„Niezgodna” Veroniki Roth szturmem wdarła się na listy bestsellerów, stając się jedną z najchętniej czytanych powieści młodzieżowych w 2011 roku. Ekranizacja jest w już planach, a tymczasem książka zdobywa kolejne rynki, w tym również polski. Czy ta porównywana, a nawet uważana za lepszą od „Igrzysk śmierci” powieść faktycznie jest tak dobra jak o niej piszą? Marcin Kargul opisuje wrażenia z lektury!
Bliżej nieokreślona przyszłość. Społeczeństwo, powstałe na ruinach dawnego Chicago, podzieliło się na 5 frakcji: Altruizm, Nieustraszoność, Erudycja, Prawość i Serdeczność. Zadaniem frakcji jest kultywowanie u ludzi ich pozytywnych cech, zaś eliminowanie tych, które mogą stać się przyczyną wojen. W takim świecie przyszło żyć Beatrice, 16-letniej nastolatce, która za chwilę stanie się dorosła i przystąpi do testu przynależności, który zdefiniuje jej predyspozycje do konkretnej frakcji. Wyniki testu nie są wiążące i nie pozbawiają nikogo możliwości wyboru. Dlatego też Beatrice, pomimo tego, iż wywodzi się z Altruizmu, decyduje się na wstąpienie do Nieustraszonych. Czy dziewczyna odnajdzie się w nowym środowisku i czy skrywany przez nią sekret nie przysporzy jej poważnych kłopotów?
Niestety „Niezgodna” nie ma nawet startu do dzieła Suzanne Collins, to po prostu nie ta liga. O ile „Igrzyska śmierci” to powieść młodzieżowa, którą docenią również dorośli ze względu na dojrzałe podejście do tematu, o tyle dzieło Roth zadowoli jedynie nastolatków. Choć oba tytuły to powieści dystopiczne, tak już załóżenia i realizacja pomysłów w obu przypadkach są zgoła odmienne.
Już fundamenty, na jakich swoją opowieść buduje Roth są bardzo słabe. Wyjaśnienie, dlaczego społeczeństwo podzieliło się na frakcje otrzymujemy raptem w dwóch zdaniach, które mówią nam, że stało się tak, by na przyszłość uniknąć wyniszczających ludzkość wojen. Mamy więc uwierzyć, że ludzie bez słowa zgodzili się na pewien kodeks, który z góry narzucał im pewne normy postępowania, od których nie mogło być odstępstw. Mamy również uwierzyć, iż tłumy świadomie zgodziły się na rezygnację z wielu przyjemności, dóbr luksusowych i udogodnień; że nawet nie próbowały się buntować, nie wznieciły powstania, jak to było w przypadku „Igrzysk śmierci”. Przykro mi, ale ja tego nie kupuję. Brakuje mi tutaj tła, solidnych podstaw, na których zbudowano taką a nie inną wizję przyszłości. A jeśli zapomniano o tak istotnym czynniku, to ciężko jest później przejmować się i traktować poważnie kolejne wydarzenia.
Druga sprawa to główna bohaterka, która jest po prostu mdła i dość jednowymiarowa. Tym bardziej nie rozumiem więc, czemu autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, bowiem czytelnik z pewnością nie stanie się świadkiem ciekawych rozterek emocjonalnych czy wewnętrznego rozdarcia naszej Nieustraszonej. Jak na osobę, która jest Niezgodna, a więc wykazuje cechy różnych frakcji, Beatrice jest nijaka, w dodatku niejednokrotnie jej decyzje i wybory zdają się być irracjonalne i nie do końca pasujące do tej postaci.
Do gustu nie przypadła mi też sama konstrukcja powieści. Przez większą część czasu obserwujemy kolejne etapy treningu, którego wyniki mają później wyłonić nowych członków frakcji Nieustraszonych. Tyle tylko, że w przywoływanych już „Igrzyskach śmierci” trening był jedynie przygotowaniem do czegoś dużo poważniejszego i nie stanowił głównej osi opowieści, jak to jest w przypadku „Niezgodnej”. Tutaj jeśli nie śledzimy postępów Tris w strzelaniu, to przeżywamy razem z nią koszmary w symulatorze itd. Można więc odnieść wrażenie, że tak na dobrą sprawę do niczego to nie prowadzi, tym bardziej, że na koniec otrzymujemy jakąś na szybko skleconą intrygę, która szału nie robi i ponownie okazuje się być mało wiarygodna.
Z drugiej jednak strony powieść Veroniki Roth czyta się niezwykle szybko i kiedy już zaczniemy lekturę, to ciężko jest się od niej oderwać, bo trzeba oddać autorce sprawiedliwość – dziewczyna posiada całkiem niezły styl, miewa interesujące pomysły i nie boi się stosować przemocy. Choć akurat w ostatnim przypadku brak jej wyczucia i sceny, które w zamierzeniu powinny budzić niesmak, wywołać pewne określone emocje, okazują się być zbyt groteskowe, a przez to niezbyt wymowne. Aczkolwiek nie jest to akurat największy problem „Niezgodnej” i raczej nieszczególnie rzuca się w oczy.
Mam mieszane uczucia względem omawianej pozycji, z jednej strony posiada ona dość sporo wad, z drugiej zaś okazuje się być niezwykle wciągająca i czytelnik ma ochotę dowiedzieć się, co będzie dalej. „Niezgodna” to trochę taka powieść o dojrzewaniu, tyle że w dystopicznym społeczeństwie, pozbawiona jednak większej głębi i doprawiona odrobiną romansu, dlatego też najbardziej docenią ją czytelnicy, którzy dopiero wkraczają w dorosłość. Autorka szykuje już kolejne części, które moim zdaniem są zupełnie zbędne, gdyż samej historii brak potencjału na jakiś dłuższy cykl, chociaż w sumie kto wie, może Roth akurat zdoła nas zaskoczyć. „Niezgodnej” wystawiam ocenę nieco ponad przeciętną, ponieważ czasu poświęconego na lekturę nie uważam za zmarnowany, jednak do „Igrzysk śmierci”, poza które, według okładki, miałaby wykraczać jest jej daleko. Niemniej jednak, jeśli ktoś lubi podobne klimaty, to może powieści Roth dać szansę. Kto wie, może akurat przypadnie mu do gustu.
Ocena: 6/10
Autor: Veronica Roth
Okładka: Miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 351
Przekład: Daniel Zych
Wydawnictwo: Amber
Wydano: 2012I
SBN: 978-83-241-4220-0