Disney ma powody do dumy. Odkąd platforma otworzyła się na nowe kraje, słychać wyłącznie pochlebne opinie (jeżeli pojawiają się mniej pochlebne, to zwykle są zagłuszane). Nowa odsłona „Predatora”, choć nie wniosła do uniwersum niczego odkrywczego, to okazała się jednym z najlepiej przyjętych filmów w streamingu ostatnich tygodni w ogóle. Nie tylko w samym Disney Plus.
Wprawdzie konkurencja nie śpi, to nie stanowi godnego rywala. Amazon Prime stawia teraz na Władcę Pierścieni w szatach zgoła odmiennych od tego, czego oczekują fani. Dobra oferta, ale wciąż za mało oryginalnych produkcji pozostawia Prime daleko w tyle. Na szczęście, Amazon nie podejmuje tak wątpliwych decyzji jak Netflix i Warner Bros., a Apple TV nie warto nawet w tym momencie porównywać.
Netflix ma poważne kłopoty. Wielkie odejścia subskrybentów, kontrowersyjne decyzje fabularne, castingowe czy ofertowe sprawiają, że nawet zagorzali miłośnicy zastanawiają się dokąd zmierza to wszystko. Premiera „Sandmana” – bardzo dobrego serialu i ciepło przyjętego przez krytykę, a także tzw. szarych widzów – podobno nie okazała się czymś zadowalającym. Niestety, konkurencja wykorzystała każdą słabość, a program „wyłapywania współdzielonych kont” oraz tańszy pakiet z reklamami w opinii publicznej zostały przyjęte z owacjami. A teraz Disney (Disney Plus i Hulu) wreszcie wyprzedził swego rywala – posiada łącznie 221 mln aktywnych użytkowników, co sprawia, że Netfliksa zdetronizowano (ma obecnie 220,7 mln). Z tym, że prognozy wciąż są bardzo korzystne dla Disneya, nie dla Netfliksa.
HBO Max… Cóż. Teraz nie wiadomo, co będzie dalej. Co prawda, do większych zmian jeszcze kilkanaście miesięcy, ale niepewność, kasowanie produkcji oraz niedobre wieści dla złaknionych rozrywki nie stawiają platformy Warner Bros. w korzystnym świetle. A Disney z pewnością wykorzysta każdą okazję oraz słabość.
Umarł król, niech żyje król. Disney.