Książka Łysiaka w bardzo chaotyczny sposób opowiada pewną historię z XIII wieku. Łatwo się w niej zgubić, a kolejne rozdziały tylko podkręcają tempo. Ten chaos jest jednak bardzo silną stroną Psów Tartaru.
Nie wyobrażam sobie, żeby jakakolwiek sielankowa opowieść miała szanse w czasie takim jak XIII wiek, kiedy Tatarzy najeżdżają na Europę, kiedy padają wielkie grody, a małe wioski wznoszą nieustające modły do nieba prosząc o ratunek lub szybką śmierć. To właśnie czas ognia i pożogi, życia (być może ostatnią już swoją) chwilą, to ucieczki, to pogonie, to rżenie zabijanych koni i szczęk żelaza o żelazo i o kości. To właśnie jest czas chaosu i zapewne w taki wizytę tatarską odbierali ludzie żyjący w XIII wieku.
Można powiedzieć jeszcze kilka słów na temat samego języka. Łysiak nie tylko konsekwentnie stosuje archaizację, ale dość często odwołuje się do zapożyczeń z kilku innych języków. Taki zabieg zdecydowanie zwiększa “koloryt” książki, ale czasem może mieć niespodziewane efekty uboczne. Zbyt częste i zbyt długie fragmenty obcojęzyczne wymagają zerkania w przypisy, a tym samym wybijają z rytmu – zakłócają akcję i zwalniają czytelnika w biegu po nowe rozdziały. Nie jest to jednak przeszkoda na tyle silna, by zdyskwalifikować tę powieść.
Dodam jeszcze, żę Psy Tartaru są trzecią częścią z trylogii, ale pierwszą, którą czytałem. Mam takie odczucie, że gdy czas pozwoli, to nawet znając zakończenie całej opowieści chętnie sięgnę po dwie pierwsze części.
Autor: Tomasz Łysiak
Wydawnictwo: Picaresque
Data Premiery: Czerwiec 2010
ISBN: 978-83-926413-1-5
Liczba stron: 518