Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

The Chilling Adventures of Sabrina (recenzja)

Tegoroczny październik był wyjątkowo owocny dla miłośników szeroko pojętego horroru. I gdy na srebrnym ekranie Michael Myers i Laurie Strode przeżywają (nomen omen) spotkanie po latach, Netflix zadbał o potrzeby fanów nieco bardziej paranormalnego podejścia do horroru. Z tą różnicą, że o ile „Haunting of the Hill House” to pełnokrwiste danie złożone z grozy i dramatu, tak „The Chilling Adventures of Sabrina” wrzuca do kotła magię, czarny humor, demony oraz litry juchy, a następnie doprawia całość szkolnymi problemami nastolatków. Choć powstała w ten sposób mikstura na pierwszy rzut oka nie wygląda szczególnie apetycznie, tak już dwa pierwsze łyki sprawiły, że wypiliśmy całość jednym haustem.

Korzeniami postać Sabriny sięga do 1969 roku i serii „Archie’s Mad House”, będącej zbieraniną krótkich historyjek traktujących o wszelkiej maści potworach oraz przygodach zbyt dziwnych, by znaleźć się w głównej serii wydawnictwa. To właśnie w jednej z tych jednorazowych historii zadebiutowała Sabrina Spellman, która popularnością zaskoczyła nawet własnych twórców, scenarzystę George Gladira oraz rysownika Dana DeCarlo. Nastoletnia wiedźma zawojowała serca fanów i ostatecznie w kwietniu 1971 roku otrzymała własną serię, awansując z jednorazowej ciekawostki na jedną z najpopularniejszych bohaterek wydawnictwa. Na przestrzeni lat postać ewoluowała, otrzymując nawet nowy origin – z efektu nieudanego eksperymentu Zeldy i Hildy (kto by przypuszczał, że zmieszanie magicznych eliksirów z dziewczyńskimi przedmiotami stworzy nastolatkę?!) stając się dzieckiem czarnoksiężnika i śmiertelniczki, a jej przygody stawały się coraz mroczniejsze i tak aż do 2014, gdy Archie Horror wydało serię „Chilling Adventures of Sabrina” autorstwa Roberto Aguirre-Sacasy i Roberta Hacka.

Dla osób kojarzących rodzinę Spellmanów jedynie z serialu z Melissą Joan Hart pierwszy kontakt z produkcją Netfliksa może okazać się sporym szokiem. To już nie ten pastelowy, radosny świat, gdzie zaklęcia służą głównie do pomagania innym i komplikowania sobie życia w zabawny sposób. Nowa, zdecydowanie bliższa komiksowemu pierwowzorowi wersja jest znacznie bardziej brutalna i mroczna. Jako pół wiedźma i pół człowiek, najmłodsza ze Spellmanów stoi okrakiem między zwyczajnym życiem małego miasteczka gdzieś w Stanach Zjednoczonych, a wstąpieniem do służby u samego diabła podczas bluźnierczego obrzędu zwanego Mrocznym Chrztem. Samą Sabrinę poznajemy na kilka dni przed jej szesnastymi urodzinami, podczas których będzie miała dopełnić rytuału i wpisać swoje imię do Księgi Bestii, ostatecznie oddając się na służbę Szatanowi, a co za tym idzie – porzucić dotychczasowe życie, chłopaka oraz znajomych. Głucha na nalegania ciotek oraz sabatu, Sabrina nie zamierza się tak po prostu poddać, dając początek serii zdarzeń, które nieodwracalnie zmienią życie samej wiedźmy, jej rodziny oraz niczego nieświadomych mieszkańców Greendale.

Składająca się z dziesięciu odcinków seria to interesujące połączenie wątków charakterystycznych dla teen drama z krwawymi elementami horroru. Serial w jednej chwili opowiada o szkolnej miłości łączącej Sabrinę i Harvey’a, by w następnej przeskoczyć do Zeldy przygotowującej pieczeń z głowy pulchnego dziecka i niemal natychmiast wykonać zwrot w kierunku dziewczyn walczących o dostęp do „Mechanicznej pomarańczy” w szkolnej bibliotece. I choć na papierze wygląda to dziwacznie, pełniący funkcję producenta wykonawczego oraz scenarzysty Roberto Aguirre-Sacasa (maczającego palce w serialu „Riverdale”, jak również komiksowym pierwowzorze „The Chilling Adventures”) stanął na wysokości zadania i, na wzór „Buffy: Postrach wampirów”, stworzył opowieść w której magia oraz szara codzienność splata się w interesującą całość… Choć trudno nie odnieść wrażenia, że niektóre wątki z przyjaciółmi Sabriny zostały potraktowane po łebkach, przez co wydają się dopchnięte nieco na siłę.

