W dorobku Rüdigera Dorna znaleźć można wiele ciekawych, wciągających oraz cieszących się niegasnącą popularnością tytułów, w większości przeznaczonych dla graczy lubujących się w towarzyskich spotkaniach, gdzie emocje zwykle są ciepłe i mało wybuchowe. „Montana”, najnowszy projekt autora na naszym rynku, zdecydowanie nie zawiedzie fanów Dorna i miłośników gier euro, stawiających na wyraźną mechanikę.
Nie da się ukryć, że wszelakie reguły, warianty, posunięcia i możliwości, jakie dostaną gracze w „Montanie”, skupiają się na odpowiedniej strategii ekonomicznej i prowadzą do kalkulacji i szacowania, co w danym momencie przyda się najbardziej. Podczas rozgrywki główną rolę odgrywać będzie mechanika worker placement (zarządzaniu określoną liczbą pracowników w celu wybrania za ich pomocą dostępnych akcji) oraz set collection (zbierania odpowiednich elementów, surowców), ale w pewnym momencie pojawia się także aukcja (gracze przelicytowują się) i losowanie dodatkowych pracowników (pełniących funkcję znaczników, umożliwiających zrobienie w swojej turze konkretnej akcji: np. za sprawą czarnego meepla można wydobywać skałę, płowego – zbierać zboże, a meepla w kolorze gracza – wziąć udział w licytacji). Zainteresowani stają więc przed średnio rozbudowaną eurogrą ekonomiczną i w żadnym wypadku nie będą zawiedzeni.
Jeżeli hasło Rüdiger Dorn nie mówi graczowi nic, znaczy to tyle, że albo jakimś cudem unikał dotychczas gier ekonomicznych, albo woli ameritrashe, albo dopiero zaczyna zabawę z grami bez prądu. Dorn na swoim koncie posiada wiele uznanych (nie tylko na rynku niemieckim) tytułów jak „Goa”, „Las Vegas”, „Genua”, „Budowniczowie Arkadii”, „Hobbit: Wyprawa po skarb” i niezwykle popularną w Polsce „Istanbul”. Niemało z nich jest praktycznie w całości niezależna językowo (z wyjątkiem instrukcji, rzecz jasna). Sam Dorn wielokrotnie nominowany był do jednej z najważniejszych nagród w światku planszowym, czyli Spiel des Jahres, a za „Istanbul” zgarnął nieco mniejszą, Kennerspiel des Jahres. Gdyby więc ktoś chciał zarzucić mu brak doświadczenia, mógłby się mocno przeliczyć, a owe eksperiencje w projektowaniu gier widać w przemyślanej i dobrze zbalansowanej „Montanie” (oryginalnie z tamtego roku).
Na wykonanie komponentów także nikt nie powinien narzekać. Solidne, prostokątne pudło z nawiązującą do tematu ilustracją skrywa w sobie kilka rodzajów elementów w większości wykonanych z drewna bądź grubej, wytrzymałej i odpornej na ścieranie tektury – na początku może trochę przeszkadzać specyficzny zapach farby, jaką potraktowano komponenty. W opakowaniu znajdziemy sześć manierek (o ile się je zdobędzie, zapewniają dodatkową rundę, gdy jako pierwsi zajmiemy pole przy jednym z jezior), koło zatrudnienia (gdzie kręcąc wskazówką, można wylosować sobie konkretnych pracowników), cztery plansze dla graczy z uwzględnieniem koloru uczestnika, siedemdziesiąt dwa drewniane znaczniki (meeple) robotników po osiemnaście w barwie odpowiadającej danemu surowcowi, cztery takież w kolorach graczy, czterdzieści osiem znaczników osad po dwanaście na gracza, żeton początku gry, żeton gracza rozpoczynającego, dwadzieścia cztery drewniane znaczniki bydła (można je wymienić za pracownika, monety lub surowce), sto dwadzieścia znaczniki surowców, dwanaście żetonów terenu i czterdzieści dziewięć monet (o wartości 1 bądź 5). Kształt, barwa i wykonanie są logiczne, dzięki czemu gracze nie powinni często ich ze sobą mylić.
Sama rozgrywka wygląda na łatwiejszą niż zliczenie komponentów. Przygotowanie do gry rozpoczyna się od ułożenia planszy odpowiedniej do ilości graczy, ułożeniu na niej odpowiednio komponentów do zdobycia (bydła i manierek), dostępnej liczby surowców w partii (zależne od ilości uczestników), ustalenia pierwszego gracza i miejsca startowego. Po wybraniu planszy przez graczy, dociągnięciu startowych surowców i pracowników, a także pieniędzy i bydła bądź odpowiedniej liczby osad, określającej, ile musimy założyć obozów, następuje rozgrywka. A ta składa się z naprzemiennego dokonywania akcji (akcją nie jest tylko zamienianie pieniędzy i bydła, te mogą mieć miejsce w dowolnym momencie i nie wyczerpują ruchu gracza). Celem gry jest wyłożenie wszystkich swoich osad, gdy tak się stanie, kolejni gracze mają jeszcze turę do końca partii.
