Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Felietony

Heroiczny komunista, czyli urban legends świata gier video

„Armada” Ernesta Cline’a przedstawia losy nastolatka, który jest ogromnym fanem gier video. Całe dnie spędza przy komputerze, grając w popularny symulator lotów, w którym wciela się w losy żołnierza walczącego z kosmicznymi najeźdźcami. Dobra zabawa kończy się w momencie, w którym tytułowa gra okazuje się być projektem tajnej formacji wojskowej rzeczywiście walczącej z kosmitami. Brzmi jak kolejna teoria spiskowa, prawda? Nie ma właściwie roku, w którym nie pojawiłaby się jakaś niesamowita historia o nowych jak i starych produkcjach. Poniżej znajdziecie krótki przegląd najciekawszych i najbardziej znanych teorii spiskowych świata gier video.

Polybius

Absolutny klasyk ze złotej ery salonów gier. Legendarny automat miał się pojawić w 1981 roku w mieście Portland w Oregonie. W sieci można znaleźć jego zdjęcie, będące jedynym namacalnym dowodem istnienia maszyny. Polybius miał być kopią automatu z grą „Tempest”, jednak, w przeciwieństwie do swojego pierwowzoru, nie kusił potencjalnych graczy kolorowym designem. Czarna obudowa z białymi literami jeszcze bardziej rzucała się w oczy na tle innych maszyn. Jednak każdy, kto postanowił spróbować swoich sił na Polybiusie, szybko tego żałował. Zdaniem świadków kontakt z automatem wywoływał m.in. zawroty głowy, nudności, apatię, nocne koszmary a w skrajnych przypadkach amnezję. Pojawiały się też plotki o tym, że wielu z graczy po seansie z Polybiusem chciało popełnić samobójstwo.

Co stało za takim działaniem automatu? Sama nazwa maszyny wywodzi się od imienia Polibiusza, greckiego historyka i słynnego kryptografa. Ma być to pierwsza przesłanka świadcząca o tym, że w grze ukryto jakieś tajemnicze, szkodliwe treści. Kolejnym dowodem na to była nazwa firmy rzekomo odpowiadającej za produkcję gry. Niemiecki zbitek słów „Sinneslöschen” oznacza bowiem kasowanie umysłów. Oczywiście, o takiej firmie nikt nigdy nie słyszał, jednak to tylko rozgrzało wyobraźnię graczy, dla których Polybius miał być efektem ściśle tajnego wojskowego projektu mającego na celu testowanie skuteczności informacji podprogowych. I choć minęło wiele lat, to historia Polybiusa wciąż powraca, a na tej stronie http://www.sinnesloschen.com/1.php możecie ściągnąć wersję gry na PC, jaka powstała w oparciu o relacje świadków.

Pokemon Green

Kto z Was nie chciał mieć Pikachu albo Charizarda? Fantazyjne stwory podbiły serca młodych widzów na całym świecie i bardzo szybko doczekały się pierwszych gier. Gdy w 1996 roku na sklepowe półki w Japonii trafił „Pokemon Green”, małoletni posiadacze Game Boyów szaleli ze szczęścia. Tytuł okazał się prawdziwym hitem, jednak szybko wyjawił swoje mroczne oblicze. Gra pochłaniała na długie godziny, a dzieci po kontakcie z nią robiły się apatyczne i wycofane. Jakby tego było mało, krajem wstrząsnęła fala samobójstw dzieci między siódmym a dwunastym rokiem życia. Powód? Depresyjna muzyka w jednej z lokacji gry.
Do Lavender Town trafiało się mniej więcej w połowie gry. W miasteczku brutalnie zabito pokemona, którego niespokojny duch wciąż krążył w okolicy. By nadać lokacji jeszcze mroczniejszy charakter, spece z Nintendo stworzyli smutny utwór, w którym przewijają się tony o wysokich częstotliwościach. Dla dorosłego odbiorcy takie dźwięki nie były szkodliwe, jednak u dzieci miały wywoływać depresję. Choć nie było twardych dowodów na związek melodii z falą samobójstw, to „Pokemon Green” szybko wycofano z japońskich sklepów, a za granicą wypuszczono wersję ze zmodyfikowanym soundtrackiem.

Killswitch

Tajemnicze dzieło równie tajemniczego studia Karvina Corporation. Gra z 1989 roku miała być swoistym survival horrorem. Gracze mieli do wyboru dwie postacie – dziewczynę o imieniu Porto i niewidzialnego demona Ghasta. Z racji tego, że Ghast był niewidoczny również dla graczy, siłą rzeczy wszyscy wybierali Porto. Bohaterka gry budziła się w opuszczonej kopalni, w której kiedyś pracowała. Przemierzając mroczne tunele natyka się na wszelkiej maści demony przypominające jej byłych współpracowników. W trakcie jej wędrówki wychodzi na jaw przerażająca prawda – pracownicy kopalni zostali zamordowani przez inspektorów wysłanych przez korporację, która uznała, że sztolnia przynosi za małe zyski. Od tej pory jedynym celem Porto staje się wydostanie z kopalni.
W momencie, w którym dziewczyna miała wyjść na powierzchnię, ekran migotał na biało a gra samoczynnie się usuwała. Jak głosi legenda, był to celowy zabieg studia, które uznało, że „Killswitch” będzie „jednorazowym doświadczeniem”. Dlatego też wszystkie screeny czy filmiki jakie znajdziecie w sieci są tylko podróbką stworzoną na podstawie opowieści graczy. Ponoć w 2005 roku jedna z pięciu tysięcy kopii gry pojawiła się na Ebayu, jednak ciężko stwierdzić, czy był to oryginalny „Killswitch”. Niejaki Yamamoto Ryuichi, który wygrał aukcję, chciał pokazać światu, jak naprawdę wygląda ta gra, jednak wkrótce po zakupie opublikował w sieci jeden dwuminutowy filmik na którym widać, jak płacze. I choć nie ma solidnych dowodów na to, że ta gra rzeczywiście istniała, to teorii na jej temat wciąż przybywa.

