Wydane niedawno w Polsce komiks „Pewna historia” to tak naprawdę trzy historie. Dwie samodzielne. Jedna wspólna. Opowieść głównie o rodzinie. O stracie, smutku, tęsknocie, samotności i strachu. Mająca w sobie cechy artyzmu i przytłoczenia. Ale na swój własny sposób uporządkowana.
Wszystko zaczyna się na… hmm… emocjonalnym rozdrożu. W dwóch przypadkach. Nowa historia śledzi losy pisarza w sile wieku – uznanego, rozpoznawalnego, ale tracącego sens życia i zagubionego. To człowiek na zakręcie, przechodzący załamanie nerwowe, nie potrafiący pogodzić się z córką i przeszłością. Trafia do szpitala psychiatrycznego, gdzie zaczyna szkicować stację benzynową i uschnięte drzewo.
Uschnięte drzewo to punkt w historii Mauro, wojaka i pradziadka pisarza, doświadczonego okrucieństwem I Wojny Światowej. Mężczyzna wraz z towarzyszem broni podchodzi pod linię wroga, kryją się w okopie, kompan zostaje zraniony podczas ostrzelania, a w pobliżu znajduje się właściwie jeden wyróżniający się punkt w krajobrazie pobojowiska. Uschnięte drzewo. Mauro obawia się, że nie zobaczy już żony i syna. Codziennie pisze do nich listy.
Korespondencja zostanie w przyszłości odkryta przez Silvana Landiego, pisarza i potomka Mauro. Piękno tekstów i emocje w nich zawarte pochłaniają go bez reszty. To, co tak bardzo miało zbliżyć rodzinę przed laty, obecnie rozdziela rodzinę. Silvan zaniedbuje bliskich. Tam, gdzie listy były kiedyś narzędziem wiążącym, tu stały się przyczyną rozłamu.
Ten rozłam towarzyszy historii pisarza od początku, rzuca smętny cień na codzienne działania, rana pogłębia się, choć sam Silvan zdaje się tego nie widzieć. Popada w obłęd. Stacja benzynowa staje się dla niego uschniętym drzewem – metaforą miejsca osobistej tragedii, tragedii rodzinnej, punktem, gdzie człowiek zostaje uwięziony w emocjonalnym, egzystencjalnym kryzysie. Jednak w tej opowieści pojawia się także promyk nadziei – nie mglisty i przelotny, który przytrafia mu się po drodze, lecz naznaczony więzami krwi.
„Pewna historia” ma w sobie znacznie więcej takich interpretacyjnych tropów. Sama narracja, rwany, na pierwszy rzut oka nieklarowny sposób opowiadania w swej strukturze podchodzi pod autotematyzm – obrazuje stan twórczy, w którym znalazł się bohater, mówi też o procesie twórczym. O tym, że nie wszystko zawsze tworzy się w sposób ciągły, jednorodny i transparentny – mimo że ostatecznie tak prezentowany jest odbiorcom.
W warstwie graficznej Gipi we właściwy sobie sposób „montuje” i elegancko dobiera „kadry”. Terminologia filmowa nie jest w tu przypadkowa. Autor, związany ze światem kina, wie, czym rządzi się film i sprawnie potrafi posługiwać się językiem filmu. Stąd sceny i ilustracje przedstawione zostają często jak w kinie. Wizualna narracja ma w sobie coś, co w wyobraźni czytelnika ożywa wzorem filmu. Takie doświadczenie i konotacja działają bardzo dobrze. Nawet gdy prowadzi się opowieść tak jak Gipi.
„Pewna historia” to kameralna, osobista opowieść o rodzinie, tworzeniu, życiowych priorytetach i szukaniu sensu istnienia. Nie ma tu prostych, jednoznacznych odpowiedzi. Nie ma tu także epickich scen, wydarzeń, ani osiągnięć. Nic tu nie wbija czytelnika w fotel. Ale ta historia (każda z nich) wwierca się w myśli i pozostaje na długo, będąc czymś na kształt memento, gdyby przyszło nam iść drogą Silvana.