Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książki

Płacz – fragment

Wydawnictwo Uroboros udostępniło fragment powieści „Płacz” autorstwa Marty Kisiel, z którym można zapoznać się poniżej.

Zanim się obejrzał, kiepski poranek po kiepskiej nocy przeszedł w równie kiepskie popołudnie. Przez tępy ból, który na dobre rozgościł się między jego brwiami, nie mógł się na niczym skupić. Nie żeby miał na czym – budzik w kształcie pokemona, największy skarb czterolatka z ewidentnym przerostem migdałków, był już naprawiony i czekał na odbiór. Części posegregowane. Czarodziejska góra przeczytana do ostatniej kropki.

Sęk w tym, że niedobór zajęć skutkował u niego nadmiarem myśli. A nadmiar myśli… cóż. Ostatnio zawsze kończył się kacem.

Pewnie dlatego Gerd odebrał, kiedy około trzynastej w zakładzie zadzwonił telefon. Pewnie dlatego się zgodził.

– Zegarmistrz, słucham.

– Ach, dzień dobry, serdeńko – zaćwierkało po drugiej stronie słodkim falsetem. – Poratujesz starą kobietę w potrzebie?

– A to zależy od potrzeby – odparł przewrotnie.

– Och, nie kuś, hultaju, nie kuś starowinki! – zaśmiała się. – Bo jeszcze się zgodzę i będzie ci przykro. Chodzi o zegar po stryjecznym wuju babki nieboszczki, niech spoczywa w pokoju. Ale tylko babka, bo wuj to był skończony drań, birbant i niecnota, niech go żrą robaki.

– Zakładam, że się zepsuł.

– Wuj? Ja myślę, zmarło mu się w trzydziestym czwartym.

– Zegar.

– A tak, tak, zepsuty. Na amen zepsuty.

Gdzieś w tle coś huknęło, brzęknęło, by na koniec jęknąć żałościwie, przeciągle.

– Co to było?! – zapytał Gerd, odruchowo podrywając się z krzesła.

– Agonalny jęk szacownego mechanizmu. Przepraszam, czy szacowny mechanizm mógłby?… Dziękuję. Składasz wizyty domowe, serdeńko?

– Eee… raczej nie. Niech pani zamówi transport. Znam jedną firmę, która…

– To nie worek ziemniaków, serdeńko – nie pozwoliła mu dokończyć – ani regał ze szwedzkiego paździerza w promocyjnej cenie, tylko oryginalny Gustav Becker, rocznik dziewięćdziesiąty pierwszy. Tysiąc osiemset dziewięćdziesiąty pierwszy.

– Pierwsza seria?

– Sam rozumiesz. Kawał wiekowego klamota.

– Okej. Okej, w takim razie przyjadę. Może…

– Bardzo zależy mi na czasie. – Rozmówczyni znów przerwała mu swobodnie, nie przestając ćwierkać, co było trochę niepokojące. Aż miał ochotę odsunąć się na bezpieczną odległość. – Wiesz, lata już nie te, ostroga coraz bardziej doskwiera, mogę nie doczekać, aż mi Gutek znowu zabimba jak w czterdziestym szóstym… Chętnie dopłacę za fatygę i taryfę z mej nędznej emerytury, bylebyś przyjechał jeszcze dziś. Najlepiej zaraz.

Przytknął palce do brwi i kilka razy mocno potarł, w nadziei, że wyciśnie ból jak nabrzmiałego pryszcza. Becker z pierwszej serii… Miał słabość do starych werków.

– No… no dobrze – mruknął wreszcie i rzucił okiem na zegarek – ale nie wyrobię się wcześniej niż na…

– Doskonale. Czyli zaraz. Słowo harcerza?

Gerd westchnął.

– Słowo harcerza. – Znalazł piszący długopis, a spod blatu wyszarpnął jakąś kartkę. – Niech pani poda dokładny adres.

Dałby głowę, że zanim odpowiedziała, głosem już zupełnie nierozćwierkanym, najpierw się zaśmiała. Cicho, gardłowo. Kpiąco.

– Aleja Lipowa pięć, serdeńko.

Trzeba się było wtedy rozłączyć. I uciec do Szwecji pierwszym promem, choćby i z paździerza.