Wojownicy podziemi – Lorenzo Silva, Lorenzo Tucci Sorrentino i Aureliano Buonfino; wyd. Lucrum Games
W wielu grach planszowych brakuje niesamowitego klimatu, wyważonego, acz lekkiego humoru, ciekawej rozgrywki, wysokiej losowości oraz regrywalności, czegoś, co sprawiłoby, że nie można się od niej oderwać, czy po prostu miłego dla oka opracowania graficznego. Na szczęście „Wojownicy podziemi” nie należą do tego rodzaju gier – nie dość, że porywają drużynę (albo nawet jednego gracza!) w zręcznościową przygodę, w której czasem przyjdzie mu/im się pogimnastykować, to jeszcze posiada wszystkie z wymienionych wyżej elementów, a nawet idzie o krok dalej – oferuje liczne, humorystyczne nawiązania do popkultury (najczęściej bazującej w sferze fantasy) oraz zachwyca bogatą zawartością, przywodzącą na myśl niektóre komponenty gier RPG. Słowem – „Wojownicy podziemi” to jedna z oryginalniejszych planszówek ostatnich lat, a to dopiero wstęp pełen – zasłużonych – pochwał.
Pudełko z grą zawiera sporo komponentów, które w wielu przypadkach służą do nadania rozgrywce odpowiedniego klimatu. Kilku stronnicowa instrukcja to pierwsze, co czekana na zainteresowanych po otworzeniu solidnego opakowania – i od razu warto wspomnieć, że już ona sama wprowadza graczy w tajemniczą a lekko mroczną atmosferę „Wojowników podziemi”. Dalej znajduje się tarcza walki, określająca ilość zadanych ran potworowi – złożona z czterech części, przypomina odrobinę tę do rzutek, lecz autorzy postanowili dodać jej skrzyżowane kości piszczelowe, dzięki czemu całość dodatkowo zyskuje na klimacie. Następnie znajdziemy trzy kolorowe kości (białą, czerwoną i zieloną) z malunkami na niektórych polach, które mogą aktywować moce specjalne bohaterów (odpowiadające konkretnej barwie kości); dziewięć zwykłych (białych); sześć czerwonych znaczników zdrowia bohaterów – one będą wskazywać poziom życia na kartach bohaterów: jeden czarny znacznik zdrowia – wykorzystywany na karcie zadawania obrażeń potworom; wspomniana karta z życiem bestii; dziewięcioro różnych bohaterów; jeden znacznik skrzyni, gdzie przechowuje się złoto, białe (dodatkowe) kości oraz ekwipunek; jeden znacznik lidera – czyli osoby przesuwającej tekturowego „pionka” oznaczającego drużynę oraz, jednocześnie, gracza który rozpoczyna rozgrywkę; pięćdziesiąt trzy karty ekwipunku i tyle samo zwykłych potworów (choć podzielonych na cztery poziomy trudności); trzydzieści monet; pięć znaczników mocy specjalnej; dwanaście znaczników ran; cztery karty władców podziemi (swoistych bossów); cztery dwustronne karty podziemi oraz dwie podziemi finałowych. Bardzo miłym dodatkiem jest tekturowa wieża, która zmieści zarówno monety, ma cztery miejsca na poszczególne – względem poziomu – bestie i karty ekwipunku. Niestety, mimo że owa wieża jest – moim zdaniem – najbardziej efektownym elementem komponentów, to jej obklejenie łatwo się odrywa, dlatego trzeba z nim obchodzić się ostrożnie.
Wszystko, co znajdziemy w pudełku wykonane jest bardzo starannie zarówno ze strony wytrzymałości, jak i warstwy graficznej. Komponenty możemy podzielić na wykonane te, wykonane z masywnego kartonu oraz grube karty, które niełatwo zgiąć czy przetrzeć. Jeżeli zaś chodzi o ilustracje – to zostały stworzone przez niezwykle zdolnego grafika, który w absurdalno-groteskowy sposób przedstawił wyobrażenia monstrów i bohaterów, a komizmu dodają tu zmyślnie sklecone i bardzo jasne komentarze opisujące – najczęściej przedmiot z ekwipunku oraz konkretnego potwora.
Zanim rozpoczniemy rozgrywkę należy złożyć planszę z numerkami odpowiadającymi uderzeniami, jakie zostaną zadane potworowi; następnie tasujemy karty podziemi i układamy je tworząc tym samym tor wędrówki naszej drużyny (bądź samotnego gracza). Pod kupkę z podziemiami wkładamy bossa, którego także losujemy i nie odkrywamy, dopóki nie zdołamy do niego dotrzeć. Dopiero wtedy, mając zaledwie dwie monety, trzy kolorowe kości oraz jedną białą możemy zacząć rozgrywkę.
Pionek ustawiamy na polu wskazującym strzałką gdzie zacząć, to właśnie tam odbywa się pierwsza walka z potworem na pierwszym poziomie – aby go pokonać musimy odbijając raz od stołu kością trafić w jak największą liczbę obrażeń na tarczy, aby zadać tyle samo bestii. Jeżeli zaś nie trafimy w planszę, wtedy potwór zada bohaterowi gracza. Każdą kość możemy użyć tylko raz, dlatego zdobywanie ich i celne trafianie jest tu takie ważne, bo po straceniu wszystkich przegrywamy. I w taki sposób zmierzamy przez planszę jedną z co najmniej dwóch ścieżek, walcząc z nowymi potworami, na końcu każdego poziomu czeka na nas sklepik z przedmiotami, które pozwolą nam się uzdrowić bądź zadać monstrum większe obrażenia. Jednak należy pamiętać, że niektóre pola w podziemiach wymagają od nas wykonania specjalnego rzutu kostką, jak podkręcenie albo zasłonięcie oczu podczas wyrzucenia. Schodząc na niższy poziom zmieniamy ciągniemy potwory z wyższe rangą, i robimy tak, aż dojdziemy do otchłani, gdzie czeka nas pojedynek z bossem.
Gdy opanujemy zasady rozgrywka szybko stanie się dla nas prosta, a wcale wysoka losowość i zmienna regrywalność bezustannie będą dostarczać nam znakomitej zabawy, zwłaszcza, że wiele elementów gry zmienia się nie tylko z każdą nową partią, lecz już w jej trakcie może się wiele zmienić. „Wojownicy podziemi” nie zaliczają się także do gier o sztywnych regułach – jeżeli gracze poczują się na siłach mogą nieco modyfikować rozgrywkę i wprowadzać własne zasady, co jeszcze bardziej napędza niejednorodność planszówki.
Niewątpliwie mamy tu do czynienia ze świetną grą, która czerpie pełnymi garściami równie wiele z dorobku rozbudowanych planszówek, klasycznych RPG-ów oraz popkultury, a to, co udaje jej się z nich zaczerpnąć przekuwa na wyśmienitą rozgrywkę, pełną humoru i dynamizmu, a duża regrywalność, zmienny czas posiedzenia oraz losowość, sprawiają, że „Wojownikami podziemi” nie sposób się znudzić. Nawet grając samemu! Choć o wiele lepiej gra się w towarzystwie.