Każda tura składa się więc z trzech możliwych akcji, po wybraniu jednej z nich następuje ruch kolejnego gracza (chyba że ktoś zastosuje manierkę, żeby otrzymać możliwość dodatkowego posunięcia). Pierwsza z dostępnych akcji to zatrudnienie, czyli pstryknięcie we wskazówkę, żeby otrzymać dwóch określonych pracowników, ten ruch można nieco oszukać, bowiem za każdą jednostkę zboża możemy przesunąć się o jedno pole dalej od wskazówki. Druga akcja to praca, która dzieli się na wysłanie ludzi do banku (dostaje się pieniądze), w wybrane miejsce pracy (tj. do kamieniołomu, kopalni, na pole zboża lub dyń), aby zyskać określoną liczbę surowców (ilość „slotów” w każdym miejscu jest ograniczona, gdy wszystkie są zajęte, jeden z graczy musi poświęcić swą akcję na oczyszczenie ich) albo do miasta, gdzie odbywa się targowanie i wymiana dóbr (gdy jeden z graczy tam wejdzie, jako pierwszy otrzyma dodatkową dynię – one służą do targów – a pozostali mogą w jego turze wziąć udział w licytacji bądź spasować). Ostatnim rodzajem akcji jest budowa polegająca na wykładaniu za pożądaną przez pole liczbę surowców obozów (do trzech, za każdy niewyłożony z tych trzech otrzymuje się jedną monetę). Gdy uda nam się w linii prostej wyłożyć cztery, możemy dodatkowo ułożyć na nim piąty. W taki sposób rozgrywamy rundy, aż któremuś z graczy nie uda się wyzbyć obozów z własnej planszetki.
Wszelkie reguły są klarownie (z przykładami) wyjaśnione w zwięzłej, dosadnej instrukcji, w której oprócz jednego przeinaczenia, nikt nie napotka na nic niejasnego. W dodatku cała gra jest niezależna językowo i opatrzona symbolami, które odwołują się do zasad, dzięki czemu, gdy czegoś gracz zapomni, szybko będzie mógł się domyślić. Już po dwóch, trzech rozgranych partiach gra nie będzie skrywać przed uczestnikami zabawy żadnych tajemnic, ponieważ choć możliwości jest kilka, są na tyle powtarzalne bądź podobne, że o pomyłkach raczej nie powinno być mowy.
No i mimo że gra szumnie stara się wprowadzić nas w realia XIX-wiecznej Montany i czasu zakładania osad, to jakoś niespecjalnie będzie to przemawiało do graczy, bowiem trudno doszukać się tu elementów (oprócz wizualności i kilku mechanicznych zastosowań), które pozwalałyby graczom wczuć się w rolę osadników. Zdecydowanie częściej gracze skupią się na kalkulacji, zbieraniu surowców i wykładaniu jak najszybciej (co zresztą jest celem rozgrywki) obozów niż tworzeniu autentycznych układów gospodarstw. Także klimatyczne ilustracje nie budują w tym przypadku szczególnie tematycznego nastroju, chociaż same w sobie są niczego sobie i na swój sposób uatrakcyjniają rozgrywkę.
Gra też nie najgorzej się skaluje. W zależności od liczby graczy zmienia się plansza, ilość dostępnych zasobów, surowce startowe i ilość osad, które musimy wyłożyć. Jednak w grze czteroosobowej zdecydowanie szybko będą wyczerpywały się sloty, co doda partii nieco trudności, acz w niektórych okolicznościach szybko może przysłużyć się jednemu graczowi. Takie sytuacje da się jednak bardzo prędko zniwelować sprawnymi posunięciami, co z pewnością jest zasługą odpowiedniego zbalansowania. Losowość z kolei ogranicza się tu wyłącznie do tego, jakich rekrutujemy pracowników, choć i nad tym gracze mogą panować.
„Montanę” zatem należy odradzić sympatykom fabularnych kampanii, soczystego klimatu i asymetryczności, bowiem żaden z tych aspektów nie pojawia się w grze (zresztą gra wcale tego nie obiecuje). Co prawda atmosfera osadnictwa gdzieś tam majaczy w tle, ale jest tak mało wyraźna i przyćmiona jasno określoną mechaniką, że raczej nie znajdzie się w centrum uwagi gracza. Inną rzeczą jest rywalizacja o niskim stopniu inwazyjności i interakcji, która nie wywoła skrajnych emocji, a co najwyżej – i to rzadko – zgrzyt zębami w reakcji na zablokowanie slotu czy pola.
Nową grę Rüdigera Dorna niech więc zainteresowani rozpatrują w kategorii nieco większego tytułu na rozgrzewkę czy spotkanie towarzyskie z minimalnie doświadczonymi uczestnikami. Wówczas „Montana” nie powinna zawieść nikogo.