Simon Mayo postanawia zaskoczyć czytelnika nowym systemem sądowniczym. Zamiast babrać się w kolejnych nastoletnich romansach, stara się przedstawić dystopię w trochę odmienny sposób. Czasem sam się podkopuje, a logikę zdarzeń tworzy według własnego, nielosowego schematu, ułatwiającego prowadzenie fabuły przez las i jezioro w obranym kierunku. Na szczęście, relacje między bohaterami i intryga trzymają jako taki poziom.
Świat dotknęła bliżej nieokreślona przypadłość, zwana Kryzysem, na skutek którego przewartościowano system wymierzania kar. Gdy przodkowie popełnią jakieś niewykryte przestępstwo, a wyjdzie ono na wierzch w czasach ich latorośli, to właśnie potomkowie muszą odebrać wyznaczoną przez sąd sprawiedliwość. Najczęściej taki akt kończy się zamknięciem w więzieniu, gdzie mogą korzystać z dawnych środków, dalej mają prawo pracować poza murami azylu czy w miarę swobodnie korzystać z niektórych dobrodziejstw świata. Sami więźniowie nie zachowują się także jako karani, szczególnie fizycznie, ponieważ oddziaływanie psychologiczne – nikłe odgórnie, ale silne oddolnie – zamknięcia jest wyraźne.
W Kolcu, więzieniu rodzinnym, żyje Ant i jej młodszy brat wraz z przybranymi rodzicami. Niespecjalnie jej się tam podoba, nie potrafi zrozumieć swego położenia, gdyż sama jest tak naprawdę niewinna. Niemniej musi pogodzić się z rzeczywistością, która zmusza ją do… Właściwie niczego poza przebywaniem w więzieniu i sesjach resocjalizacyjnych. Jednak pewnego dnia nadarza się okazja do ucieczki, mieszkańcy azylu buntują się. W trakcie ogromnego zamieszania umyka i ma zamiar udowodnić, że zamykanie niewinnych jest równie bezcelowe, co wojna dla pokoju.
Wydawcy określają powieść jako „porywającą, pełną zwrotów akcji historię” i trudno się z tym nie zgodzić, lecz prawdziwego suspensu podczas lektury raczej się nie uświadczy, a czy intryga zaangażuje czytelnika na tyle, aby wsiąknął w nią bez reszty – to już kwestia gustu. Jeżeli ktoś oczekuje od książki tego, czego można pragnąć od „literatury gatunków”, czyli zintensyfikowania i powtarzalności konkretnych motywów czy struktury szablonowej – wówczas na „Winie” się nie zawiedzie, ale sam zamysł świata przedstawionego był bardzo dobry, autor niestety poświęcił mu zbyt mało uwagi. Trochę przeszkadza również naiwność fabularna polegająca na ułatwianiu bohaterom i utrudnianiu tak, aby intryga linearnie dążyła do obranego celu – dzieje się to przez brak narzucenia autorskiej losowości, czyli stworzeniu wrażenia prawdziwej rzeczywistości, w której „wszystko może się zdarzyć”.
W warstwie narracyjnej z kolei Mayo skupia się przede wszystkim na rozwoju akcji oraz bohaterów, lecz przez taki wybór traci odrobinę socjologiczna postawa świata. Odbiorca dostaje wiele szczątkowych informacji, sam system wydaje się nieco naciągany i brak tutaj rozbudowanych relacji czy choćby wzmianek o tym, jaki wpływ ma takowe sądownictwo na otoczenie. Nie wiadomo też nic o innych globalnych zmianach, które z pewnością musiały mieć miejsce, bowiem świat po Kryzysie w niemałym stopniu się przewartościował.
Materia kreacji bohaterów to mocna strona powieści – szczególnie jeśli chodzi o protagonistkę i jej brata, których portrety charakterologiczne rozwijają się przeważnie dzięki ciekawym dialogom, głównemu źródłu informacji o świecie przedstawionym, uczuciach, motywacjach etc. Postacie te myślą, popełniają błędy i starają się na nich uczyć – mimo że wykonują poszczególne zadania, spełniając poszczególne punkty fabuły, potrafią wzbudzić w adresacie emocje i sprawić, że zacznie się z nimi identyfikować.
„Wina” wśród młodzieżówek pokroju „Igrzyska Śmierci” czy „Więzień Labiryntu” sprawdza się znakomicie, akcentuje te cechy, których oczekują odbiorcy sięgając po książkę i chociaż dla czytelników ceniących nieco inne typy literatury pozycja nie jest nazbyt intrygująca, to miłośnicy dystopii nastawionych na rozrywkę powinni być zadowoleni.