Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Arcyważne, Film, Recenzje

Ralpha Demolki w internecie (recenzja)

Wybierając się na seans „Ralpha Demolki w internecie” miałem spore obawy. O ile część pierwsza wzięła mnie oraz resztę widzów z zaskoczenia, doskonale bawiąc mieszanką klasycznej disneyowskiej animacji oraz motywów rodem z gier wideo, tak wobec drugiej wymagania miałem już nieco większe. Zwiastuny bynajmniej nie nastrajały pozytywnie – obawiałem się, że kontynuacja przygód Ralpha oraz Wandeloppy pójdzie w kierunku znanym z takich produkcji jak „Emotki. Film” czy „Ready Player One”, czyli w festiwal cameo, nawiązań oraz ładowania znanych marek po bliższych i dalszych planach, których wyłapywanie miałoby zastąpić właściwą treść filmu – fabułę, bohaterów, dialogi, problemy. I momentami „Ralph Demolka w internecie” rzeczywiście zbliża się niebezpiecznie blisko tej granicy… Na szczęście nigdy ostatecznie jej nie przekracza.

Gdybym miał napisać wstęp do fabuły, brzmiałby on mniej więcej tak: Przyjaźń Ralpha oraz Wandeloppy kwitnie; po skończonej dniówce w salonie gier spotykają się u Tappera na piwo korzenne, odwiedzają inne światy i przegadują całe noce. Ralph spełnia tym samym swoje marzenie – lubi swoją robotę, jest doceniany, ma kogoś z kim znakomicie spędza wolny czas. Wandeloppa oczekuje jednak od życia czegoś więcej…”. Już sam tytuł wskazuje na to, że dwójka bohaterów wkroczy w świat internetu, który mocno poszerzy ich percepcję. A biorąc pod uwagę, że tylko jedno z nich jest w pełni zadowolone z tego w którym miejscu jest, szybko znajdzie się pole dla napędzającego fabułę konfliktu.

„Ralph Demolka”, co doceniłem w ostatnim czasie dzięki mojemu synowi, który chciał go oglądać jakiś bazylion razy, był jedną z tych znakomicie przemyślanych produkcji Disneya, gdzie twórcy dokładnie wiedzieli jaką historię chcą opowiedzieć, a kolejne smaczki dla uważnego widza dodawali dopiero na późniejszym etapie produkcji. Rdzeń historii o przyjaźni i byciu docenionym był tu jednak nadrzędny w stosunku do różnej masy ozdobników, wynikających ze środowiska, w którym toczyła się akcja filmu. „Ralph Demolka w internecie” momentami, podobnie jak jego bohaterowie, odrobinę jednak traci z oczu swój cel. Są tu całe długie sceny, których właściwie jedyną rolą jest pokazanie znanych i lubianych marek w środowisku Ralpha oraz Wandeloppy, a których kulminacją jest scena w cyfrowym świecie rozrywki Disneya. Ta ostatnia wydała mi się swoją drogą… przerażająca. Zdaję sobie sprawę, jakie marki (i to jeszcze bez przejęcia 20th Century Fox) posiada w swoim portfolio Disney, ale upchnięcie ich wszystkich w jednym miejscu, w krótkim montażu, potrafi przytłoczyć. Na szczęście scenarzyści łapią w porę umiar, w czym wydatnie pomagają księżniczki Disneya. Swoją drogą – całkiem udanie wrzucając kilka kamyczków do ogródka Myszki Miki.

Jedną z unikalnych dla „Ralpha Demolki” małych rzeczy, które uwielbiałem, było przeniesienie animacji ośmiobitowych ludzików do świata współczesnej animacji. W „Ralph Demolka w internecie” moje serduszko gracza w 100% skradł sposób animowania awatarów graczy – żałuję, że nie pociągnięto tego motywu trochę dłużej! W warstwie dźwiękowej, oprócz naprawdę uroczej (jak sama bohaterka) piosenki księżniczki Wandeloppy, pochwalić należy polski dubbing. Nie wiem kto wpadł na pomysł obsadzenia Olafa Lubaszenki w roli Ralpha, ale był to znakomity casting, oraz prawdopodobnie rola życia tego aktora. Znakomicie z zadania wywiązują się Jolanta Fraszyńska jako Wandelopa oraz Katarzyna Dąbrowska (Shank) – obie moim zdaniem lepiej wypadają w swej roli, niż Sarah Silverman oraz Gal Gadot.

Choć „Ralph Demolka w internecie” momentami ugina się pod swoim ciężarem, wpadając w festiwal odniesień, tracąc tempo, przedłużając cały film tylko po to, by młody widz na pewno, ale to na pewno, na 100% zrozumiał przesłanie (ale tak w całości, musisz to zrozumiesz widzu, no musisz!!111), to wciąż pozostaje animacją dającą masę frajdy zarówno rodzicom jak i ich pociechom. Tym pierwszym gwarantuje rozrywkę nie z racji poupychania sprośnych żartów poza poziomem percepcji dzieci, a z licznych odniesień do popkultury. Gdyby nie były one jeszcze tak liczne i ordynarne… „Ralph Demolka w internecie” to godna kontynuacja, i jeśli tylko wy i/lub wasze pociechy uwielbiacie jedynkę – warto wybrać się na część drugą.