Trauma związana z drugą Wojną Światową do dziś, choć od jej zakończenia minęło już ponad siedemdziesiąt lat, naznacza kolejne pokolenia. Szczególnie w Polsce, której obywatele widzieli ludzi czyniących rzeczy zarówno najgorsze, jak i te najbardziej heroiczne. Kultura popularna od lat stara się pomóc nam przepracować zadane wtedy rany, używając do tego celu różnych mediów – literatury, filmu, komiksów, a także gier. Co prawda te ostatnie zwykle skupiają się na akcentach militarnych, w mniej lub bardziej taktycznych strzelankach lub strategiach, pomijając tragedię cywilów, jednak i od tego znajdą się wyjątki, jak chociażby głośne „This War of Mine” od 11 bit studios.
W „My Memory of Us”pokierujemy dwójką bohaterów – dziewczynką oraz chłopcem, którzy poznali się w przededniu inwazji, jaką na ich kraj przypuściła armia złych robotów. W trakcie pokonywania kolejnych etapów przyjdzie nam poznać różne oblicza konfliktu, który odnosi się do drugiej Wojny Światowej. Chciałem dopisać przymiotnik „oczywisty”, jednak jak się okazuje, wcale tak nie jest. W czasie pokazu prasowego jeden z twórców „My Memory of Us” podzielił się z nami anegdotą, że kiedy zabrali grę do Stanów i pokazali komuś etap w którym widzimy (a przynajmniej każdy w Polsce i Izraelu widzi) bramę do getta, ten uznał, że to… odniesienie do muru który na granicy z Meksykiem buduje Donald Trump.
Los cywilów w świecie trawionym przez wojnę to jedyne, co łączy „My Memory of Us” z „This War of Mine”, mechanicznie dziełu Juggler Games znacznie bliżej do świetnego, wydanego kilka lat temu przez Ubisoft „Valiant Hearts”. Podobnie jak w grze Francuzów, mamy tu do czynienia z grafiką 2D oraz mariażem gry przygodowej i platformówki. Muszę jednak przyznać, że poziom skomplikowania zagadek oraz sekcji zręcznościowych w „My Memory of Us” jest na późniejszych etapach rozgrywki wyższy niż w przypadku „Valiant Hearts”. Duży nacisk w polskiej grze położono na to, aby mechanika oraz opowieść tworzyły spójną całość. Dlatego też wszystkie etapy zaprojektowano tak, aby dwójka bohaterów bezustannie ze sobą współpracowała. Każde z nich ma swoje unikalne zdolności, a kiedy złapią się za ręce, mogą je współdzielić – gdy prowadzi dziewczynka, para może biec, gdy chłopiec – mogą się skradać. Zabiegi te sprawiają, że rozgrywka i opowieść znakomicie się uzupełniają, i pokazują, że twórcy doskonale rozumieją medium, w którym tworzą.
Skojarzenie z „Valiant Hearts” może także budzić oprawa graficzna, choć jedynie przez chwilę. O ile produkcja Ubisoftu zaproponowała mocno cartoonową kreskę, dzieło Polaków czerpie inspirację z innych regionów. Widać tu między innymi fascynację „Mausem”, jednym z najbardziej znanych i poważanych komiksów w historii, który także opowiada o tragicznych wydarzeniach jakie miały miejsce w Polsce w czasie drugiej Wojny Światowej. I choć przedstawiony tu świat budzi lęk, jednocześnie jest piękny. Niesamowita jest praca, jaką wykonali graficy (cała gra jest ręcznie rysowana!), tworząc designy łączące ze sobą konwencję baśni, oraz horror wojny. Często zamiast rozwiązywać kolejną zagadkę, po prostu przystawałem i podziwiałem kolejne machiny złych robotów. Moim faworytem jest tu szczególnie podniebny pociąg-kaszalot, przywodzący nieco na myśli przeciwnika Myszki Miki z naprawdę starych kreskówek Disneya. Niezwykle ciekawie w „My Memory of Us” wypada także zabawa kolorami. Większość obrazu widzimy w różnych wariacjach czerni i bieli, jednak stopniowo coraz częściej pojawia się niezwykle intensywny kolor czerwony. Ma on jednak znaczenie nie tylko dla mechaniki, podkreślając część interaktywnych przedmiotów, ale przede wszystkim dla opowiadanej historii. To właśnie czerwoną farbą oznaczani są ludzie, którzy według złych robotów nie zasługują na to, by żyć z innymi. Skojarzenie ze słynną dziewczynką z czerwonym płaszczem z „Listy Schindlera” jest tu jak najbardziej zamierzone.
Działania bohaterów oraz wydarzenia zachodzące w świecie bardzo dobrze puentuje muzyka, która potrafi zarówno czarować klezmerskimi motywami, jak i uderzać w cięższe, pełne przesterowanych gitar tony. Choć postaci w trakcie gry jedynie mamroczą, ich działania uzupełnia narrator; Tym jest nie kto inny, jak sam sir Patrick Stewart! Jak na aktora tej klasy przystało, fantastycznie wywiązał się on ze swego zadania i polskiej ekipie należą się duże brawa za zaangażowanie sir Patricka do swego projektu.
„My Memory of Us” to jedna z tych gier, o których wiem, że będę pamiętał jeszcze latami. Twórcom w niesamowity sposób udało się połączyć rozgrywkę z opowiadaną historią – jednocześnie przejmująca i przerażająca, jak i pełną ciepła oraz miłości. Fantastyczne są projekty lokacji, bohaterów czy armii złych robotów, które tworzą niesamowity klimat opowieści. Praca jaką wykonali graficy zasługuje na ogromne brawa. Chciałem napisać, że to właśnie na takie projekty – inteligentne, pozbawione politycznych wtrętów, mądre i edukujące – powinny być przeznaczane dofinansowania z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i z miłym zaskoczeniem znalazłem na stronie Juggler Games informację, że tak właśnie się stało. „My Memory of Us” to bowiem gra, która ma szansę trafić do znacznie większej liczby ludzi, niż wypowiedź polityka, książka historyka, itd. i może właśnie dzięki takim projektom nikt nie będzie już mylił bramy warszawskiego getta z amerykańskim murem Trumpa. Jak każda bajka, „My Memory of Us” ma do powiedzenia kilka ważnych rzeczy i naprawdę warto ich wysłuchać.