Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Recenzje

Kroniki zbrodni – David Cicurel

Sceptyczne podejście do gier wykorzystujących rzeczywistość rozszerzoną naprawdę nie popłaca. Obawa, że tradycyjna planszówka w pewnej części przeniesiona na sprzęt elektroniczny wprowadzi chaos albo stanie się bardziej grą wideo to trochę mylący trop. „Kroniki zbrodni” Davida Cicurela są tego świetnym dowodem – choć wymagają wykorzystania smartfonu, to dzięki takiemu zabiegowi rozrywka zostaje ułatwiona, a klimat budowany jest, zarówno poprzez komponenty z pudełka, jak i efekty z aplikacji.

Gier dedukcyjnych na rynku bez prądu nie brakuje, ostatnio można nawet mówić o pewnym przesycie. Podgatunek detektywistyczny stał się obecnie swego rodzaju trendem – i to bodaj zniechęciło niektórych do tego typu pozycji. Szczególnie, że wiele z nich wymaga aplikacji i częstego korzystania ze smartfonu bądź tabletu. Jak się okazuje, nie takie novum straszne – innowacyjne rozwiązania techniczno-mechaniczne wzmacniają immersję, mocniej wciągają w klimat i uporządkowują elementy, które realnie zajęłyby więcej niż dużych rozmiarów stół.

W „Kronikach zbrodni” gracz(e) wciela(ją) się w śledczego bądź grupę detektywów (kooperacja), mających za zadanie rozwikłać jedną z kryminalnych spraw, zamkniętych w pięciu podstawowych scenariuszach (dodatkowe są do dokupienia, a w następnym roku mają premierę co najmniej dwa duże rozszerzenia). Grający wyrusza(ją) z biura naczelnego, dostając na start niewiele poszlak i wskazówek, lecz w trakcie dochodzenia informacje dosłownie atakują nas ze wszystkich stron i grający muszą bardzo się skupić, aby zbytnio nie bawić się w wchodzenie w interakcje z każdym dostępnym elementem, tylko trzeba wyłuskać najistotniejsze (albo takimi się wydające) dowody. Do dyspozycji pozostają także cztery oddziały wsparcia (tj. patolog, kryminolog, laborant i informatyk), czasem w ślepych zaułkach śledztwa potrafią uratować d…ochodzenie. Co niezwykle ważne, choć są tu scenariusze z jednym rozwiązaniem, to właściwie gracze prowadzą narrację od wyjścia z biura do odkrycia bądź nie odkrycia prawidłowego zakończenia. Przejście całego scenariusza zajmuje wprawdzie ponad godzinę, ale nikt nawet nie spostrzeże, jak czas przy rozgrywce szybko płynie i w ogóle nie odczuwa się zmęczenia. Chce się więcej. I tak, kolejne scenariusze „znikają” w zastraszającym tempie.

Brzmi prosto, nieprawdaż? Jak się więc gra? Właściwie, powyższy opis to prawie, że pełna charakterystyka zmagań graczów. Otwiera się pudełko, wyciąga główną planszę, rozkłada odpowiednie rodzaje elementów, włącza się scenariusz i tyle – reszta rozwija się sama z pomocą aplikacji. A ta wykorzystuje kody QR, one działają trochę na zasadzie paragrafów – tylko użytkownicy nie mogą sami ich przeglądać, zwłaszcza, że są to nie tylko interakcje tekstowe, ale również graficzne (trójwymiarowe: obserwowanie – jak w okularach VR – miejsca zbrodni) – i do tego aspektu udostępniono specjalny moduł, lecz nie jest on konieczny. Początkowo obawiałem się, że w większej grupie jeden „obserwator” miejsca zbrodni może się nie sprawdzić, chociaż typowanie na głos różnych obiektów mocno angażuje i dodaje szczyptę humoru.

