„Sniper: Ghost Warrior 3” zadebiutował na rynku w dość niefortunnych okolicznościach. Premierowe recenzje nie zostawiały na nowym tytule CI Games suchej nitki. Sytuacji nie poprawiał również fakt, że na sklepowych półkach od mniej więcej dwóch miesięcy można było znaleźć gry, które oferowały podobną rozgrywkę, czyli „Sniper Elite 4” oraz „Tom Clancy’s Ghost Recon: Wildlands”. Nie da się ukryć, że produkcja od rodzimego dewelopera graficznie pozostawia sporo do życzenia, jest po brzegi wypełniona różnorodnymi błędami, a dubbing miejscami jest bardziej drewniany niż mebel ze sklejki, co budzi uzasadnione wątpliwości co to tego, czy nowy „Sniper” zapewnia ilość frajdy, uzasadniającą wydanie na niego blisko dwustu złotych.
Sama fabuła nie grzeszy oryginalnością. Zimna Wojna trwa w najlepsze, gdy Związek Radziecki wydaje rozkaz destabilizacji dotychczas spokojnego rejonu Gruzji. Stany Zjednoczone odpowiadają, wysyłając na miejsce Jonathana Northa, wyśmienitego operatora, przypominającego krzyżówkę Beara Gryllsa z Johnem Rambo. Jest to żołnierz doskonały, na którego CV składa się kolaż wymyślnych sposobów na pozbawianie życia, a w umiejętnościach dodatkowych zawarto zdolność do wytwarzania adrenaliny ze zwierzęcych tkanek oraz prawo jazdy kategorii dowolnej. W dużym skrócie, przeciwnicy nie mają szans w starciu z cichym i zabójczym niczym wiatry po grochówce komandosem. Tym bardziej, że dla Northa misja w Gruzji jest szansą na odnalezienie młodszego brata, który zaginął w rejonie działań separatystów.
Serwowana tutaj opowieść wystarcza na około dziesięć godzin zabawy, podczas której gracze mogą zwiedzić trzy odrębne rejony tego położonego nad Morzem Czarnym kraju. Wraz z wydaniem trzeciej odsłony serii o snajperze, CI Games postanowiło wykonać ryzykowny krok i wrzucić gracza do quasi-otwartego świata. Z jednej strony można operować ze względną swobodą na określonym terenie (na początku dostępny jest jeden obszar, pozostałe odblokowuje się w miarę przechodzenia fabuły), który na pierwszy rzut oka jest zapełniony znakami zapytania, tradycyjnie oznaczającymi interesujące dla gracza punkty, ale w praktyce… świat „Sniper: Ghost Warrior 3” jest przeraźliwie pusty. Pomijając niskiej jakości oprawę graficzną, Gruzja wygląda na wymarłą. Drogi są praktycznie puste, podobnie jak rozrzucone sporadycznie wioski i miasta, w których ilość kręcących się ludzi można policzyć na palcach obu dłoni. Kiepsko wypada również różnorodność aktywności ukrywających się pod znakami zapytania. Odbicie cywilów z rąk separatystów, pokonanie dronem prostego toru przeszkód, czy zabicie przeciwników strzegących zapasów daje zawrotną ilość trzech możliwości, które nudzą się bardzo szybko. Na szczęście lepiej wypadają zadania fabularne, gdzie dialogi oraz rozgrywające się na oczach gracza wydarzenia stopniowo wciągają go w rzeczywistość zimnowojennej Gruzji. Jest brutalnie, krwawo, a płynące z głośników przekleństwa oraz stosunkowo niskich lotów żarty przypominają, że mamy do czynienia z dziełem na poziomie filmów „prosto na VHS” z lat 80.
Nowa gra od CI Games nie bez powodu nosi tak a nie inny tytuł. Jest on bowiem związany z trzema metodami podejścia do problemu wrogich żołnierzy. Gracz może działać niczym rasowy snajper, rozbijając obóz setki metrów od celu, radząc sobie z przeciwnikiem dzięki różnym rodzajom amunicji oraz zabójczej celności. Można obrać nieco bardziej bezpośrednią ścieżkę, infiltrując obozy separatystów niczym tytułowy duch, zostawiając za sobą niczego nieświadomych separatystów. Trzecią ścieżką jest skorzystanie z obszernego arsenału celem rozwalenia wszystkiego i wszystkich. Istnieje też czwarta opcja – mieszana, którą osobiście polubiłem najbardziej. Snajper, duch i wojownik to również kategorie w ramach których gracze mogą rozwijać Jonathana Northa. Co ciekawe, nie funkcjonuje tutaj wspólna pula punktów do wykorzystania. Zamiast tego nagradzany jest określony styl gry. Spędzacie mnóstwo czasu przyklejeni do lunety? W takim razie odblokujecie wszystkie umiejętności snajpera, zanim dotrzecie do połowy pozostałych kategorii. Bez wątpienia, rozwój jest jednym z najbardziej przemyślanych systemów w grze, nawet jeśli to zaledwie dwadzieścia siedem umiejętności rozdzielonych na trzy drzewka.
