Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Aktualności, Arcyważne, Felietony, Wywiady

Wersy z Miłosza będą prawdopodobnie mottem do mojej najnowszej książki – wywiad z Guyem Gavrielem Kayem

Razem z Christopherem Tolkienem przeredagowali materiał do zbioru „Silmarillion”, a obecny dorobek pisarski przez wielu uważany jest za fundament kanonu fantastyki. W swych powieściach sięga do historii i tworzy jej fikcyjną, alternatywną wersję, a swoisty sztafaż fantasy quasi-historycznej to zarówno bogate, malownicze tło, jak i problematyczne otoczenie. Na swoim koncie World Fantasy Award, Order Kanady, Sunburst Award czy White Pine Award.

Nim zacząłeś publikować opowieści, ukończyłeś prawo na University of Toronto. Czy te studia wpłynęły jakoś albo okazały się pomocne podczas pisania prozy?

Nie mam wątpliwość, że to właśnie wykształcenie pomogło mi w życiu w rozmaitych sytuacjach. Powiem o dwóch. Edukacja prawnika polega na czytaniu rozległych akt tak, aby znaleźć jedno kluczowe zdanie lub fragment, który jest istotny dla całej sprawy. Gdy analizuję różne okresy historyczne korzystam z tego samego modelu – wyłapuję ważne informacje z różnych książek i artykułów naukowych. Ponadto, życie prawnika zajmującego się sprawami sądowymi (a prawo karne zawsze leżało w kręgu moich zainteresowań) obejmuje jednocześnie kontrolowanie wielu rozmaitych spraw i śledzenie akt… A napisanie wielowątkowej powieści wymaga takiej samej zdolności do zapamiętania groma postaci i motywów, aby książka w pewnym momencie nie rozlazła się i nie stała niespójna.

„Fionavarski Gobelin” wielu uważa za Twoje magnum opus, choć niemało sądzi, że to „Tigana” jest najlepsza, acz i „Ysabel” ma swoich zwolenników. A ty masz wśród swoich książek faworytkę? Być może do którejś żywisz szczególny sentyment?

Jedną z rzeczy, sprawiających mi największą przyjemność, gdy rozmyślam o przeszło czternastu książkach (właśnie skończyłem wstępną wersję najnowszej!) jest to, że KAŻDA ma ludzi, którzy uważają ją za ulubioną albo najlepszą! Wymieniłeś co prawda trzy, ale na pewno każdy ma taką, która przemawia do niego najmocniej. Sam nie potrafię takiej wybrać. Nigdy nie byłem w stanie, nawet nie chcę! Wydaje mi się, że przez jakiś czas ciągle jestem „zagubiony” w mojej najnowszej książce – jej postacie wciąż są ze mną.

Zdobycie – zwłaszcza po wielu wcześniejszych nominacjach – World Fantasy Award w 2008 roku za „Ysabel” niewątpliwie wiązało się z silnymi emocjami. Ale chyba przyznanie Ci takiego wyróżnienia nie było wielkim zaskoczeniem?

Niekoniecznie. Za każdym razem, gdy wygrywasz jakąś nagrodę (a ja miałem szczęście być uhonorowany kilkoma), czujesz się niezwykle szczęśliwy i wielce zaskoczony. Szczerze mówiąc, tak wiele zmiennych ma wpływ na wyróżnienia oraz nagrody w dziedzinie kultury, niektórych aspektów estetycznych, politycznych i innych elementów, że po prostu trzeba być wdzięcznym, kiedy to się dzieje.

W Polsce czytelnicy niestety zatrzymali się z twoją twórczością na „Ysabel”, a wszystkie wcześniejsze również cieszyły się niemałą popularnością. „Under Heaven”, Rivers of Stars” i „Children of Earth and Sky” być może kiedyś zostaną wydane. Byłbyś uprzejmi zdradzić coś o nich?

Zawsze nienawidziłem podsumowywania książek i opowiadania o tym, co się w nich dzieje. Więc powiem tylko, że mam nadzieję, że inne tytuły pojawią się w przyszłości także i w Polsce.

A opowiesz, jak zwykle pracujesz nad książkami? Długo zajmuje Ci zbierania potrzebnych informacji, opracowanie koncepcji fabularnej i zarysu świata przedstawionego?