Aż trudno uwierzyć, że za tą przemyślaną produkcją stoi stosunkowo mało doświadczony projektant – David Cicurel debiutuje w planszowym światku „Kronikami zbrodni” i trafia na 659 miejsce w rankingu BGG, a to wynik niełatwy do osiągnięcia. Szczególnie, że nie było żadnej szerokiej kampanii marketingowej i nazwisko nie wybrzmiewa twórczo w branży. Jednak za Cicurelem stoją lata nauk z zakresu gier, eksperiencje zdobyte podczas udziału w hitach komputerowych („Batman: Return to Arkham”, „Assassin Creed. Ezio Collection”) oraz organizacji LARP-ów, a także sprzedaży – w obliczu takich faktów, sukces Cicurela nie wydaje się aż tak wielkim zaskoczeniem. Dobrą informacją jest to, że w 2019 roku na półki trafią dwa rozszerzenia do „Kronik zbrodni” – „Noir” oraz „Welcome to Redview”.

Pod te dwa dodatki zostało także dostosowane pudełko, w którego wyprasce na razie świeci kilka pustych miejsc – na szczęście będą to głównie talie podejrzanych, świadków, poszlak i przedmiotów. Plansza ułatwiająca uporządkowanie rozgrywki jest graficznie uniwersalna, więc pasuje do klimatów brytyjskich, w których rozgrywa się podstawowa wersja gier, ale do „Noir” i „Welcome to Redview” także się sprawdzi. Ogromnym plusem jest ergonomiczność (wszystkich rodzajów) kart oraz kompozycja rysunkowa, w przeciwieństwie do „Detektywa” Ignacego Trzewiczka, gra nie próbuje odtwarzać realizmu poprzez wykorzystanie realnych albo generowanych na autentyczne fotografii. W przypadku „Kronik” ilustrator musiał się trochę namęczyć, efekty są za to więcej niż zadowalające (sceptycy powiedzą, że są nazbyt kreskówkowe).

Wyczuć da się mimo wszystko zachwiany balans między grą w okrojonym a pełnym składzie graczów. Jeden będzie się dobrze bawić, ale sama gra będzie dla niego o wiele bardziej wymagająca, niż gdyby miał pomocnika. W dwuosobowym zestawieniu z kolei często jedna z osób zaczyna dominować, druga zaś zostaje obarczona „brudną robotą”. Prawdziwa zabawa rozpoczyna się, gdy do „Kronik” zasiada troje albo czworo graczów – w zasadzie sugerowana ilość graczów jest tu umowna i można zagrać w pięć czy sześć osób, lecz owocuje to elementem chaosu. Dlatego też najbardziej optymalnym układem wydaje się gra w trzy bądź czteroosobowym składzie.

Niestety, nie jest to pozycja do wielokrotnego ogrywania – rozwiązanie jest zawsze jedno. Ogranie scenariuszy sprawia, że właściwie (na obecną chwilę) wyczerpało się możliwości „Kronik zbrodni”. Niezłym pomysłem będzie dokupienie dodatkowych scenariuszy, ale i przebrnięcie przez nie tylko na moment przedłuży żywotność gry. Czekanie na rozszerzenia wydaje się w tym wypadku najlepszym pomysłem. Z drugiej strony nie oznacza to wcale, że ponowne spróbowanie swych sił (odkrywając coś, co wcześniej umknęło uwadze) w rozgrywce albo ze zmienionym składem nie będzie czymś wartym zrobienia.

„Kroniki zbrodni” Davida Cicurela to detektywistyczna gra z bardzo prostymi, intuicyjnym zasadami, angażującymi historiami i możliwością wchodzenia (za pomocą aplikacji) w rozmaite interakcje, to także świetne rozwiązania kooperacyjne, pozwalające wypracować zdolności pracy w zespole. Silną stroną tytułu jest również wykonanie, wytrzymałe pudełko z wypraską zabezpieczającą i segregującą komponenty, kartami z grubszego bloku papieru, uodpornionego na przetarcia, a do tego ciekawe, miłe dla oka opracowanie ikonograficzne. Czego chcieć więcej? Zwłaszcza, że gracz ma ochotę przejść wszystkie scenariusze przy jednym posiedzeniu i w ogóle nie odczuwa zmęczenia. Mam nadzieję, że to tylko przystawka, a oprócz dwóch zapowiedzianych rozszerzeń, autor planuje następne.