W ręce gracza oddano zróżnicowany arsenał, w którym prawie każdy znajdzie coś dla siebie. Choć szeroki wachlarz karabinów snajperskich można z grubsza podzielić na dwa rodzaje – robiące dziurę w głowie (7,62 mm) i urywające głowę wraz z przyległościami (.50 cal), to poszczególne egzemplarze potrafią się znacząco od siebie różnić, czy to w statystykach, czy dostępnych dodatkach, takich jak lunety lub powiększone magazynki. W „Sniper: Ghost Warrior 3” występuje też kilka rodzajów amunicji mającej tylko jedno zadanie – ułatwić radzenie sobie z przeciwnikiem. Chcąc nieco urozmaicić biwak, gracz może korzystać z takich udogodnień, jak amunicja oznaczająca (skanująca bezpośredni teren w poszukiwaniu wroga), wabiąca, czy przeciwpancerna, a nawet inteligentna, będąca w zasadzie drobnym oszustwem (takie pociski lecą po linii prostej, ignorując czynniki mające duży wpływ na celność strzału). Prócz snajperek, Jon North ma dostęp do przeróżnych karabinów, strzelb, a nawet łuku (wchodzącego w skład darmowej przepustki sezonowej). Galeria broni bocznej, noży, granatów czy min jest wisienką na torcie, który usatysfakcjonuje każdego miłośnika soczystego strzelania. Na osobne wspomnienie zasługuje dron, będący przyjacielem każdego, kto nie lubi wskakiwać w środek gniazda os z pieśnią na ustach i strzelbą w garści. To bardzo wrażliwe (oraz niesamowicie irytujące, gdy wariuje po byle stuknięciu o dowolną przeszkodę) urządzenie nie tylko oznaczy siły wroga, ale też oczyści pole minowe, a nawet zhakuje kamery.
Niestety, gra jest tak najeżona przeróżnej maści błędami, że zawstydza nawet produkcje Ubisoftu. Mamy tu praktycznie wszystko, od przenikania tekstur i niedziałającą kolizję, przez brak animacji przeładowania karabinu, aż po wystrzelenie dziko wirującego jeepa (ze mną w środku) setki metrów w powietrze, czy spawnowanie przeciwników na oczach gracza… Jednak bez wątpienia największym grzechem jest niestabilność gry, co skutkowało irytująco częstą koniecznością ponownego uruchomienia konsoli. Moje PS4 w ciągu trzech godzin gry potrafiło zaliczyć ten nieprzyjemny proces dwukrotnie. Biorąc pod uwagę fakt, że czas pierwszego ładowania gry to około pięć minut (serio! Piosenka towarzysząca ekranowi ładowania zdążyła się skończyć i ruszyć od nowa zanim gra łaskawie się rozpoczęła), takie resetowanie potrafi mocno zirytować. CI Games skomentowało ten fakt, twierdząc, że dzięki tak okrutnej długości pierwszego ładowania, czas szybkiej podróży, czy wczytywania punktu kontrolnego to tylko kilka sekund, ale w komentarzu najwyraźniej zapomnieli wspomnieć o podróżowaniu między odrębnymi rejonami. Taka fanaberia oznacza kolejne pięć minut wycięte z życiorysu, a niech no gra się w tym momencie zawiesi…
Ścieżka dźwiękowa jest… i to właściwie tyle. Dobiegające z radia dźwięki szybko wyłączyłem, ponieważ zbytnio kojarzyły mi się z muzyką towarzyszącą ładowaniu gry (a ten utwór po kolejnym pięciominutowym maratonie gapienia się na statyczną grafikę zaczął wzbudzać moją niechęć). Lepiej wypadają aktorzy podkładający postaciom głos, ale… tylko Northowi oraz pracującym z nim kobietom. Przypadkowi separatyści brzmią tak bezpłciowo, że każdy przesłuchiwany przeze mnie żołnierz zdaje się być lekko znudzony faktem, że zaraz skończy z poderżniętym gardłem.
„Sniper: Ghost Warrior 3” to gra plasująca się w dolnych rejonach tytułów przeciętnych. Choć klimat serwowany przez misje fabularne potrafi zainteresować, a samo strzelanie jest bardzo przyjemne, tak ilość błędów oraz ogólna bylejakość zaprezentowanego graczom świata nie pozwala polecić tego tytułu przy jednoczesnym zachowaniu czystego sumienia. Jeśli jednak koniecznie chcecie na własnej skórze doświadczyć przygód Jona Northa w Gruzji, najlepiej będzie zaczekać na solidną przecenę.