Nad „Call of Duty” i drapieżnym systemem mikropłatności już od jakiegoś czasu zbierały się czarne chmury. Wprowadzenie metod wyciągania pieniędzy z graczy w remasterze „Call of Duty 4: Modern Warfare”, tworzenie przestrzeni społecznej, głównie po to, by móc się chwalić lootem lecącym ze zrzutów zapatrzenia w „World War II”, czy choćby forsowanie MTX na każdym kroku w „Black Ops IIII” skutecznie irytowały graczy, którzy aby móc doświadczyć wszystkiego co gra oferuje, musieli dodatkowo wyłożyć kasę na przepustkę sezonową i lootboksy (z których często leciała zbędna kosmetyka i duplikaty). Nauczyło mnie to jednego – nie spieszyć się z wystawianiem CoD laurki.
Mimo to, gdy usiadłem do powracającej po rocznej przerwie kampanii, uświadomiłem sobie jak brakowało mi tej charakterystycznej dla CoD rozgrywki. Choć zabawa dla jednego gracza nie trwa zbyt długo (można ją spokojnie ukończyć w pięć godzin nawet na wyższych poziomach trudności), tak „Modern Warfare” serwuje udaną mieszankę nowych i klasycznych rozwiązań i nawet jeśli nie znajdziemy tu misji porównywalnych z „No Russian”, „All Ghillied Up”, czy „Shock and Awe”, nikt raczej nie powinien kręcić nosem. Jest obowiązkowe wspieranie oddziałów naziemnych z pokładu helikoptera (choć wolałem AC-130…), przekradanie się ulicami opanowanego przez rosyjskie wojska miasta na Bliskim Wschodzie, dostajemy możliwość zwalczenia ataku terrorystycznego na Piccadilly, czy szturmowanie domu mieszkalnego w „Clean House” (i to, swoją drogą, są najlepsze misje w grze). Jest dynamicznie, krwawo i bez przesadnego zadęcia, czyli dokładnie tak jak trzeba. Jeśli dodać do tego powracających (kapitan Price!) oraz nowych (Farah Karim to świetny przykład dobrze napisanej, interesującej postaci, która bez problemu znajdzie dla siebie miejsce u boku najbardziej znanych i lubianych) bohaterów oraz fakt, że ukończenie każdej z misji oznacza nagrody do odebrania w trybie multiplayer, otrzymujemy kilka godzin świetnej zabawy oraz trening przed wskoczeniem w sam środek zmagań sieciowych.
W gruncie rzeczy, od czasu testów beta tryb multiplayer niewiele się zmienił… ku uciesze nowych graczy i rozpaczy weteranów. Jest wolniej i choć taktyka „run‘n gun” wciąż się sprawdza, tak ze względu na tempo rozgrywki oraz wyraźną dominację strzelb na serwerach (u szczytu popularności, pomimo nerfów, wciąż znajduje się 725, strzelba która zależnie od chęci może działać jako obrzyn albo snajperka), kamperstwo kwitnie w najlepsze. Z jednej strony, potrafi to być niezwykle frustrujące, ale z drugiej – przeciętny gracz w końcu ma szansę na wbicie względnie satysfakcjonującego wyniku. Największą siłą rozgrywki online „Modern Warfare” jest różnorodność tak w zakresie map, jak i trybów. Od zalatującej „Battlefieldem” wojny naziemnej (gdzie główne skrzypce gra chaos, przesadna ilość killstreaków w powietrzu oraz obozowanie po kątach) przez bardziej tradycyjne, aż po najbardziej taktyczne rozgrywki 2v2 na ograniczonych mapach. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, a dodawane za darmo mapy oraz tryby (jak mój ulubiony – Zarażony, który był dostępny do 18.12) gwarantują, że gra stale będzie oferowała coś nowego. Interesującym zabiegiem ze strony IW było porzucenie przepustki sezonowej na rzecz karnetu bojowego, znanego choćby z „Apex Legends”, „Fortnite”, czy „Destiny 2”. Na tę dodatkową ścieżkę rozwoju składa się 100 poziomów oferujących szeroki wachlarz nagród (w pierwszym sezonie, co sezon poziomy będą resetowane). Każdy gracz z góry wie co otrzyma po zdobyciu określonego poziomu, od nowych operatorów oraz związanych z nimi zadań, przez zegarki, wizytówki, aż po pukawki. Co więcej, osoby które nie zdecydują się na zakup karnetu i tak mają dostęp do dwudziestu poziomów za darmo. Te rozsiane na przestrzeni 100 płatnych oferują tak nowe bronie, jak i część kosmetyki, nie ograniczając najważniejszej zawartości zasobnością portfela. Równie przejrzyste są wyzwania oferujące nagrody w postaci kosmetyki. Wszystko zostało jasno rozpisane i choć w danym momencie możemy mieć aktywne tylko jedno wyzwanie, przy przełączaniu się między dostępnymi, gra zapamiętuje nasze postępy.
