„Total War: Rome” to prawdopodobnie jedna z najlepszych gier serii i zdecydowanie w moich oczach moja ulubiona. Czasy starożytne i możliwość uczestnictwa w wielkich konfliktach po stronie Rzymian, Kartagińczyków czy Galów to frajda, jakiej nie znajdziemy nigdzie indziej. „Total War: Rome II” idzie krok dalej, rozwijając istotne elementy, jednocześnie pożerając ogromną ilość czasu przy zapewnieniu nam znakomitej rozrywki.
Na wstępie mamy do wyboru prolog, czyli innymi słowy tutorial, w którym poznajemy podstawy gry. Warto go przejść nawet jeśli miesiącami grało się w każdą poprzednią odsłonę. Prolog w bardzo dobry sposób przedstawia nam wszelkie nowości, jakie oferuje nam „Total War: Rome II”, i nie polega wyłącznie na nudnym „kliknij tu”, „pójdź tam”; na przykład podczas jednej bitwy mamy do wyboru więcej niż jedną taktykę, którą możemy się posłużyć zamiast kolejnego liniowego kroku. Oczywiście nie oznacza to, że tutorial nie jest liniowy, bo to nie jest jego celem, ale oferuje coś więcej niż to, co prezentowano nam w poprzednich odsłonach cyklu. Do tego mamy przyjemną fabularną otoczkę oraz przejrzysty, zrozumiały głos doradcy, który klarownie tłumaczy nam wiele aspektów rozgrywki. Wielu graczy od razu pozna, że skądś ten głos zna. Otóż w rolę generała Silanusa wciela się sam Mark Strong z serialu „Low Winter Sun”, którego znamy także z wielu kinowych filmów. Co jak co, ale głos aktora idealnie wpasowuje się do epoki potęgi rzymskiego imperium.
Kampania to naturalnie najlepszy aspekt „Total War: Rome II”. Przy jej rozpoczęciu mamy sporo frakcji do wyboru, które dodatkowo są podzielone na rody lub mniejsze plemiona. Każdy z tych „poddziałów” danej frakcji daje nam wiele czasem istotnych benefitów podczas rozgrywki, ale także wad, które będziemy odczuwać od pierwszej tury. Naturalnie zabawa każdym krajem przekłada się na różne stopnie trudności. Na początek wybrałem Rzymian, aby jak najszybciej poznać wszelkie aspekty gry. Po rozpoczęciu kampanii naszym oczom ukazuje się mapa świata, która wbrew pozorom jest naprawdę ogromna, a poza frakcjami, które mieliśmy do wyboru, poznajemy wiele mniejszych plemion, które również będą nam w stanie zaleźć za skórę. Mapa oferuje nam całą Europę z Brytanią, północ Afryki oraz część Bliskiego Wschodu. Poszczególnych prowincji jest sporo, więc można śmiało powiedzieć, że jest co podbijać. Takie rozmiary mapy dają niemałe pole do popisu. Po wielu godzinach gry przebiłem się zaledwie kawałek na północ od Italii, gdzie opór barbarzyńskich nikczemników jest już o wiele większym wyzwaniem. Tak to właśnie jest w kampanii – początek jest łatwy i przyjemny, gdy za przeciwnika mamy w tym przypadku zaledwie Ligę Etruską, której zniszczenie owocuje zjednoczeniem Półwyspu Apenińskiego. Warto też zaznaczyć, że zacząłem grać na normalnym poziomie trudności, który stanowi umiarkowane wyzwanie, ale pomimo upływu czasu kompletnie nie odczułem, aby w jakimkolwiek stopniu było łatwo. Sam stosowałem taktykę z eliminacją mniejszych plemion pozbawionych sojuszników, więc trudno nie było, ale gdy na mojej drodze stanęło jedno z potężniejszych germańskich plemion, liczba zbrojnych po mojej stronie znacząca zaczęła topnieć pod naporem liczebniejszych nieprzyjaciół.