Seria Mario

Choć gry z wąsatym hydraulikiem najlepsze czasy mają już dawno za sobą, to tytułowy Mario jest wciąż postacią kultową. Nic więc dziwnego, że seria doczekała się kilku teorii spiskowych. Skupmy się na najciekawszych z nich. Pierwsza mówi o tajemniczych minusowych poziomach. Jedne z nich przypominają zbugowane wersje normalnych i nie da się ich przejść, bo nigdy się nie kończą. Inne ujemne światy to psychodeliczne krainy będące połączeniem pozostałych leveli. Istnienie obu rodzajów minusowych poziomów zostało potwierdzone i w sieci znajdziecie sporo filmików, które je pokazują. Zdaniem fanów serii mogą być one efektem testów prowadzonych przez programistów jak i swoistą pułapką dla graczy.
Inna legenda mówi o tym, że gra miała na celu propagować komunizm. Spójrzcie tylko na te czerwone kolory związane z tytułowym bohaterem, który wchodząc do zamku zrywa pokojową, zieloną flagę i zastępuje ją swoją, z charakterystyczną gwiazdą. Sam fakt, że to zwykły robotnik staje się bohaterem królestwa, skłania do przemyśleń. Zresztą, czy te gęste wąsy i wydatny nos nie kojarzą Wam się z Józefem Stalinem?

Fallout 3

Pora na coś współczesnego. „Fallout” to klasyczna seria z gatunku postapo, która co rusz zaskakuje swoich fanów. Trzecia odsłona gry wywołała niemałe poruszenie za sprawą stacji numerycznych. Po wykonaniu określonych zadań (m.in. zabicie 3Doga i spikera stacji Galaxy News) zaczynają się pojawiać tajemnicze audycje nadawane przez stacje numeryczne. W rzeczywistym świecie takie audycje również się pojawiają i zdaniem wielu służą wojskowemu wywiadowi do przesłania zaszyfrowanych informacji. W grze lektor odczytuje ciąg liczb, które fani potraktowali jak daty. Większość z nich nawiązuje do przeszłości, jednak część wskazuje na wydarzenia mające miejsce po wydaniu gry w 2008 roku. Całości dopełnia słyszalny w tle alfabet Morse’a, który gracze odczytali. I tak ich zdaniem gra „przewidziała” śmierć Gary’ego Colemana, eksplozję na platformie BP, a nawet… katastrofę smoleńską.
Rzecz jasna, każdy przysłuchujący się komunikatom może je zinterpretować na własny sposób i bez trudu połączyć przypadkowy ciąg cyfr z tym, co miało miejsce w rzeczywistości. Trzeba jednak przyznać, że to jedna z lepiej skonstruowanych urban legends świat gier. Zwłaszcza, że prawdziwe stacje numeryczne wciąż rozpalają wyobraźnię.

Wysypisko Atari

Na koniec teoria spiskowa, która okazała się prawdą. W 1982 roku firma Atari wypuściła grę o przygodach sympatycznego kosmity E.T. W grze musieliśmy znaleźć trzy części rozbitego telefonu, by nasz bohater mógł zadzwonić do domu. Programiści stworzyli ten tytuł w niespełna sześć tygodni, serwując fanom filmu Stevena Spielberga koszmarną produkcję do dziś uznawaną za największą pomyłkę branży gier. Efektem było kilkanaście tysięcy niesprzedanych kartridży, z którymi firma nie wiedziała co zrobić. Legenda mówiła o tym, że pewnej nocy siedzibę Atari opuściło czternaście ciężarówek po brzegi wypełnionych kopiami gry, które udały się w nieznanym kierunku. Ponoć wszystkie kartridże trafiły na wysypisko śmieci leżące przy małym miasteczku Alamogordo w Nowym Meksyku gdzie je zakopano. Samo śmietnisko zamknięto cztery lata później.

Rok temu grupa zapaleńców wybrała się tam, by zweryfikować tą teorię. Po tygodniach poszukiwań udało im się odkopać kartridże, a o samej grze i poszukiwaniach jej kopii powstaje właśnie film dokumentalny.

A czy Wy znacie jakieś ciekawe miejskie legendy związane ze światem gier video? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Fanom gier polecamy też nową książkę autora bestsellera Player One.

armada cover

Zack Lightman całe życie miał głowę w chmurach, marząc, by świat trochę bardziej przypominał filmy i gry komputerowe, które pożera. Niechby jakieś fantastyczne, przełomowe zdarzenie roztrzaskało wreszcie monotonię jego bezbarwnej egzystencji i porwało go na szlaki kosmicznej przygody.

W końcu co szkodzi sobie trochę pomarzyć. Ale Zack umie odróżnić rzeczywistość od fantazji. Wie, że tu, w realu, nadpobudliwi nastoletni gracze nie dostają misji zbawiania świata. Aż pewnego dnia widzi latający spodek. Więcej: ten statek kosmitów jest jakby żywcem wzięty z gry, której oddaje się co wieczór – popularnego symulatora lotów „Armada”.