Październik jest niezwykle napięty pod względem premier. Ale jeszcze zanim takie tytuły, jak „Śródziemie: Cień Wojny”, czy „Assassin’s Creed Origins” na dobre zagoszczą na półkach sklepowych, EA wspólnie z Dice postanowiło urządzić testy sequela tytułu, który dwa lata temu został okrzyknięty jednym z rozczarowań roku. Zgodnie z zapowiedziami, „Star Wars: Battlefront II” ma stać się przykładem wsłuchiwania się w głos graczy, nie tylko oferując znacznie więcej zawartości w dniu premiery, ale też rezygnując z przepustki sezonowej. Udostępniona do testów zawartość sugeruje, że wcale nie muszą to być obietnice bez pokrycia.
Na biorących udział w becie graczy czekają cztery tryby rozgrywki (trzy multi i jeden do rozegrania solo/w kooperacji) oraz trzy mapy. Już to wygląda jak lwia część zawartości premierowej pierwszego „Battlefronta”. Głównym trybem rozgrywki jest tu Galaktyczny Szturm, gdzie czterdziestu graczy stara się zrealizować wzajemnie wykluczające się zadania. Na znanej z tegorocznego E3 mapie Naboo: Theed siły separatystów starają się eskortować potężny MTT (Multi-Troop Transport) do pałacowych bram, podczas gdy armia klonów musi zdobyć rozsiane po mapie działa jonowe, by jak najdotkliwiej uszkodzić wspomnianą jednostkę (możliwe jest jej zniszczenie, choć ta sztuka w moim przypadku udała się tylko raz). Gdy MTT dotrze do celu, rozpoczyna się drugi etap starcia. Separatyści otrzymują określoną ilość żołnierzy (zależną od stanu MTT, im ten jest lepszy, tym więcej jednostek) i zadanie przejęcia dwóch punktów wewnątrz pałacu. Ostatnim etapem jest zdobycie sali tronowej. Tutaj należy pochwalić projekt mapy, która początkowo pozwala na rozwinięcie natarcia w dowolnym kierunku, co zwykle skutkuje bieganiną między pięcioma głównymi trasami i strzelania do wszystkiego, co się rusza. Każdy kolejny etap wtłacza czterdziestu graczy w coraz węższe korytarze, a co za tym idzie – obrona staje się znacznie bardziej skoncentrowana. Dobrze i źle, bo o ile stworzenie ściany laserowego ognia jest skuteczną strategią, tak dobrze wrzucony termodetonator może pomieszać szyki zbyt pewnym siebie obrońcom.
Nie wspominając o bohaterach, których akcje najczęściej zbierają krwawe żniwo. Niejednokrotnie podczas zażartej obrony ujrzałem wyłaniającego się zza zakrętu Darth Maula, by kilka sekund później zostać rozniesiony po posadzce wraz z kilkoma innymi graczami. Moje odczucia co do szans grupki klonów w obliczu Sitha doskonale oddaje fragment trailera, gdzie jeden z żołnierzy panicznie krzyczy, że sektor nie jest zabezpieczony. Dice zdecydowanie poradziło sobie z budowaniem napięcia w trakcie wymiany ognia. Choć obrońcy mają twardy orzech do zgryzienia, to w sukurs przychodzi im zmiana w stosunku do której początkowo byłem dość nieufny – automatyczne grupowanie w zespoły. W odróżnieniu od „Battlefielda”, gdzie osoba oczekująca na powrót do boju ma kilka sekund przerwy, podczas której może sobie zmienić klasę postaci, w „Battlefroncie II” kolejni zabici dołączają do czteroosobowej drużyny i jeśli uda się takową skompletować, wszyscy od razu wracają do akcji (podczas gdy oczekując solo lub w niepełnym zespole nadal mamy kilka sekund przerwy). Jest to niezwykle przydatna mechanika, pozwalająca przypartym do muru obrońcom na błyskawiczne odbudowywanie szeregów. Na marginesie – żołnierze w końcu mogą robić uniki! Nie jestem w stanie zliczyć ile razy otoczenie się na bok a’la „Dark Souls” ratowało mi skórę.
Moją ulubioną zmianą względem poprzedniej części jest dodanie klas postaci. Klasyczny szturmowiec, żołnierz wyposażony w ciężki karabin, oficer oraz zwiadowca stanowią świetne urozmaicenie rozgrywki. Każda z klas dysponuje indywidualnym wyglądem, wyposażeniem, ale i zestawem umiejętności. Moim ulubieńcem został oficer, klasa o tyle niedoceniana, co niezwykle ważna na polu bitwy. Uzbrojony w niepozorny pistolecik nie stanowi zbyt wielkiej siły ofensywnej, ale o jego wartości świadczą dostępne umiejętności. Rozstawianie wieżyczek, generowanie pola unieszkodliwiającego wrogie granaty, czy zwiększanie zdrowia pobliskich sojuszników potrafi sporo namieszać w centrum akcji.
