Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Recenzje

Recenzja: Blankets i Habibi – Craig Thompson

Dwa potężne nie tylko w sferze fizycznej, ale również wartościowej, dzieła autorstwa wielokrotnie nagradzanego amerykańskiego rysownika znów ujrzały światło dzienne za sprawą wznowienia wypuszczonego przez wydawnictwo Timof Comics. Przepięknie prezentujące się, opasłe tomiszcza pomimo swojej dość pokaźnej wagi i miękkiej okładki dają się czytać bez najmniejszego problemu, grzbiet nie ulega zgięciu, a kartki pewnie trzymają się swojego miejsca, pozwalając całkowicie wniknąć w zaprezentowane przez twórcę historie.

W recenzowanym duecie kanwę pierwszeństwa niezaprzeczalnie dzierży „Blankets”, autobiograficzna powieść graficzna, dzięki której autor zyskał nie tylko najważniejsze nagrody w   branży, ale też międzynarodową sławę. Przelał on bowiem na karty komiksu fragmenty swojego dzieciństwa i młodości wraz ze wszystkimi problemami, rozterkami oraz pytaniami im towarzyszącymi, zamykając całość w niezwykłym, płynącym razem z fabułą, czarno-białym świecie. I choć czytelnik nie uświadczy tutaj szalonych przygód czy zaskakujących zwrotów akcji, jedynie codzienne historie z życia zwyczajnego nastolatka, to są one zaserwowane w tak potoczysty sposób, że nie sposób się oderwać od lektury.

Głównego bohatera i zarazem narratora opowieści poznajemy, gdy jest w trzeciej klasie szkoły podstawowej, obserwując jego wspólne życie z młodszym bratem, problemy z rówieśnikami i w domu oraz co najważniejsze, proces odkrywania chrześcijańskiej wiary gładko przechodzący do chwili, w której Craig jest już nastolatkiem. Od tej chwili historia będzie zataczać koła, przetykając aktualne wydarzenia retrospekcjami, wprowadzającymi coraz to głębsze spojrzenie na niego samego oraz na jego rodzinę. Momentem najważniejszym dla fabuły okazuje się wyjazd na kościelny obóz zimowy, gdzie poznaje Rainę, niezwykłą dziewczynę, z którą od samego początku nawiązuje nić porozumienia, przeradzającą się z czasem w coś znacznie większego.

Choć wydawać by się mogło, że będzie to typowa, banalna opowieść o nastolatkach i pierwszej miłości, to autor w poruszający, często dosadny a jednocześnie niesamowicie poetycki sposób mówi o wielu trudnych, poważnych i nieoczywistych problemach z jakimi borykają się zwyczajni ludzie. Obserwując jego dzieciństwo i pobyt w domu Rainy oraz wsłuchując się w targające nim uczucia, z wielką łatwością jesteśmy w stanie zżyć się z jego postacią i odnaleźć się w jego osobie. A wszystko to za sprawą niesłychanej szczerości, z jaką autor dzieli się z czytelnikami swoim życiem, sprawiając, że w niektórych momentach można się poczuć niczym powiernik jego najgłębiej skrywanych tajemnic.

Wszystko to mogłoby być zwyczajną, choć poruszającą historią, gdyby nie niesamowita oprawa graficzna, w jakiej autor serwuje nam kolejne rozdziały swojej opowieści.  Czarno-białe ilustracje w dopracowanym, kreskówkowym stylu potrafią zachwycić na niejednym kadrze, przekazując czytelnikom zarówno emocje, jak i mroźny klimat, bijący z większości zaśnieżonych scen. Projekty postaci, choć w wielu miejscach uproszczone, z niesłychaną precyzją oddają całą gamę przeżyć i to nie tylko za pomocą mimiki, ale również gestów czy ruchów. Wiele ze scen właśnie dzięki niezwykłej swobodzie i lekkości widocznej w kresce autora zyskuje wręcz oniryczny charakter oraz wspomnianą już płynność, dzięki której lektura tej niemalże sześciuset stronicowej powieści graficznej jest prawdziwą, czystą przyjemnością.

Drugi z recenzowanych tytułów należy do zupełnie innej bajki, nie jest to autobiograficzna powieść, jego akcja nie dzieje się w realnym, istniejącym miejscu i nie opowiada prawdziwych wydarzeń. Mimo to autor poprowadził historię w taki sposób, że bardzo łatwo jest się porwać jego fantazji i uwierzyć zarówno w Dodolę, jak i Zama, bohaterów „Habibi”, komiksu niezwykłego pod wieloma względami. Thompson zafascynowany przede wszystkim językiem i kaligrafią arabską, podjął się stworzenia dzieła wręcz naszpikowanego przepięknymi wzorami, literami i stylem Bliskiego Wschodu, ostatecznie oddając w ręce czytelników prawdziwe dzieło sztuki.

