Nieprzypadkowo „Choinka” Balázsa Nagya została wydana właśnie w okresie przedświątecznym – i mimo że w jej przypadku klimat to kwestia umowna, nie da się ukryć, że „ubieranie” tytułowego drzewka skrywa w sobie pewien urok. Jednak czy pozycja ma szansę przetrwać, gdy wszystkie światełka i ozdoby znikną z domów, czy razem z nimi trafi na strych bądź do szafy?
Grudzień został naznaczony specyficzną aurą, która nieraz udziela się ludziom i wszystko, co związane z nadchodzącymi Świętami albo kogoś pozytywnie nastraja albo wręcz przeciwnie: odpycha. Nowa gra Naszej Księgarni ma to do siebie, że pierwsza grupa przyjmie ją z otwartymi ramionami jako kolejny artefakt Bożego Narodzenia, zaś druga obiektywnie zignoruje bądź uzna za ciekawą – w sumie świecką – rozrywkę. Jak w przypadku większości gier w stylu niemieckim, okazuje się, że główny nacisk położony jest nie na „wskrzeszaną” przez grę atmosferę, lecz na mechanikę przede wszystkim odwołującą się do aspektów ekonomicznych (gromadzenia punktów za pomocą odpowiednich mnożników).
Nie oczekujmy więc od tytułu czegoś, czego w nim nie ma – to piękna, w pewnym stopniu nastrojowa otoczka, która może „dołączyć” się w klimat Świąt, ale sama w sobie go nie wytwarza. Choć nie powinno umknąć uwadze, że w tym nietypowym okresie przyjemność ogrywania tego tytułu jest większa niż identycznego mechanicznie, tylko z zupełnie odmienną szatą graficzną. No i z pewnością w Święta to ta gra wyda się bardziej zachęcająca dla niedzielnych graczów – i dla osób niegrających często będzie milszym prezentem.
„Choinkę” przygotowuje się stosunkowo szybko – wystarczy wyciągnąć i złożyć (odpowiednio) tyle świątecznych drzewek ile będzie graczów (w przypadku dwuosobowej zabawy należy złożyć trzecie dla wirtualnego gracza). Jedna rozgrywka będzie trwać trzy rundy. Każdy z graczów otrzymuje na rundę cztery wylosowane karty celów, wybiera jedną z nich i gdy pozostałe odkładają, odsłaniają wybrane przez siebie – one będą celem danej rundy. Warto także przygotować notes i notować punkty po każdej rundzie. A rozgrywka polega generalnie na wykładaniu kart ozdób (bombek kulek, bombek kryształki, bombki gwiazdki, cukierki i piernikowe ludziki) w taki sposób, aby spełniać cele oraz zyskiwać dodatkowe premie na koniec całej gry. Tu wkrada się draft – każdy z graczów (ten wirtualny również) otrzymuje po osiem kart na rękę, z nich dobiera i kładzie na swojej choince jedną, a następne przekazuje graczowi po lewej (za wirtualnego gracza grają pozostali), potem powtarza się tę czynność do momentu aż każdemu zostaną dwie karty w dłoni, z nich wybiera się jedną, a niewybraną odrzuca do pudełka – tak kończy się runda. Po trzech kończy się gra i ostatecznie podlicza się punkty.
Nie ma tu rozbudowanych zasad, poziom skomplikowania pozwala wciągnąć do gry praktycznie każdego, kto opanował już podstawy matematyki i nie stroni fanatycznie od gier planszowych. Jedyne, co w grze wydaje się istotne to umiejętność tworzenia odpowiednich kombinacji, połączona z czystą kalkulacją, lecz i te mogą okazać się niezbyt przydatne, gdy wylosowane zadania nijak nie pozwalają graczowi się wykazać, ponieważ na ręce nie ma odpowiednich kart – tu może liczyć na łut szczęścia, gdyż takie sytuacje zdaje się niwelować draft. W wyjątkowo rzadkich przypadkach wszyscy gracze mogą otrzymać zestawy niezbyt interesujących ozdób – w takim wypadku wystarczy skupić się na tworzeniu układów, które nie są podliczane pod koniec rundy, ale na samym końcu gry. I to nie będzie już przesadnie trudnym zadaniem. Ta gra po prostu została zaprojektowana tak, że nawet niespecjalnie się starając można zgarnąć niemałą gratyfikację, więc osoby, które zechciały zagrać, choć niezbyt się angażują nie powinny od razu skreślić tytułu, bowiem coś tam w zamian za wykonywanie akcji dostały.
Spodobać się też powinno większości wykonanie. Ciekawa okładka pudełkowa, od której wręcz bije „świąteczne ciepło” to nieprzypadkowy wybór wydawcy, na pierwszy rzut oka mówiący z czym będziemy mieć do czynienia. W środku zaś nie mniej okazale, ponieważ gracze otrzymują do ułożenia trzyczęściowe tytułowe drzewka – różniące się drobnymi szczegółami, nie mającymi żadnego wpływu na tryb czy zasady rozgrywki. Urocze, uniwersalne ozdoby, choć trochę zbyt mało uodpornione na użytkowanie niemal natychmiast ma się ochotę wyłożyć na skonstruowaną choinkę. Wytrzymałością nadrabiają za to karty z celami na rundę, których nie wykorzystuje (w sensie przesuwania, dotykania, oglądania) się tak często i to nie one powinny być wykonane tak solidnie, lecz wspomniane kafle ozdób – wówczas jakościowo „Choince” nie byłoby nic do zarzucenia, acz i teraz to tylko subtelna niedogodność.
Po prawdzie, „Choinka” ma niemało zalet dla lubiących gry w stylu niemieckim, tylko typowo okresową otoczkę graficzną – owszem, niektórzy mogą od czasu do czasu sięgnąć z świątecznego sentymentu po pudełko z grą, lecz większość (trzeba przygotować się na brutalną szczerość) zapewne odłoży grę na regał bądź strych, gdzie wyczekiwać będzie kolejnych Świąt bądź sporadycznego wyciągnięcia. Niestety, to gra, znakomicie sprawdzająca się do ogrania w tym okresie, z całą rodziną (to również wielka zaleta, której nie należy lekceważyć) i przyjaciółmi, można wyjaśnić szybko zasady, wciągnąć młodszych i starszych, stworzyć pewien pomost… Jednak gdy rodzina wyjedzie, za oknem pojawią się pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny, a ogrodzenia przestaną mienić się od lampek i „Choinka” straci swój urok. Niemniej, posiadanie jej w kolekcji podczas Bożego Narodzenia to nie najgorszy pomysł – wówczas zdecydowanie się przyda i może być pewniakiem przy rodzinnych zmaganiach na planszy.