Kapelusz z wielkim rondem na głowie, długa, siwawa broda, fajka, kostur i względnie magiczna kula – Gandalf jak malowany, czyli tradycyjny wygląd maga, do tego jeszcze szlachetny, nie używający czarów bez potrzeby, ograniczający posługiwanie się arkanami i talentem do absolutnego minimum… Przede wszystkim jednak nie potrzebujący niczego do napędzania mocy; ona po prostu jest i wystarczy drobny gest, niewinne czary-mary, hokus-pokus, a góry znikają, ogniste kule spadają na hordy orków, parzące światło kruszy mury, zaś czarodziej na tym nic nie traci. Jednak taki klasyczny wizerunek nie zawsze się sprawdza i pożeracze popkultury są nim już lekko przejedzeni – wtedy do akcji wkraczają niearchetypiczni magowie, którzy posiadają moc, lecz nie zawsze mogą z niej korzystać, bądź korzystają z niej w sposób zupełnie odmienny i z różnych pobudek. Mowa jednak cały czas o jasnej stronie mocy.
Płaszcz z gwiazdkami, magiczna kula, skołtuniona broda oraz księga zaklęć – wypisz, wymaluj klasyczny wizerunek czarodzieja, ale Arivald z Wybrzeża – główny bohater „Ani słowa prawdy” Jacka Piekary – raczej odbiega od archetypu psychologicznego. Mimo że wygląda i często zachowuje się (przed osobami postronnymi) jak rasowy mag, to tak naprawdę jest hochsztaplerem, który w młodości gwizdnął martwemu czarodziejowi kulę i księgę, i postanowił zostać samoukiem, co nie dość, że stanowi poważne wykroczenie, to jeszcze nie raz sprowadza na bohatera kłopoty, spowodowane nieumiejętnym rzuceniem zaklęcia, bądź przeinaczeniem czegoś w inkantacji lub gestykulacji. Jednak to jedynie drobiazgi, niesprawiające, że Arival jest nieklasycznym czarodziejem, inaczej niż fakt, że wtargnął do świata magów i oszukał niemal wszystkich, udając prawdziwego magika. Najistotniejszym zaś elementem odróżniającym jego wizerunek od archetypicznego jest to, że wcale często korzysta z krzepy – dawniej był najemnikiem – nie ze sztuki magicznej.
Sanderson to mistrz w tworzeniu oryginalnych systemów magicznych, które zupełnie odbiegają schematem od tradycyjnych konstruktów, a co za tym idzie – użytkownicy mocy są całkowicie nieklasyczni. Wprawdzie termin „czarodziej” nie jest używany w jego utworach – mowa dziś o „Z Mgły Zrodzonym” oraz „Siewcy Wojny” (nowe wydanie: „Rozjemca”) – ale, analogicznie, możemy posłużyć się tym określeniem w odniesieniu do osoby posługującej się czarami. W trylogii z Vin i Elendem mechanika magii bazuje na metalach – są trzy odmiany sztuk metalicznych: Allomancja, Feruchemia i Hemalurgia, skupmy się jednak na pierwszej z nich. Z pełnych zasobów Allomancji nie mogą korzystać wszyscy uzdolnieni magicznie – większość może posługiwać się tylko jedną zdolnością, lecz wymaga to spalania wewnątrz ciała – za pomocą układu pokarmowego i szlaków metabolicznych – konkretnego metalu bądź stopu. Człowiek zdolny do wykorzystywania wszystkich umiejętności płynących z Allomancji nazywany jest Z Mgły Zrodzonym. System magiczny w „Rozjemcy” wydaje się o wiele prostszy – wszystko opiera się na Oddechach, które umożliwiają „ożywianie” przedmiotów martwych – ich kolory stają się wtedy bardziej intensywne i wykonują rozkaz swego pana (ożywiającego). Każdy człowiek rodzi się z jednym Oddechem, co właściwie nie umożliwia mu korzystania z mocy, bo najskromniejszy „czar” wymaga ich o wiele więcej – można je jednak oddawać innym. Oddechy mają także szereg innych właściwości – z książki dowiadujemy się chociażby, że posiadający dużą ich ilość szybciej się leczy czy wolniej starzeje. W tym świecie występuje jeszcze jeden rodzaj mocy – „boski Oddech”, którego posiadaczem jest wyłącznie „bóg”, osoba wskrzeszona przez tajemniczą siłę, w nagrodę za bardzo szlachetny czyn i poświęcenie życia (nie zdarza się to często). Taki Oddech ma moc całkowitego uzdrowienia.