Prym wiedzie tutaj grana przez Lachlan Watson Susie Putnam. Transgenderowa postać w małym miasteczku w latach siedemdziesiątych? Rodzina, której członkowie w przeszłości przejawiali tendencje do przebierania się w ubrania tradycyjnie przypisane do płci przeciwnej? Toż to materiał na świetną historię, o ile potraktować go z należytą uwagą oraz wyczuciem. Niestety, tego w pierwszym sezonie zabrakło, a wątek szybko trafił na bocznicę, służąc raczej jako tło dla budowania charakteru głównej bohaterki… Nie mogę natomiast przyczepić się do reszty obsady, z Kiernan Shipka na czele. Sabrina w jej wykonaniu jest zdeterminowaną, pewną siebie oraz dążącą po trupach do celu młodą kobietą. Spellman nie daje sobie w kaszę dmuchać, kwestionując stare, zardzewiałe zwyczaje oraz stawiając przyjaciół ponad obowiązek. Doskonale również prezentują się Miranda Otto i Lucy Davis, wcielające się w Zeldę i Hildę Spellman. Siostry różnią się od siebie niczym ogień i woda – jedna jest nadzwyczaj chłodna oraz surowa, podczas gdy druga podchodzi do życia (oraz śmierci) z pewną dozą beztroski… po domu (a zarazem zakładzie pogrzebowym) włóczy się również kuzyn Ambrose, obecnie skazany na areszt domowy po próbie wysadzenia Watykanu… co wydaje się być dość łagodną karą. Panseksualny lekkoduch spędza czas na pracy w prosektorium oraz próbach przemówienia Sabrinie do rozsądku. Obrazu rodziny dopełnia koci towarzysz młodocianej wiedźmy, czarny kot Salem, który z miejsca stał się moją ulubioną (acz milczącą) postacią.

Również antagoniści nie pozostają w tyle, często kradnąc całe sceny. Doskonałym tego przykładem jest Richard Coyle w roli ojca Blackwooda, arcykapłana kościoła szatana oraz dyrektora ichniego odpowiednika Hogwartu (tylko z posągiem Baphometa w holu), którego złowieszcze knowania doskonale uzupełniają się z Michelle Gomez i jej Mary Wardwell (znanej również jako Madam Satan – nie mylić z Mister Satanem), która z odcinka na odcinek coraz bardziej przypomina czającą się na skraju sieci pajęczycę. Właściwie najsłabszym punktem pierwszego sezonu „Chilling Adventures of Sabrina” jest piąty odcinek będący w gruncie rzeczy jednym wielkim wypełniaczem bez którego serial nie tylko niczego by nie stracił, a wręcz przeciwnie – zyskał. Spora część netflixowych produkcji (w tym prawie wszystkie seriale stworzone we współpracy z Marvelem) przejawiają niezdrową tendencję do rozwlekania wątków, które takiego traktowania nie potrzebują. Na pierwszy sezon przygód nastoletniej wiedźmy składa się dziesięć godzinnych odcinków i czasem trudno nie odnieść wrażenia, że produkcji wyszłoby na dobre, gdyby pozbyć się części luźno dyndających wątków, wywalić piąty odcinek i zamknąć całość w siedmiu godzinach.

Niemniej, pomimo kilku niedociągnięć, „Chilling Adventures of Sabrina” to bardzo dobry efekt zabawy w mieszanie gatunków, a zarazem solidna pozycja na halloweenowy wieczór. Jedni znajdą tutaj czarny humor, juchę i szczyptę horroru, a drudzy solidną porcję teen dramy o nieco mrocznym posmaku oraz widoki na miłosny trójkąt w kolejnym sezonie. Co ciekawe, żywiłem pewne obawy co do oglądania serialu z dubbingiem, ale ostatecznie wypadł on całkiem znośnie, nawet jeśli trochę zbyt cukierkowo na tle rozgrywających się na ekranie wydarzeń. Do tego trudno mi sobie wyobrazić, co czuli aktorzy zmuszeni co jakiś czas rzucać „chwalmy szatana”… Jeśli nie macie planów na środowy wieczór, a „Haunting of the Hill House” już za wami, to dajcie szansę Sabrinie. Warto.