biznesowych postaci moje wykształcenie i doświadczenie z pracy były bardzo użyteczne.
Jakie bodźce zewnętrzne codzienności wpływają na twoją twórczość?
Jeśli rozumieć codzienność jako czas od poniedziałku do piątku, to akurat wtedy pracuję. Jeśli jako życie w ogóle, to, ma się rozumieć, bardzo wiele bierze się z obserwacji i jakichś zupełnie drobnych wydarzeń. Nigdy nie wiadomo, na jaką myśl mogą cię naprowadzić.
W swym dorobku masz sporo zarówno opowiadań, jak i powieści, ale czy mógłbyś zdradzić, w jakiej formie – dłuższych bądź krótszych tekstów – łatwiej ci się poruszać?
Przyzwyczaiłem się do pracy nad długimi formami. To daje możliwość nie tylko opowiedzenia historii, ale również zanurzenia czytelnika w wymyślonym świecie, wypełniając go dużą ilością detali i zdarzeń pobocznych.
Na polskim rynku pojawiły się dotychczas twoje dwa cykle, „Przygranicze” oraz otwarty dopiero „Egzorcysta”, oba zyskały popularność. Czy wiesz może, masz podpisaną umowę, albo jesteś w trakcie rozmów, które mogą co nieco zdradzić o przyszłości twojej bibliografii na naszym rynku?
„Przygranicze” na pewno będzie wydawane dalej. Jeśli chodzi o „Egzorcystę”, to według moich informacji, drugi tom, „Żniwiarz”, powinien wyjść w przyszłym roku.
Już za swą pierwszą wydaną książkę, „Sopla”, otrzymałeś literacką nagrodę. Czy pomogła ona w dalszej pracy? Być może szerzej zaprezentowała twoją sylwetkę? A może nieszczególnie przyczyniła się do promocji książki?
Rosyjskie nagrody literackie to rzecz sama w sobie. Większość czytelników wie o nich mało i nie służą jako punkt orientacyjny. Co się tyczy nagrody Miecz Bez Imienia, jest ona przyznawana przez wydawnictwo „Alfa-Kniga” za najlepszy debiut – i akurat dla debiutantów nagroda bardzo wiele znaczy. Mnie, jako początkującemu autorowi, pomogła choć trochę wyróżnić się spośród pozostałych nowicjuszy.
Wiadomo mi, że twórczość między innymi George’a R.R. Martina, Rogera Zelaznego czy Simona Greena nie jest ci obca. Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, jakich innych pisarzy cenisz i co w ich książkach sprawia, że warto się z nimi zapoznać?
Dawniej bardzo dużo czytałem i w pierwszej kolejności przyciągały mnie porywające historie. Te, które pobudzały wyobraźnię. Lista ulubionych autorów może wyjść bardzo długa, ale nie mogę nie wspomnieć o Andre Norton, Rexie Stoucie, Andrzeju Sapkowskim, Aleksieju Piechowie i oczywiście Tolkienie.
W Polsce już byłeś – na Warszawskich Targach Książki – i podobno ta wizyta była całkiem owocna. Może przywiozłeś z niej jakieś miłe wspomnienia? Być może przytrafiła Ci się jakaś zabawna sytuacja? Albo po prostu zdałeś sobie sprawę, że niektóre rzeczy o Polakach to tylko stereotypy?
Wycieczka rzeczywiście była bardzo owocna. Rozmawiałem z kolegami po piórze i czytelnikami, obejrzałem Warszawę i byłem bardzo zadowolony. Jednak wizyta była dość krótka i nie mogę powiedzieć, że wszystko już ułożyło mi się w głowie. Mam nadzieję, że kolejny wyjazd w tym pomoże.
Czy masz takie chwile, kiedy nie możesz oderwać się od klawiatury/maszyny pisarskiej/pióra dopóki nie skończysz pewnego etapu opowieści? Bądź odwrotnie – zdarzając Ci się momenty, gdy nie masz weny?
W rzeczywistości bywa i tak, i tak. Bardzo trudno jest zacząć pracę. Ciągle coś odwraca uwagę. I tak samo trudno wyrwać się z twórczego procesu, kiedy przychodzi pora zająć się czymś innym.
Na koniec sztampowo – nad czym aktualnie pracujesz? Możesz co nieco zdradzić?
Obecnie mam krótką przerwę w pracy. Skończyłem finalny tom cyklu „Wsiebłagoje elektriczestwo” – to steampunk – i próbuję zdecydować, czym zajmę się później.
Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów na arenie literackiej.
Dziękuję! Życzę wszystkim powodzenia!