Gospodarka jest jednym z najważniejszych aspektów w „Total War: Rome II”. Do rozwoju miast mamy wiele różnorodnych budynków, które możemy podzielić na kilka odrębnych grup – żywnościowe, handlowe, militarne oraz religijne. Na początku, prawdopodobnie jak wielu w tego typu grach, dążyłem za zdobywaniem bogactwa, aby przyspieszyć rozwój i zasilić szeregi niezwyciężonych legionów, lecz po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że jest to błędne koło, które w przyszłości przynosi wiele problemów. Nieumiejętnie rozwijana gospodarka może wywołać spadek publicznego ładu i koniec końców bunt. Skupiając się na przemyśle przeoczyłem negatywny efekt w postaci zanieczyszczeń (do ich eliminacji służą różne budynki typu akwedukt, fontanny), które sprawiają, że niezadowolenie drastycznie rośnie. Do tego też skupiając się na zbieraniu funduszy gdzieś przeoczyłem równomierne rozwijanie roli, przez co pojawił się deficyt żywnościowy. Wydaje się, że w tej grze równowaga rozwojowa jest kluczem do sukcesu i jednym z najważniejszych aspektów rozgrywki. Plus za to, że ład publiczny jest przedstawiany pod kątem prowincji, a nie pojedynczych miast. Dzięki temu jego mankamenty łatwiej zniwelować przy pomocy rozwoju mniejszych miast, gdy inne jest skupione na przykład na zbieraniu pieniędzy. Dobrze, że w szczegółach prowincji mamy dokładnie rozpisane elementy ładu i wiemy dokładnie, co trzeba zniwelować. Na przykład przy nowo podbitym mieście największym minusem jest różnica kulturowa. Budowa kilku budynków i zatrudnienie dygnitarza skutecznie zmieniają miasto pod naszą modłę, zapewniając bezpieczeństwo i dobrobyt, a koniec końców uwalniając stojącą tam armię z zaprowadzania porządku. Oczywiście skuteczne jest zmniejszenie podatków, które w przypadku tej gry można ładnie zmieniać poprzez ogólny pasek dla całego naszego imperium.
Dyplomacja była jednym z najmniej dopracowanych aspektów serii „Total War, jakby – co też nie jest dziwne – twórcy skupili się na batalistyce i gospodarce, zapominając o tym, że polityka powinna odgrywać istotną rolę. Pierwszy raz w tej serii jestem w pełni usatysfakcjonowany dyplomacją, która z „marnego dodatku” staje się kluczowym dla naszych poczynań elementem. Świetnie, że przy każdej poznanej przez nas frakcji dokładnie widzimy, za co nas lubi (lub nie). Ważne przy tym jest także to, że nasze poczynania względem każdego kraju mogą wpłynąć na postrzeganie nas przez inne imperia. Czasem uczestnictwo w wojnie w sojuszu z jedną frakcją przeciwko drugiej da nam wyraźne plusy przy pierwszej, ale zaowocuje minusami u sympatyków tej drugiej. Sojusze wojskowe, pakty o nieagresji, dostęp wojskowy czy przede wszystkim umowy handlowe mają kolosalny wpływ na nasze kroki. Jeśli jesteśmy z kimś w sojuszu, to po pierwsze możemy pokazać nasz cel i wspólnie ruszyć tam ramię w ramię, by skopać trochę tyłków, a po drugie – razem też bronić się, jeśli silniejszy agresor ruszy nam na spotkanie. W końcu AI jest na takim poziomie, że sojusznicy i przeciwnicy zachowują się rozsądnie, a nie dziwacznie i sztucznie, jak to często miało miejsce w poprzednich odsłonach serii. Nie do końca jestem jeszcze przekonany do opcji protektoratu, która chyba nie ma tylu ważnych zalet, ilu można by po niej oczekiwać. Wszystko tutaj ma znaczenie, więc każdy krok musimy bardzo uważnie planować, na przykład: gdy przez przypadek bez wcześniejszej umowy przekroczymy granice innego państwa, to od razu dostajemy negatywne punkty w stosunkach z frakcją oraz jej sympatykami, co jednocześnie może z czasem przyczynić się do zbrojnych kroków z ich strony.
Graficznie „Total War: Rome II” prezentuje się ślicznie. Mapa świata umila oko dopracowaniem szczegółów, kolorami, a podczas starć wymyślne choreografie walk pomiędzy wojownikami dostarczają nam rozrywki. Może nie są efektowne jak w serialu o Spartakusie, ale zapewniają odpowiednią dawkę frajdy i często warto obejrzeć starcie na zbliżeniu, by nacieszyć oko szczegółowością animacji. Optymalizacja również wydaje się odpowiednia. Nawet osoby bez „wypasionej” bez problemu mogą cieszyć się rozgrywką na wysokich ustawieniach. Zmienia się to oczywiście wraz z rosnącą liczbą jednostek na polu bitwy, dlatego wydaje się, że istotniejszym aspektem dopasowania ustawień do swoich możliwości jest liczba ludzi w armii niż jakoś grafiki. Same bitwy – czy to na lądzie, czy na morzu – są pod względem animacji bardzo dopracowane, ale stanowią nie lada wyzwanie. Tutaj także da się odczuć poprawę AI, które momentami potrafi zaskoczyć umiejętną taktyką. Odpowiednie ruchy i wykorzystywanie dostępnych umiejętności, systemu fortyfikacji czy starć może ostatecznie przechylić szalę na naszą korzyść. Troszkę zmieniły się bitwy morskie, które wydają się o wiele większym wyzwaniem. W przypadku transportu wodnego naszych jednostek wprowadzono ułatwienie – nie trzeba budować dodatkowych okrętów. Wystarczy wskazać armii miejsce na wodzie, a sami wsiadają w od razu przygotowane statki. Jedyny mankament, jaki odczułem podczas gry w ostatnich dniach, to okresowe zawieszenia się komputera podczas starć lub nawet będąc na mapie. Działo się tak na dwóch różnych maszynach, więc stawiam, że jest to jakiś bug, który (mam nadzieję) zostanie w przyszłości wyeliminowany. Trudno jednakże powiedzieć, czym dokładnie jest on spowodowany.
