Niezmiernie cieszy mnie fakt, że mitologia wikingów zaczyna coraz bardziej interesować polskich twórców literackich. Nie mam na myśli tego, że to jakiś nowatorski prąd czy nagły wysyp na fali niedawno wydanego wybitnego albo po prostu wielce popularnego dzieła, chodzi raczej o to, że niektórzy współcześni pisarze – miast wyłącznie inspirować się czy fragmentarycznie retellingować – zaczynają zagłębiać się w wierzenia ludów północy, a nie tylko odgrzewać motywy.
Wielkim autorem, którego prace mocno bazowały na kultach bądź podaniach nordyckich był oczywiście Tolkien. Wybitny profesor i literat zarazem dopuścił się przetłumaczenia (dopiero niedawno u nas wydanego) „Beowulfa”*, a także stworzenia na bazie poematu „cudownej opowieści” – tj. wykreowania quasi-podania o Beowulfie, wyzbytego ideologicznych naleciałości. Jednak to nie jedyne dzieło, które – nie tyle czerpało pełnymi garściami, co po prostu – zostało zeuhemeryzowane, podobny los spotkał „Legendę o Sigurdzie i Gudrun”, utwór ten Tolkien napisał na kanwie pieśni o Völsungach z „Eddy poetyckiej”. Jeszcze jedno, które wspomnę tutaj, mało znane u nas dzieło jego autorstwa miało podobne przeznaczenie –mianowicie „Opowieść o Kullervo”, stworzone w oparciu o fiński epos „Kalevala”. Ale to tylko tak, słowem wstępu, bowiem przyjrzeć się mamy obecnemu trendowi.
Zanim jednak przejdę do meritum, czyli naszych rodzimych twórców, chciałbym jeszcze przyjrzeć się jednemu z najpoczytniejszych współczesnych pisarzy fantastyki. Neil Gaiman wydał utwór „Mitologia nordycka”, na kartach którego poczynił całkowity retelling mitów skandynawskich, opowiedział na nowo o przygodach Thora czy Lokiego, przytoczył, czym naprawdę jest Ragnarok albo co działo się u zarania dziejów. Moim zdaniem, wcale ambitny pomysł – szczególnie, że ma zamiar przystępniejszym dla współczesnych czytelników językiem zarysować perypetie bogów północy, których, choć większość kojarzy, raczej nie zna z oryginalnych poczynań.
Na polskiej arenie zwłaszcza dwóch autorów prężnie uprawia pełnokrwistą „skandynawską fantasy”, a są nimi Łukasz Malinowski i Radosław Lewandowski. Pierwszy jegomość z wikingami do czynienia ma na co dzień, bowiem naukowo zajmuje się badaniem kultury dawnych Skandynawów, na koncie mając choćby opracowanie „Berserkir i ulfhednar w historii, mitach i legendach” i tłumaczenie „Saga o Viga-Glumie”, a w drodze „Heros i łotr. Pogański wojownik w średniowiecznej literaturze Islandii”. Jednak to, co nas powinno teraz interesować to cykl „Skald”, w którego skład wchodzą na razie zbiór opowiadań „Karmiciel kruków” oraz dwie powieści „Kowal słów” i „Wężowy język”, dodatkowo dwa opowiadania ze świata „Córka Aegira” i „Pan powieszonych”. Żywię niemały podziw względem autora, zwłaszcza, że para się również popularyzatorstwem wiedzy na temat kultury nordyckiej. Jego powieści literackie z kolei nie tylko przedstawiają niezmiernie ciekawe i często humorystyczne przypadki z żywota Ainara, ale i epatują wyrafinowaniem lingwistycznym oraz bardzo dokładnie odmalowują realia tamtej epoki i obyczajowości, z dbałością o najdrobniejsze detale.
Drugi z autorów, Lewandowski, wystartował niespełna rok temu z serią „Wikingowie”, która liczy już dwa wydane tomy – „Wilcze dziedzictwo” i „Najeźdźcy z Północy”- a trzeci, „Topory i sejmitary”, jest już w drodze i ma wylądować na księgarnianych półkach 30 marca. W ramach tego cyklu autor przenosi czytelników do wiadomej epoki, ukazując bardziej wyprawy wikingów, aniżeli – jak Malinowski – historię jednego bohatera. Oczywiście w ramach cyklu nie ograniczamy się jedynie do półwyspu skandynawskiego i okolic, twórca zabiera nas w podróż przez morza i oceany, aby zwiedzić Amerykę albo półwysep iberyjski. Pamięta także przy tym, żeby przesadnie nie poniosła go licentia poetica, dlatego i zaplecze jest nie najgorzej scharakteryzowane.
Nieco inaczej do skandynawskich akcentów podchodzi Aneta Jadowska, która w ramach serii o Dorze Wilk czasem czerpała z wierzeń ludów północy, ale to dopiero w cyklu o Nikicie zwróciła się bardziej w tamtym kierunku, zwłaszcza w drugim tomie, „Akuszerze Bogów”. Protagonistka ponadto związana jest z magią Pani Północy, w połowie jest berserkiem, czyli – według mitologii skandynawskiej – osobą, która w trakcie boju wpada w bitewny trans (w dużym uproszczeniu), ale podobnie jest na kartach powieści Jadowskiej. I właśnie ona – Nikita, nie autorka – wyrusza do Norwegii, gdzie (to nie jest jej misja ani poczynania) zapoznaje się z surowym sztafażem nordyckich wierzeń, na swojej drodze napotyka stwory z ichniego folkloru. Najczęściej pośredni, ale za to jakże w niektórych miejscach wyrazisty związek z skandynawskością. No i humor, a tego nigdy dość w tego typu lekturach.
Najbardziej żałuję, że Grzędowicz odszedł od kultury wikingów, w swej najnowszej powieści „HEL-3” bierze się za zupełnie inną tematykę, a szkoda, bo inspirowane nordycką kulturą Wybrzeże Żagli z „Pana Lodowego Ogrodu” miało wielki potencjał, i przez cały czas sądziłem, że autor stworzy ponownie coś według skandynawskich wzorców. Nic to, może takowy utwór będzie następny? Ale to już tak, nawiasem mówiąc.
Bezsprzecznie ów trend ma miejsce w innych mediach (np. komiksie) oraz – po prostu – tekstach, i mam nadzieję, że będzie dobrze się rozwijał, zmierzając w kierunku raczej twórczym niż odtwórczym czy plagiatorskim. Na razie nie widać większych procederów kopiowania. Oby tak pozostało, bo wystarczy sięgnąć po „Eddę poetycką”, „Beowulfa” czy chociażby „Sagę o Njalu”, aby pobawić się w retelling albo zwyczajnie się zainspirować.
*„Beowulf. Przekład i komentarz oraz Sellic Spell”, z oryginału przełożył J.R.R. Tolkien, red. Ch. Tolkien, tłum. K. Staniewska, A. Sylwanowicz, Warszawa 2015.