Sarah J. Maas w ostatnich latach wspięła się naprawdę wysoko w drabinie literatury fantastycznej, a ściślej w typie young adult oraz paranormal romance i wielu taki fenomen może wydawać się osobliwy i podejrzany, ale wystarczy wspomnieć „Igrzyska śmierci” Suzanne Collins, „Więźnia labiryntu” Jamesa Dashera czy niesławny „Zmierzch” Stephenie Meyer, aby zrozumieć, że czasem utwory nowych, nieznanych autorów mogę przebić się na szczyty list bestsellerów – czy to za sprawą sprawnego marketingu, czy to przypadkiem, czy za sprawą dobrej rekomendacji. Co ciekawe, sama Maas ma niemało wspólnego z polskim tuzem fantasy, Andrzejem Sapkowskim, gdyż oboje obrali podobną metodę twórczą.
Autorka przyszła na świat 5 marca 1986 roku w Nowym Jorku i od dziecka przepadała za bajkami, baletem, muzyką filmową i wręcz kochała się w filmowym Hanie Solo, do tego należy dodać, że szczególnie upodobała sobie silne, samodzielne i charakterne bohaterki, co odzwierciedla się w jej twórczości. Nie stroni także od dużej ilości herbaty, a w czasie wolnym od pisania, zajmuje się odkrywaniem zabytków oraz malowniczych krajobrazów Pensylwanii, gdzie obecnie mieszka wraz z mężem i psim towarzyszem.
Jeżeli mowa o rozpoczęciu działań twórczych, mimo że autorka zadebiutowała w 2012 roku, mając dwadzieścia sześć lat, to już niemal równą dekadę wcześniej miała pierwszy szkic „Szklanego tronu”, lecz on, aby ujrzeć światło dzienne musiał jeszcze chwilę poczekać. Niemniej, kiedy się ukazał w roku Końca Świata Majów, względnie szybko zyskał rozgłos, przynosząc pisarce bądź co bądź sławę, a jeszcze tego samego 2012 na rynek z jej warsztatu wyjechały cztery opowiadania z tego samego świata, stanowiące kompilacje prequeli debiutu Maas: „Zabójczyni i władca piratów”, „Zabójczyni i Czerwona Pustynia”, „Zabójczyni i podziemny świat” oraz „Zabójczyni i imperium Adarlanu”. Od tego czasu rozpoczęła wydawniczy maraton permanentnie trwający do dziś – w 2013 roku opublikowała drugi tom swego sztandarowego cyklu „Szklanego tronu”, zatytułowany „Korona w mroku”; w 2014 wypuściła trzeci, „Dziedzictwo ognia” i opowiadanie uzupełniające wcześniejsze dzieje bohaterki (Celaeni), „Zabójczyni i uzdrowicielka”; a w kolejnym „Królową cieni”, i w tego samego roku wystartowała z drugą serią, „Dworem cierni i róż” (pierwszy tom nosił również takie miano). W 2016 roku wyszły już dwie powieści jej pióra, piąta część serii z Calaeną w roli głównej, „Empire of Storms” oraz „Dwór mgieł i furii” (oczywiście ciągle mówimy o amerykańskich wydaniach). W tym roku ma pojawić się szósty tom „Szklanego tronu” i zwieńczenie trylogii „Dworu cierni i róż” – „A Court of Wings and Ruin”; na następny ma zaplanowaną powieść – comic related – o Catwoman, należącej do serii młodzieżówek „DC Icons”, tworzonej przez różnych autorów, piszących najczęściej dla owej grupy docelowej.
Jeżeli ktoś uważnie czytał dzieła Maas, szczególnie ze względu na wykorzystywane schematy i motywy oraz sięgał po opracowania germańskich (niewyłącznie) baśni braci Grimm albo dotarł do uniwersalnych utworów folkloru, z pewnością dostrzegł, że autorka częstokroć bawi się w tzw. retelling, trawestując wątki z klasycznych podań czy bajek. Najwyraźniej widać to w jej najnowszym cyklu, gdzie zagrała z czytelnikami w euhemeryzację głównie dwóch dzieł – pierwszym z nich była „Piękna i Bestia”, drugim – szkocka klechda o Tamlinie. Subtelnie łącząc te dwa, nie aż tak dalekie od siebie w strukturze charakterologicznej i fabularnej, utwory stworzyła powieść z intrygą dobrze wszystkim znaną, bo i element antagonistów nie pochodzi wprost z wyobraźni Maas, tylko jest skrzętnie zaczerpniętym z folkloru prefabrykatem.
Skąd więc porównanie autorki rozrywkowych dzieł young adult z uznanym wśród krytyków literatury wysokiej pisarzem dark fantasy? Otóż oboje zabawili się właśnie w retelling, a raczej obrali go sobie za metodę twórczą, oboje sięgnęli po baśnie – ba!, nawet nieraz te same – i oboje dzięki temu zaskarbili sobie serca czytelników. Wprawdzie różnych, oddziałując w sposoby skrajnie odmienne, ubierając swe opowieści w inny szaty, ale mimo wszystko bazując na tym samym sposobie „literackiego kreacjonizmu”.
Twórczość Maas nie tylko ze względu na konstrukcję fabularną i psychologiczną osiągnęła taką popularność, choć i to, podobnie, jak w przypadku „Trylogii Klątwy” Danielle L. Jensen, mocno pomogło rozwinąć skrzydła twórczyni „Szklanego tronu”. Amerykańska pisarka doskonale wie, czego w melanżu literatury young adult i paranormal romance szukają odbiorcy ibardzo dobrze sprawdza się w podawaniu sprawdzonych motywów pod płaszczykiem zupełnie „nowej” historii. Realia charakterologiczne i sztafażowe w jej utworach nie są co prawda realistyczne, ale nie to jest sednem owych opowieści – one mają bawić, porywać i grać na emocjach, dlatego wiele rzeczy rozwija się wokół introspekcji i sfer uczuciowych głównych bohaterek. Suspens zostaje tutaj porzucony na rzecz wewnętrznych przemian, a problematyka tyranii nierzadko ustępuje wątkom romansowym i przygodowo-sensacyjnym. To właśnie one sprawiają, że powieści Maas czyta się szybko, bowiem korzystają z tego samego sposobu, w jaki swe dzieła konstruuje Dan Brown. Wszystko zaplanowane jest tak, aby pobudzać ciekawość czytelnika i ciągle utrzymywać jego uwagę, odkrawa się wszystkie zbędności, opisy skupiają się na najbardziej pożądanych przez grupę docelową komponentach, a akcja stara się co chwilę gnać do przodu. Niemniej, tempo nie jest w twórczości autorki płynne i często konkretne etapy rządzą się własną dynamiką, wymagającą innego rytmu – na przykład sceny rozwijające warstwę romansową są znacznie bardziej statyczne.
Co równie interesujące, Maas nie okazała się „sezonową gwiazdką”, która tylko na chwilę weszła w blask reflektorów, jak choćby Stephenie Meyer czy Suzanne Collins. Wręcz przeciwnie, w tak krótkim czasie wydała kilka dzieł i wcale nie zwalnia tempa. Na ten rok ma zaplanowane dwie premiery, a w 2018 ma wydać dla DC Icons powieść, choć można być pewnym, że i „Szklany tron” będzie kontynuowany oraz – co równie prawdopodobne – ruszy z nową serią, zapewne pracując według sprawdzonej metodologii twórczej. Przypuszczać możemy natomiast, że sama autorka – z dozą szczęścia – stanie się dla literatury fantastycznej young adult tym, kim stał się Dan Brown dla prozy sensacyjnej.