Ostatnim z trybów rozgrywki jest znana z poprzednich odsłon „Modern Warfare” kooperacja. Dzielący się na operacje, misje oraz, w przypadku PS4, przetrwanie tryb oferuje sporo zawartości dla osób, które albo są już zmęczone tłuczeniem zombiaków rok po roku, albo mają ochotę na nieco radosną rzeź SI. O ile kooperacja potrafi dostarczyć mnóstwo frajdy, przy okazji pozwalając zdobyć kilka poziomów postaci, karnetu bojowego i broni (świetny pomysł, gwarantujący stały rozwój), tak najlepiej widać tutaj problem wielu graczy – brak podstawowych umiejętności współpracy. Problem doskwierający podczas zabawy w Dominację, czy inne tryby polegające na działaniu jako drużyna podczas realizacji konkretnego celu potrafi skutecznie popsuć tutaj szyki. W rozgrywkach sieciowych można się nieźle bawić w drużynie złożonej z przypadkowych zawodników, a czasem nawet wygrać, tak tutaj brak kooperacji oznacza szybki powrót do ekranu ładowania. I tak, podczas gdy w duecie z kumplem podczas przetrwania można spokojnie przebić pięćdziesiąt fal coraz trudniejszych przeciwników, osłaniając się i wzajemnie podnosząc, tak nawet czteroosobowa drużyna błąkających się solo po mapie graczy zostanie szybko wycięta w pień. A wystarczy jeden trup, by zabawa skończyła się porażką.
Żeby nie było zbyt różowo, trzeba też wspomnieć o problemach z jakimi boryka się CoD, jak i skupiona wokół gry społeczność. Z jednej strony głośno podnoszony jest temat opartego na umiejętnościach dobierania graczy, za sprawą którego gra dobiera nam zawodników… po czym lądujemy w sześcioosobowym zespole z dwoma graczami o poziomie poniżej piątego, stając naprzeciwko grupie siedemdziesięcio- i osiemdziesięciopoziomowych zabijaków. Nietrudno przewidzieć wynik takich potyczek. Niezwykle irytujące potrafi być również pleniące się niczym chwasty camperstwo. Jeśli w pierwszych sekundach meczu nie jesteście w stanie opanować newralgicznych punktów mapy, szykujcie się na sporą porcję irytacji za sprawą poukrywanych po kątach strzelb, RKMów w oknach i min w korytarzach. Choć ogarnięta drużyna jest w stanie sobie z tym poradzić, tak gromada randomów, z czego część zwyczajowo wychodzi z gry na pierwsze oznaki porażki, frustruje. Dochodzi do tego niezbyt stabilny netcode, prowadzący do lagów nawet w mniejszych rozgrywkach (jak w duecie podczas przetrwania). Z drugiej, w trakcie dwóch miesięcy grania na PS4 nie doświadczyłem żadnych glitchy i bugów uniemożliwiających zabawę.
„Call of Duty: Modern Warfare”, choć nie jest grą pozbawioną wad, bez wątpienia zasługuje na opinię najlepszego CoDa od lat. Świetna grafika, solidna fabuła oraz genialne dźwięki (to ekstraklasa wśród FPSów) pozwalają na wiele godzin zabawy. Jeśli się zastanawiacie nad kupnem, to zdecydowanie warto.