Drugim z elementów rozgrywki, wobec których miałem zastrzeżenia, są przydzielane w trakcie rozgrywki punkty. Niezależnie od tego, czy skutecznie zabijało się przeciwników, używało zdolności, wspierało sojuszników, czy realizowało zadania, po każdym zgonie gra podlicza ilość zgromadzonych punktów, które można albo wydawać na mniejsze nagrody (jak respawn za sterami myśliwca, czy wkroczenie do akcji jako dysponująca potężniejszymi zdolnościami jednostka piechoty), albo gromadzić i w decydującym momencie wspomóc swoją stronę jako jeden z bohaterów. Han Solo, Rey, Darth Maul i Bobba Fett są potężni i w rękach doświadczonych graczy mogą zadecydować o losach bitwy. Nie mogę jednak w pełni pochwalić decyzji o wprowadzeniu tego systemu do gry. Co do zasady, najwięcej punktów gromadzą najlepsi gracze, a ci zazwyczaj walczą po wygrywającej stronie. Często więc dochodzi do sytuacji w której już i tak przegrywająca strona jest dodatkowo gnębiona przez bohaterów i jednostki specjalne przeciwnika, co w obliczu pewnej porażki potrafi być frustrujące.
Drugim z trybów rozgrywki jest Strike, czyli szesnastoosobowa zabawa przypominająca capture the flag. W przypadku bety, żołnierze Najwyższego Porządku mają za zadanie wykraść pewien artefakt z zamku Maz na Takodanie. Ośmioosobowe zespoły muszą ściśle ze sobą współpracować, ponieważ rajd po przedmiot i powrót do promu jest sporym wyzwaniem. Sam świetnie się bawiłem broniąc artefaktu wraz z dwoma innymi graczami, odpierając kolejne ataki szturmowców, ale i rajd skrajem mapy z ukradzionym przedmiotem był niezwykle satysfakcjonujący. Każda ze stron ciągnie w swoją stronę, czasem przesuwając artefakt o kilka kroków ku upragnionemu celowi, innym razem broniąc punktu w środku lasu, byle tylko ugrać kilka fragów przybliżających do zwycięstwa.
Ostatnim z trybów online jest niesamowity Szturm Myśliwców, gdzie dwudziestu czterech graczy wspartych czterdziestoma pilotami SI toczą zażartą, kilkuetapową bitwę w przestrzeni kosmicznej nad planetą Fondor. Tym razem gracze stojący po stronie Rebelii atakują imperialną stocznię celem zniszczenia zadokowanego Gwiezdnego Niszczyciela, do czego starają się nie dopuścić piloci Imperium. Mnóstwo statków, możliwość latania korytarzami serwisowymi, przewijanie się takich jednostek, jak korweta CR90 oraz chaos kosmicznej bitwy (nie wspominając o możliwości przełączenia się na widok z kokpitu, budzący nostalgię gracza, który niejednego joysticka zamęczył przy „X-Wing vs TIE Fighter”) sprawia, że najwięcej czasu poświęciłem właśnie temu trybowi.
Ciekawym ruchem było wzbogacenie bety o Arcade, który pozwala rozegrać scenariusze dla pojedynczego gracza lub w kooperacji. Dice zaoferowało zestaw dwóch podstawowych scenariuszy. gdzie w jednym trzeba zabić odpowiednią ilość przeciwników z użyciem bohatera, a drugi to typowy team deathmatch z SI. Jest to przyjemny, niezobowiązujący tryb, nadający się w sam raz do przetestowania broni oraz umiejętności, choć jeśli wierzyć zablokowanym poziomom trudności, w pełnej wersji mogą stanowić konkretne wyzwanie.
Tutaj dochodzimy do elementu, który najmniej przypadł mi do gustu, czyli plagę współczesnych gier – lootboxy. To właśnie za ich pośrednictwem zdobywa się nowy sprzęt, zdolności, skórki, postawy, jak i walutę wykorzystywaną przy craftingu. Z jednej strony to nieuchronna zapowiedź mikrotansakcji, gdzie osoby skłonne sięgnąć po portfel będą w stanie znacznie szybciej odblokować broń i umiejętności, ale z drugiej należało się spodziewać, że EA będzie próbowało w jakiś sposób odbić sobie brak przepustki sezonowej i udostępnienie DLC wszystkim graczom. Jaka będzie skala tego zjawiska – o tym przekonamy się po premierze.
Beta „Star Wars: Battlefront II” zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Już sama ilość trybów oraz map zapisuje się na plus (beta „Battlefielda 1” oferowała jedynie pustynię synajską, a „Battlefronta” z 2015 roku dwa tryby i tyle samo map), a jeśli do tego dodać dużą ilość customizacji, piękną oprawę audiowizualną oraz czystą frajdę płynącą z rozgrywki, ze spokojem czekam na premierę pełnej wersji. Otwarte testy zaczynają się już w piątek 06.10.2017 r. na PC, PS4 i XBOX One, więc każdy może przekonać się na własnej skórze jak wielką frajdę sprawia przysmażenie czyjegoś kupra w przestrzeni kosmicznej. Zdecydowanie polecam ten tytuł waszej uwadze.