Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Konsole

Destiny 2 (recenzja)

Gdy trzy lata temu zasiadałem do „Destiny” byłem gotów na przeżycie przygody o rozmachu i jakości godnej twórców „Halo”. Zderzenie z rzeczywistością było brutalne: utknąłem gdzieś pomiędzy świetnym PvP, a żmudnym grindem sprzętu. Wenus i Marsa znałem jak własną kieszeń, aż dotarło do mnie, że jestem znudzony. Nauczony tamtym doświadczeniem oraz niezbyt przekonany materiałem udostępnionym w ramach bety, podchodziłem do premiery „Destiny 2” z rezerwą. Jak szybko miało się okazać, niesłusznie. Trzy tygodnie później, regularnie wracam na Farmę, toczyć nierówną walkę z siłami Ghaula.

Pierwsze „Destiny” nie mogło się pochwalić fabułą z prawdziwego zdarzenia. Chcąc powstrzymać bezosobową, a przy tym dość stereotypową Ciemność, gracze podróżowali między światami, gromadząc sprzęt i zabijając nadciągających falami przeciwników. Opowieści do przodu nie pchała wciągająca intryga, a wizja odwalenia kiepsko napisanych misji, byle wrócić do farmienia wyposażenia i PvP. Kolejne zadania przechodziło się na autopilocie, wędrując za strzałką na mapie, wypatrując jedynie wypadających z przeciwników engramów. Nawet nagrywający partie Ducha Peter Dinklage zdawał się drzemać w trakcie pracy. „Destiny 2” od pierwszych minut dowodzi, że motywowanie graczy poprzez skrupulatne budowanie świata oraz wprowadzenie interesującego antagonisty, w odróżnieniu od odhaczania kolejnych pól na liście elementów przeciętnego MMO, potrafi zdziałać cuda. Bungie nie tylko zdecydowało się na umieszczenie fabuły w samej grze (zamiast wpisów w kodeksie na stronie internetowej), ale postawiło na iście szaleńcze rozwiązanie i obdarowało pojawiających się w grze NPCy charakterami! Zavala, Ikora, czy Cayde-6 nie służą już jedynie za automaty do wydawania sprzętu. Doprawione humorem dialogi w trakcie gry, solidna porcja przerywników filmowych, a przede wszystkim możliwość odróżnienia jednego NPC od drugiego sprawia, że te postaci się zapamiętuje, nawet mimo wątpliwej jakości polskiego dubbingu. Moją faworytką, bijącą na głowę nawet Cayde’a-6 została Macierz z Nessusa. Ta cyniczna sztuczna inteligencja z rozdwojeniem jaźni regularnie wywoływała uśmiech za pomocą uszczypliwości wypowiadanych niezwykle pogodnym głosem.

Destiny 2 20170921204614

Pomimo powyższych zachwytów, nie można nazwać fabuły „Destiny 2” odkrywczą. To prosta, przewidywalna opowieść o ucieczce, odzyskiwaniu mocy i zemście na głównym złym. I trzeba przyznać, że pomimo prostoty, a może właśnie dzięki niej – to działa. Dowodzony przez Ghaula Czerwony Legion, elitarna jednostka Kombinatu, uderza na Ostatnie Miasto, zagarniając Wędrowca oraz Światło dla siebie. Pozbawieni mocy Strażnicy giną, albo salwują się ucieczką, by lizać rany i szukać sposobu na pokonanie agresora. Rozpoczynający zabawę z „Destiny 2”, gracze witani są świetnie zaprojektowanym prologiem, który wywołuje więcej emocji niż wzbogacony o DLC poprzednik. Bungie z rozmysłem buduje postać Ghaula, stopniowo ujawniając jego przeszłość, wierzenia i zamiary, oraz pozwala zerknąć w pełną przemocy historię Kombinatu, a przy tym ciągle motywuje gracza do dalszej gry. Misje fabularne, jak i pełniące rolę zadań pobocznych przygody są osadzone w snutej przez grę opowieści, a przez to sprytnie ukrywają charakterystyczną dla MMO powtarzalność. Wszystkie te zmiany budzą skojarzenia z przemianą, jaką przeszedł „Titanfall” przy wydaniu drugiej części, ze stosunkowo płytkiej, nużącej gry stając się interesującym doświadczeniem tak w singlu, jak i multi.