Owszem, takie gromadzenie informacji zabiera dużo czasu. Raczej nie jestem szybko piszącym autorem, przerwa między książkami trwa zwykle około trzech lat, do tego przez cały czas pracuję – mam na tyle szczęścia, że wciąż mogę wykonywać swój zawód. Tzw. research robię przez co najmniej rok, czytam, koresponduję z naukowcami, podróżuję, sporządzam notatki – wszystko zanim zacznę pisać. Zwykle tworzenie książki zaczyna się od czasu i miejsca oraz tematów, które chcę zgłębić, a dopiero potem od nich wyłaniają się kreacje bohaterów i fabuła.

Chyba Cię nie urażę, pytając o następną – może już pisaną – książkę?

W ogóle nie czuję się obrażony, ale od dawna jestem całkiem dobry w omijaniu tego typu pytań! Nigdy nie mówię o książce w trakcie jej pisania, ale obecnie robię już ostatnie poprawki do najnowszej. W języku angielskim ukaże się na wiosnę w 2019 roku.

Dlaczego do opowiadania fabuł wybrałeś właśnie konwencje fantasy? Jakie możliwości, techniki, motywy zaoferował Ci ten gatunek? A może taki wybór wiąże się z fascynacjami lekturowymi?

Obecnie nie uważam się za częstego czytelnika fantasy, choć bardzo lubiłem ten gatunek, gdy byłem nieco młodszy. Zaczytywałem się w fantasy historycznej. Osobiście uważam, że fantasy oferuje wiele, wiele mocnych stron dla pisarza zainteresowanego – podobnie jak ja – odkrywaniem trudnych tematów w dziejach i próbą znalezienia w nich uniwersalnych aspektów, pewnych prawideł.

Zastanawia mnie, czy doświadczenia rodzicielskie wpłynęły na twoją twórczość? Może okazały się inspirujące? Albo wręcz przeciwnie, trudno doszukiwać się takowych źródeł w twoich tekstach?

Cóż, dorastałem w otoczeniu książek, z rodzicami, którzy głęboko cenią literaturę. Byłem zawsze wspierany w moim pragnieniu zostania pisarzem, chociaż mój ojciec (chirurg) chciał abym miał w zanadrzu zawód „na wszelki wypadek”, gdyby literatura jednak nie wystarczyła na utrzymanie – i stąd podjąłem studia prawnicze, częściowo z szacunku dla niego. Gdy już miałem swój dyplom, mocno zachęcał mnie do pisania.

Odnoszę wrażenie, że świat „Lwów Al-Rassan” czy „Ostatnich promieni słońca” w niemałym stopniu polubiłeś. Czy planujesz jeszcze jakieś historie osadzone w tym – nie ukrywajmy, dającym duże możliwości – uniwersum?

Podoba mi się możliwość, kiedy mogę odkrywać miejsca z własną przeszłością, a ten świat właśnie taką mi daje. To jest trochę jak moja bliska Europa i chociaż żadna z książek nie jest sequelem drugiej (z wyjątkiem „Władcy cesarzy”), to wszystkie ustawiają się w szeregu chronologicznym tego uniwersum.

Niedawno wypłynęła informacja o wykupieniu praw do „Fionavarskiego Gobelinu” przez studio Temple Street Productions. Zatem, czy mamy szykować się na adaptację czy póki co to echo przyszłości?

Z jednej strony to wspaniała wiadomość, z drugiej zawsze jest wiele do zrobienie przy takich wydarzeniach. Zespół odpowiedzialny za produkcję jest naprawdę mocny, pasjonuje się światem Fionavaru oraz ma doświadczenie przy tego typu, międzynarodowych koprodukcjach. Zatem jestem szczęśliwy i optymistycznie do tego nastawiony.  Z pewnością będę jeszcze ogłaszać, jakie zostały postawione kroki w realizacji projektu.

Nie obawiasz się, że kiedyś któraś z twoich książek mogłaby zostać źle zaadaptowana i ludzie utożsamialiby twoje utwory z „nieudaną” produkcją?

Ktoś mądry powiedział mi kiedyś: „Nikt nie obwinia autora, jeśli film jest zły”. Dotyczy to również telewizji. Zła produkcja nie pomoże ci, ale jest mało prawdopodobne, aby zniszczyła oryginalną książkę w oczach czytelników. Prawdopodobnie będą oburzeni!

Dość dawno temu byłeś scenarzystą i współproducentem radiowego serialu „The Scales of Justice”. Jak wspominasz tamtą pracę? Doświadczenia z niej przydały Ci w późniejszym życiu?

