Jeżeli szukasz wielkiego skarbca interpretacji, książka Sebastiena de Castella raczej nie jest tobie przeznaczona. Jednak gdy masz ochotę na rozrywkę niepośledniego rodzaju, a przy tym pragniesz opowieści o szlachetnych, acz nie do końca jednoznacznych bohaterach, która zawiera w sobie uniwersalne prawdy z zakresu przyjaźni, braterstwa, konsekwencji, obietnicy, przeznaczenia czy oddania – nie zabłądziłeś, „Ostrze zdrajcy” to romantyczna historia spod znaku płaszcza i szpady. Poruszająca, ekscytująca i rozśmieszająca.
Czytając „Ostrze zdrajcy” nieustannie ma się przed oczami sceny rodem z „Trzech muszkieterów” Dumasa, „Zorro” McCulleya czy „Kapitan Alatriste” Pérez-Reverte’a – i takie nawiązania nie są wcale bezpodstawne, bowiem owa konwencja obliguje do zagęszczenia pewnych motywów i korzystania ze zbliżonych, mimetycznych modeli, do tego struktura jest względnie podobna. Mimo wszystko nie oznacza to, że Castell nie rozgrywa w swym utworze intertekstualnej gry, bo i owszem, prowadzi takową i odniesienia do powyższych można wyłapać w mniejszym albo większym stopniu.
Wielkie Płaszcze to wzór cnót i ideałów dla każdego dzieciaka od Chevoru po Phan, wysłuchujących niezwykłych opowieści o wielkich pojedynkach i mężach władających orężem sprawniej niż językiem. Wielkie Płaszcze to ręka sprawiedliwości i szlachetni wojowie króla, wzbudzający strach w bandytach i szacunek wśród uczciwych. Wielkie Płaszcze to… Zdrajcy. Odkąd umarł władca nie cieszą się już dawną estymą, muszą chronić resztek minionej chwały i czekać na uśmiech losu. Na razie są na usługach gnuśnego szlachcicach, niezbyt wypłacalnego, a do tego jeszcze… Martwego. Nieszczęście niespecjalnie chce opuścić Falcia, Kesta i Brastiego, trzymając się tego iście dumasowego tria niczym lep psiego ogona.
Struktura narracyjna wprowadza czytelnika w świat i zarysowuje, kim są Wielkie Płaszcze, a raczej kim byli, zaś potem rzuca go w wir wartkiej akcji, skazując na spektakularne pojedynki, niewyobrażalne knowania i spiski, tytaniczne pogonie i wręcz skrytobójcze ucieczki – Castell doskonale zdaje sobie sprawę, że adresat potrzebuje szoku, wyrazistych, acz dość uniwersalnych bohaterów i wydarzeń, które utrzymują jego uwagę. Nie brakuje tutaj rozszyfrowywania zagadek, zwrotów fabuły oraz ciekawych informacji, stopniowo, lecz sprawnie rozbudowujących świat przedstawiony. Wielowątkowa opowieść z kolei nie przyczynia się do spowolnienia akcji, wręcz przeciwnie, oddziałuje w drugą stronę – jeszcze bardziej angażuje czytelnika, nawet w sceny, które nie do końca porywają go bez reszty.
Świat powieści to pełna podejrzeń i dbania o własne interesy kraina, gdzie mieszczanin równie szybko przebranżawia się w złodziejaszka, co szlachcic w zbrojnego bandytę. Nie brakuje w nim licznych opisów obyczajowości (również subkultury Wielkich Płaszczy), uzasadnionych w zachowaniach i ich sensie kulturowym, czasem przewijają się motywy autotematyczne – siła opowieści wspomnieniowych odgrywają niebagatelne znaczenia. Niemniej, akcenty silniej postawione są na rysy bohaterów. Falcio val Mond jest niejednoznaczny, ale jego styl życia i podejście do świata są w pełni uzasadnione, podobnie zresztą z Kestem i Brastim, choć ich portrety nie stanowią aż tak dbałego i pogłębionego psychologicznie modelu bohatera – jednocześnie zindywidualizowanego i potrafiącego dać powody do identyfikowania się z nim.
Język powieści zaskakuje, a to dlatego, że pomimo debiutu autor okazał się wprawnym operatorem pióra – potoczysta narracja, wyważony dobór słów i konstrukcja zdań sprawiają, że czytelnik wprost przepływa przez kolejne strony. A oprócz intertekstualnych gier czy umiejętnego korzystania z dorobku powieści płaszcza i szpady, natknąć się można na dowcip – raz cięty, raz rubaszny, raz… Nieudany, ale w sposób celowy, aby nadać bohaterom znamion prawdopodobności, bo nie każdy napotkany przechodzień to wybory żartowniś, nieprawdaż?
„Ostrze zdrajcy” jest znakomitym debiutem i pierwszą częścią – już – czterotomowego cyklu „Wielkie Płaszcze”, którego kontynuacja, mam nadzieję, ukaże się niedługo, ponieważ tak soczysta opowieść pozostawia po sobie znaczny niedosyt. Po lekturze „Ostrza…” ciekawi także druga seria autora i być może wydawca i po nią sięgnie, bo skoro tak wygląda debiut de Castella, to jakie są następne powieści jego pióra?