Jedną z kolejnych opcji jest drzewko technologiczne podzielone na część wojskową oraz cywilną. W każdym z działów mamy trzy podgrupy skupione na odpowiednich efektach, które chcemy osiągnąć. Jest tego wbrew pozorom sporo i tu również ważne jest bardzo staranne podejście do rozwoju, bo z czasem możemy odczuć brak czegoś, co powinniśmy zrobić w pierwszej kolejności.
W „Total War: Rome II” każda nasza jednostka wojskowa, generał, szpieg, dygnitarz czy czempion zbiera doświadczenie, które potem owocuje nowymi umiejętnościami. Jak w rasowym RPG rozwijamy te jednostki wybierając im cechy, które wpływają na ich efektywność w bardzo różnym stopniu. Wszystko zależy od tego, czy chcemy, by nasz generał błyszczał autorytetem dodając procenty do skuteczności w walce w zwarciu, czy może był panem mórz i pozytywnie wpływał na działanie floty. Przemyślane rozdanie punktów umiejętności jest kluczowe, bo nawet najsilniejsza armia bez umiejętnego dowódcy może przegrać w starciu z kimś, kto ma na koncie wielu zwycięskich bitew. Ciekawe jest także to, że kiedy stracimy armię, której tradycje były nam na rękę, możemy ją odbudować za odpowiednią cenę w nowej armii. Co prawda nowe jednostki doświadczenia samego w sobie nie będą mieć, ale część zdobytych umiejętności i złej sławy – jak najbardziej.
Poza kampanią mamy do wyboru także rozgrywanie różnych historycznych bitew, szybkich bitew oraz bitew multiplayer i kampanii dla wielu graczy. Niestety samego multiplayera nie było jak przetestować, bo na razie nie ma z kim grać. To jedyny aspekt, o którym nie mogę nic ciekawego powiedzieć, gdyż przetestować będzie go można dopiero po premierze gry – co bez wątpienia uczynię, a wrażenia przedstawię w osobnym tekście. Na pewno już sama kampania może być w tym wypadku gwarancją świetnej frajdy.
Problemem „Total War: Rome II” jest bardzo długie oczekiwanie pomiędzy turami. Ruchy komputerowych graczy z każdą chwilą są coraz dłuższe, a po kilkudziesięciu turach trwają nawet ok. 10 minut (pomimo wyłączenia pokazywania ruchu przeciwnika). Trudno tak naprawdę stwierdzić, czy wymagana jest niewiarygodnie szybka maszyna, czy po prostu liczba frakcji i przeliczeń związanych z ich ruchami wymaga tyle czasu. Tak czy inaczej, jest to świetna gra do książki. Podczas swoich zabaw zdążyłem spokojnie jedną przeczytać.
„Total War: Rome II” to naprawdę znakomita dopracowana gra, która spełnia oczekiwania i prawdopodobnie oferuje jeszcze więcej. Nie jest to co prawda tytuł doskonały, ale powinien bez problemu usatysfakcjonować tak fanów serii, jak i osoby, które dopiero zaczną od niego przygodę z „Total War”. „Rome II” stawiam na półce obok „jedynki” jako jedną z najlepszych odsłon tej serii.
Plusy:
+ klimat
+ znakomita muzyka
+ dyplomacja
+ świetne bitwy lądowe i morskie (tarany!)
+ umiejętności generałów i innych jednostek
+ rozbudowana gospodarka
+ grafika
+ rozmach
+ grywalność
+ optymalizacji
+ wymagająca kampania
+ duża mapa świata
+ AI
+ dopracowanie w każdym elemencie
Minusy:
– zbyt długie oczekiwanie pomiędzy turami
– czasem gra się zawiesza