Destiny 2 20170921204939

Nie da się jednak zignorować tego, że „Destiny 2” w wielu aspektach przypomina poprzednika. Na próżno szukać tu nowych klas postaci (choć każda z nich otrzymała po jednej dodatkowej specjalizacji), nowych broni, czy przeciwników. To nadal Upadli, Vexowie, Kombinat i Pochwyceni, czyli rasy żywo przypominające reprezentantów Przymierza, czy Flood z „Halo”. Nawet pewne urozmaicenie w postaci wprowadzenia zadań wykonywanych z użyciem pojazdów bladło w obliczu silnego uczucia deja vu. To wszystko już było. Być może właśnie dlatego Bungie zdecydowało się na wprowadzenie uproszczeń, których celem stało się jak najskuteczniejsze ograniczenie błąkania się po mapie. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na usprawnienie szybkiej podróży. Koniec z ciągłymi powrotami na orbitę oraz wgapianiem się w ekrany ładowania. Podróżowanie w obrębie jednej planety odbywa się w kilka sekund. Ulepszone zostały również wydarzenia publiczne, które obecnie pojawiają się na podręcznej mapie z kilkuminutowym wyprzedzeniem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by stale teleportować się po ulubionym świecie i w ten sposób gromadzić coraz to lepszy sprzęt. Do tego mapy wypełniają zadnia poboczne, z których spora część oferuje miniaturowe historie, interesujące miejsca do spenetrowania (tak zwane utracone sektory) oferujące potyczkę z minibossem oraz loot. Dodatkowo, gracze mogą brać udział w pięciu (sześciu na PS4) Szturmach (pełniących rolę instancji), ich trudniejszych wersjach – Nocnych Szturmach (tym razem z ograniczeniem czasowym, będącym głównym przeciwnikiem) oraz dostępnym obecnie jednym Rajdem. Jak by tego było mało, po ukończeniu fabuły (co zajmuje około dwanaście godzin) odblokowują się kolejne, trudniejsze przygody.

Destiny 2 20170927224837

Przemianę przeszedł również tryb PvP, czyli najlepszy element poprzedniej odsłony. Przede wszystkim składy ograniczono do czterech osób na stronę, choć na dobrą sprawę się tego nie odczuwa. Wręcz przeciwnie, sprawia to, że drużyny zdecydowanie lepiej ze sobą współpracują, nawet w przypadku zbieraniny przypadkowych graczy. Na dziesięciu mapach (jedenastu na PS4) Tygla najwyraźniej czuć zmiany w umiejętnościach oraz wyposażeniu. Drzewka rozwoju Strażników uproszczono do granic, co z jednej strony znacząco ograniczyło ilość kombinacji na polu bitwy, ale z drugiej pozwala lepiej przewidzieć do czego zdolna jest przeciwna drużyna. Mapy są mniejsze niż w poprzedniej odsłonie, a przy tym ich znajomość jest konieczna dla odniesienia sukcesu w starciu. Niezwykle ważne jest również stałe obserwowanie interfejsu, gdzie minimapa wskazuje kierunek z którego nadciąga wróg, kumpla z drużyny prowadzącego właśnie wymianę ognia, czy miejsce śmierci towarzyszy (ale też podklasy i moce zawodników). Jeśli rozgrywki w Tyglu są dla was zbyt łatwe, a dysponujecie zgranym zespołem, powinny zainteresować was Próby Dziewiątki. W tym trybie nie ma miejsca dla przypadkowo zlepionych drużyn (matchmaking nie obejmuje Prób), a walki, jak i nagrody stoją o kilka klas wyżej.

Największa skaza na „Destiny 2” ujawnia się dopiero po osiągnięciu maksymalnego, dwudziestego poziomu Strażnika. Wszechobecne mikrotransakcje atakują gracza za każdą wizytą u kryptarchy. Po odkodowaniu posiadanych engramów niemal natychmiast sugeruje się nabycie nowych za twardą walutę. Jest to tym bardziej dotkliwe, że statki, Wróble i barwniki są do zdobycia właśnie we wspomnianych engramach. Pazerność Activision (bo nie ulega wątpliwości, że to wydawca jest motorem napędowym tej praktyki) jest widoczna jak na dłoni już w momencie otrzymania pierwszego zestawu kolorów. W „Destiny 2” można farbować cztery elementy wyposażenia, podczas gdy barwniki występują w zestawach po… trzy. Gracze gromadzą barwniki, maksymalnie ograniczając ich wykorzystanie z prostego powodu – do osiągnięcia maksymalnego poziomu sprzęt jest stale wymieniany, a szkoda zmarnować ulubionej, otrzymywanej losowo farby na coś, co za chwile będzie zbędne. „Destiny 2” kusi do wyłożenia gotówki również poprzez umieszczenie w engramach przydatnego sprzętu, a tego już nie możne obronić argumentem „to tylko kosmetyka”. Zainwestowanie w mikrotransakcje może znacznie skrócić czas gromadzenia broni i pancerzy, umożliwiających wzięcie udziału w rajdzie, co zaburza balans, nagradzając graczy z zasobniejszym portfelem. Skojarzenia z praktykami nagminnie stosowanymi w grach free-to-play jest jak najbardziej na miejscu.

Destiny 2 20170927230023

Pomijając chciwość wydawcy, „Destiny 2” jest solidnym tytułem, poprawiającym wiele mankamentów jedynki. Otrzymaliśmy kawał świetnej strzelaniny w pięknej oprawie audiowizualnej. Graficznie „Destiny” zapiera dech w piersiach, a każda z planet (czy raczej planet i satelitów) została zaprojektowana z dbałością o najdrobniejsze detale. Dźwiękowo również nie można niczego zarzucić. Wystrzały brzmią soczyście, a muzyka dobrze podkreśla rozgrywające się na ekranie wydarzenia. Jedynie polski dubbing wypada przy tym blado, a jedyną opcją zmiany jest przestawienie języka konsoli. „Destiny 2” wciągnęło mnie na długie godziny i nie żałuję poświęconego temu tytułowi czasu. Czy zostanę przy grze do momentu wydania pierwszego DLC? Tego nie jestem w stanie stwierdzić, ale pewne jest, że przez trzy tygodnie grania ani przez chwilę nie odczuwałem nudy.