W uniwersum Trudi Canavan klasyczny wzorzec czarodzieja także zostaje przełamany i to już na początku. Oto bowiem możni, szlachetni magowie, którzy słyną z tego, że są tarczą królestwa dokonują czystki miasta – wypędzają biedotę, bezdomnych i chorych. Czują się bezkarni, a „oczyszczanie” stolicy z tych niegodnych i niszczących dobre imię metropolii uważają za swój obowiązek. Nieobcy im również mord na pobratymcach, oczywiście odbywa się to w zgodzie z prawem, a to głosi, że każdy objawiający jakiekolwiek zdolności magiczne musi dołączyć do Gildii, gdzie będzie szkolony i nauczy się panować nad mocą – w innym wypadku będzie zgładzony, bo mógłby doprowadzić do zagłady. Gildia posiada także rozbudowaną strukturę, ale najważniejszymi gałęziami są trzy dyscypliny (kierunki studiów): Wojownicy, Uzdrowiciele i Alchemicy, którym przypisano konkretne szaty. Na koniec cyklu dochodzą także Czarni Magowie, czyli po prostu czarodzieje zgłębiający tajniki czarnej magii, acz w dobrych intencjach.
Vuko Drakkainen to wojownik jak się patrzy – przeszedł trening dla komandosa i został poddany szeregowi trudnych prób, potrafi posługiwać się bronią białą, a nawet z własnego ciała uczynić morderczy oręż, ale to także czarodziej. Jak to? Wszystko stało się za pomocą magii Midgaardu, planety odkrytej przez ziemskich naukowców, na której zamieszkują quasi-średniowieczne ludy. To właśnie tam, dzięki pewnym zjawiskom, Vuko oraz czwórka innych naukowców (oni pojawili się tam wcześniej, on został wysłany, aby ich odnaleźć) uzyskuje magiczne zdolności. W zasadzie, gdy użytkownikowi mocy udaje się opanować w pełni nowe umiejętności, staje się wręcz bóstwem na Midgaardzie – może przekształcać teren, kreować przeróżne stwory i konstruować przeczące prawom fizyki machiny, a także panować nad pogodą. Vuko co prawda rzadko korzysta z magii – bo wydaje mu się ona obca, sam zaś kieruje się swoim własnych kodeksem wartości – lecz kiedy przychodzi potrzeba, wie jak spożytkować moce.
Wizja Rogera Zelaznego przedstawiona w „Kronikach Amberu” ma bodaj jeden z najbardziej zagadkowych systemów magicznych w literaturze. Cienie, Wzorzec, Atuty to przedmioty, których czarodziejskie zastosowanie nie jest spotykane w innych uniwersach. Posługiwać się magią mogą jednak jedynie członkowie rodziny królewskiej Amberu oraz rody arystokratyczne z Dworców Chaosu, wyjątek stanowią drobni magowie z różnych światów, ale potrzebują do tego zaklętych przedmiotów, acz i tak, czarowanie wychodzi im co najwyżej przeciętnie. Wracając do właściwych „czarodziei”, powiedzmy, że nie rzucają oni czarów pokroju ognistego czaru czy zmiany pogody (w tym mogą pomóc im magiczne przedmioty, np. Klejnot Wszechmocy), oni mogą przekraczać Cienie – czyli swoiste światy alternatywne, odbicia Amberu oraz Dworców Chaosu – i dobywać z nich przeróżnych rzeczy, poza tym potrafią korzystać z Atutów, kart umożliwiających im kontakt z przedstawioną na awersie osobą, teleportowanie się do niej lub jej do siebie, albo przeniesienie się do miejsca umieszczonego na karcie. Tak oto wygląda magia w świecie Zelaznego; wydaje się prosta, ale to właśnie dzięki jej nietypowości uniwersum przybyło barw. A to dopiero początek, bo „Kroniki Amberu” pełne są czarownych niespodzianek, lecz czarodzieje nie mają tu zbyt dużej mocy, chyba że korzystają z magicznych przedmiotów.
Jedi i Sithów także moglibyśmy określić „czarodziejami” i to nietypowymi, bo w odległej galaktyce połączenie z Mocą posiada niemal każda istota, lecz jedynie silnie podatne na jej wpływ mogą dokonywać rzeczy nadnaturalnych – przenosić różne przedmioty czy nakłaniać inne stwory czy rasy do wykonywania konkretnych poleceń. Jedi i Sithowie to osoby, które w swoich komórkach posiadają bogaty zasób midichlorianów, czyli mikroskopijnych organizmów bądź organelli, które pozwalają na korzystanie i kontakt z Mocą. Jednakowoż posługiwanie się sztukami magicznymi nie jest jednolite i już w przypadku obu tych stron występują różnice i inne zdolności, tzn. zdolności, z których się korzysta, ponieważ kodeks grup zabrania niektórych „cudownych” czynności.
Nieklasyczny wizerunek czarodzieja został przełamany już nie raz, a przedstawione powyżej modele magów to zaledwie garść gwiazd w oceanie zwanym Wszechświatem. Postacie posiadające talent do czynienia zaklęć przewijają się w utworach fantasy od samych początków gatunku, i chyba już zawsze będą im towarzyszyć, choć ich wizerunek będzie ciągle ewoluował, przekształcał się, modyfikował, mutował, zaś wszystkie będą wykwitać z archetypu, znajdującego się chociażby w mitach, legendach, podaniach czy baśniach. Mam nadzieję, że kolejne wersje nieklasycznych czarodziei będą zachwycać oryginalnością, jak te powyższe i im podobne (np. z „Trylogii Skrytobójcy” Robin Hobb albo „Sagi Powiernika Światła” Brenta Weeksa).