Współczesne kino w baśniowym klimatach coraz rzadziej zachwyca, nie fascynuje czy po prostu nie jest miłe dla oka widza. Wciągające a przemyślane intrygi, zapierająca dech w piersi sceneria, przekonująca gra aktorska i morał od pewnego czasu zostają zepchnięte na boczny tor.Na pierwszy plan, w tegotypu produkcjach, wkracza zaś humor – niestety w skrajnie głupkowato-rubasznych odmianach – i „spektakularne” efekty specjalne, które wespół z nadmiarem przerysowanych pojedynków, gagów czy scen batalistycznych, sprawiają, że człowiek ma takowego kina po dziurki w nosie, a przesyt takiej sztukaterii skutecznie odpycha i zniechęca do sięgania po podobne tytuły. I mimo że rynek filmowy zalewa powódź gniotów, gdzieniegdzie da się jeszcze wyłowić prawdziwą perełkę, choć te ponadczasowe mają już na osławionym karku dobrych parę lat.
Oczywiście baśniowe klimaty wcale nie oznaczają, że musi to być filmowa adaptacja baśni i mieć wszystkie jej cechy. Poniższe filmy przede wszystkim stanowią kino familijne.
„Willow” (1988) reż. Ron Howard
Jeden z najważniejszych filmów w historii kina fantasy pokazuje dzisiejszym superprodukcjom, że współczesna technologia i obróbka nie jest aż tak potrzebna, a aby osiągnąć pożądany efekt wizualny cyfrowe dodatki czasem są zbędne. Wspaniała charakteryzacja, autentyczni bohaterowie i klasyczna, acz porywająca widza fabuła robią swoje i cieszą nawet po przeszło dwudziestu ośmiu latach. Któremu miłośnikowi fantasy i baśni nie przypadła do gustu historia o przepowiedni, która sprawiła, że tyranka postanowiła zabić niemowlę, wysyłając za nim całą armię, kto nie zapałał sympatią do kreacji Warwicka Davisa (tytułowego Willow), wcielającego się w niziołka i opiekuna, a i rola Vala Kilmera, grającego towarzysza drogi Willowa była nie najgorsza. Tytuł, który przebija większość dzisiejszych produkcji, szkoda, że już niczego takiego nie tworzą.
„Legenda” (1985) reż. Ridley Scott
Tom Cruise, jednorożce i plastelinowy diabeł? Takie połączenie brzmi co najmniej jak niesmaczna farsa, acz mimo wszystko jest to jeden z ponadczasowych filmów, przetykanych baśniowymi wątkami.I chociaż niekiedy warstwa efektów kuleje, to historia wciągnie widza, zwłaszcza młodszego. W magicznej krainie, tętniącej życiem i sielanką, dochodzi do ogromnej zbrodni – jeden z jednorożców zostaje zamordowany przez sługusy Pana Ciemności, zapada noc i zimno ogarnia krainę, a gdy drugie stworzenie zginie, okrutny władca przejmie kontrolę nad światem. Tymczasem wychowany w lesie Jack postanawia uratować porwaną przez Pana Ciemności ukochaną i jednocześnie cały świat. Dobra scenografia, nie najgorsza intryga, ciekawa charakteryzacja oraz odpowiedni klimat – tego w tego typu filmie nie powinno zabraknąć.
„Niekończąca się opowieść” (1984) reż. Wolfgang Petersen
Miłośnik fantasy, sympatyk kina przygodowego – kto się za takiego uważa, zapewne zna ten tytuł na pamięć. Film wprawdzie nie umywa się do książki, ale i tak jest wspaniałą ucztą dla oczu, ducha i wyobraźni. Mimo że fabuła dzieła opiera się na zaledwie jednej trzeciej utworu Michaela Ende, to produkcja nasycona jest baśniowym nastrojem, a widz z zapartych tchem śledzi losy dzielnego Atreju, próbującego ocalić Fantazję (org. Fantazjanę), zmagającego się z przerażającym Gmorkiem, latającego na sympatycznym smoku szczęścia Falkorze (org. Fuchur) i przemierzającego malowniczą scenerię. Często mówi się o targającej wrażliwością odbiorcy śmierci Mufasy z „Króla Lwa”, tu jest scena doń porównywalna – śmierć Artaksa. Wspaniałe kino, pomimo niekoniecznie udanego finału i… kontynuacji, po które lepiej nie sięgać.