Historia skupia się na losie dwójki dzieci, młodszego chłopca i starszej dziewczynki, którzy już jako niewolnicy uciekają do ukrytego pomiędzy piaszczystymi wydmami wraku statku. I choć z wielkim kosztem udało im się przeżyć w odosobnieniu parę lat, to zostali ostatecznie rozdzieleni przez zrządzenie losu, które od tego momentu prowadziło ich okrutnymi drogami do ponownego spotkania. Dodola trafiła do pałacu sułtana musząc sprostać wielu przeciwnościom, zachciankom i tragediom, aby móc znów zobaczyć wychowywanego przez siebie chłopca, pozostawionego samemu sobie na pustyni, który udał się wiedziony głodem do najbliższej wioski, gdzie nikomu nie żyło się dostatnie, a już w szczególności nie ubogim sierotom. Po wielu latach upokorzeń, bólu, tęsknoty i niesłabnącego pragnienia odnalezienia się, ich drogi znów się przecięły w najmniej spodziewanym momencie, bynajmniej nie prowadząc od razu do szczęśliwego zakończenia.

„Habibi” z całą pewnością nie jest lekturą łatwą i wcale nie mam tu na myśli poruszanej przez autora tematyki, tylko samą strukturę opowieści, która prowadzona nielinearnie poprzetykana jest wieloma retrospekcjami czy skokami zarówno w czasie, jak i pomiędzy wątkami. Mimo to, historia wyjątkowo mocno trzyma w napięciu, czytelnik skupia się na przedstawionym losie bohaterów wyczekując zarówno wyjaśnienia sytuacji, w której się znaleźli, jak i rozwinięcia fabuły. Nie wypada również nie wspomnieć o fragmentach przedstawiających opowieści Dodoli, którymi raczy Zama, snując zawarte w Koranie historie doskonale znane nam w ich biblijnej formie, zobrazowane w niesamowicie poetycki i poruszający sposób. Dzięki temu zaprezentowana fabuła jawi się jako swego rodzaju wizja odnosząca się zarówno do współczesnego świata, jaki znamy, jak i do takiego, jakim mógłby się stać.

Craig Thompson już w „Blankets” potrafił zaczarować opowieść swoimi rysunkami, jednakże dopiero w „Habibi” pokazał na co go naprawdę stać. W całym komiksie nie uświadczy się ani jednej strony, która nie zachwycałaby dopracowanymi w najmniejszych detalach ilustracjami, zarówno tymi pochodzącymi z kadrów, jak i z ogólnej szaty graficznej tomiku. Niezliczone momenty, w których autor wykorzystuje piękno i harmonię arabskiej kaligrafii wplatając ją nie tylko w obrazy, ale również w intrygę, niesłychanie oddziałują na sposób w jaki czytelnik odbiera poznawaną historię. I choć nagości czy też kontrowersyjnych, brutalnych scen ukazanych w pełnej krasie nie brakuje, to nie przyćmiewają one ani nie wychodzą ponad opowiadane losy bohaterów. Wprawdzie problematyka oraz wydźwięk całości niejednej osobie mogą ostatecznie nie przypaść do gustu, gdyż autor bez ogródek przelał na papier wiele komentarzy stricte odnoszących się do rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, niemniej jednak wciąż pozostawił je w niezwykłej, magicznej i przepięknej formie, którą należałoby bezsprzecznie poznać niezależnie od osobistych animozji czy uprzedzeń.

Obydwa zrecenzowane albumy różnią się pomiędzy sobą pod wieloma względami, co ciekawe również tak przyziemnymi jak format („Blankets” jest nieco wyższe od „Habibi”), jednakże tym co je łączy, jest niesłychana wręcz wrażliwość i umiejętność autora do ukazywania problemów ważkich, trudnych i kontrowersyjnych w sposób, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Gwałty, pedofilia i kastracja to tylko niektóre z kwestii poruszanych w jego powieściach graficznych, tuż obok prawdziwej miłości, wytrwałości, dobroci i siły przywiązania, serwując czytelnikom pełnokrwiste historie, po przeczytaniu których, zostają one w człowieku na dłużej, nie pozwalając o sobie zapomnieć.

 

Natalia Stanek