Na pewno nauczyło mnie to wiele o tym, jak funkcjonują i działają media (potem działaliśmy na antenie telewizji). Jednak nie przypuszczam, żeby ta praca miała większy wpływ na to, jak piszę powieści – ten proces jest od niej po prostu zbyt odmienny.

Uważasz, że opowieści powinny, jak najbardziej trzymać się realizmu, czy czasem można pozwolić sobie na nieco absurdalną fantazję?

Och, istnieje tak wiele sposobów pisania! Tyle historii do opowiedzenia, sposobów narracji! Każdy pisarz ma własne podejście i jako czytelnik mogę cieszyć się wieloma z nich. Szukam doskonałości, a nie tej jednej jedynej formy.

A na co zwracasz największą uwagę w fabułach – na intrygach, światach przedstawionych, tematach, bohaterach?

Jak już powiedziałem, zaczynam od wyboru okresu w prawdziwej historii, robię „ćwierć obrotu do fantastyki” i zaczynam rozwijać wątki i postaci. Dla mnie jest to naturalne. Wierzę również, że język ma znaczenie, i nie lubię „wojny” między tymi, którzy argumentują za fabułą, a tymi, którzy mówią o rozwoju postaci. Naszym zadaniem jako pisarzy jest przynajmniej SPRÓBOWAĆ zaoferować to wszystko!

Wiem, że nie przepadasz za szufladkowaniem i etykietowaniem swoich książek. Ponadto nie jest to łatwe, jedni uważają, że tworzysz głównie historical fantasy, drudzy skłaniają się ku high fantasy. Sam pewnie unikasz klasyfikowania swoich powieści do jakichkolwiek odmian i nurtów? Skąd takie – dość mniejszościowe – podeście?

Na wiele lat przed tym, jak zostałem powieściopisarzem, uważałem za głupotę to, ile poświęca się ENERGII, próbując dopasować książkę do jednej etykiety lub szuflady, w opozycji do innej. Moje podejście jako czytelnika to zadawanie sobie pytania „czy to jest dobre?” i nie martwienie się o etykietkę. To z całą pewnością przeniknęło również do mojego pisania.

Często w twoich utworach brak jednoznacznie zarysowanego Złego – czy jest to próba pokazania, że w świecie nie ma wyłącznie podziału na czarne albo białe?

Oczywiście. Nie mam nic do dodania. Wszystko się zgadza.

A myślałeś może na zaadoptowaniu swoich opowieści na komiks? Obecnie na rynku pojawia się coraz więcej ambitnych, przemyślanych i skomplikowanych dzieł z tego medium, które pozwalają dotrzeć do nowych odbiorców. Wizualizacje twoich światów z pewnością – przy założeniu, że rysowałby je znakomity grafik – musiałby być niezwykle plastyczne i ciekawe. Choć widać też minusy tej formy, wiele refleksji i tematów albo uległoby uproszczeniu, albo musiałoby zostać całkowicie wycięte.

Mam dużo szacunku dla twórców powieści graficznych i rysowników. Od kilku lat otrzymujemy zapytania o zaadaptowanie takiej lub innej książki, ale jeszcze nigdy nie udało nam się dojść do porozumienia, które miałoby sens.

Jakie książki (i dlaczego właśnie one) znalazłyby się w twoim kanonie literatury? Jakie zasługują, aby je czytać, interpretować, wzorować się na nich?

Szczerze? Zbyt wiele! Szekspir, Dante, Homer, Montaigne, Yeats… Odpowiadam na te pytania dzień po śmierci wielkiej Ursuli Le Guin, a i ona była wspaniałą i ważną pisarką.

Czym twoim zdaniem należy kierować się w życiu?

Myślę, że świadomość tego, że nawet w mrocznych czasach są tacy, którzy działają z honorem i uczciwością, musi być rozpowszechniana i pokazywana w sztuce… Całkowicie ponure podejście do historii i literatury może to pominąć.

Na koniec, chciałbym Cię zapytać o to, czy miałeś okazję czytać jakiegoś polskiego autora? Może Stanisław Lem albo Andrzej Sapkowski? Ryszard Kapuściński, Witold Gombrowicz, Joseph Conrad też mogą coś mówić – wiem, że byli dość popularni na rynku anglosaskim.

Moje odkrywanie polskich utworów jest bardzo silne dzięki waszym poetom. Bardzo podziwiam Miłosza, Szymborską, Herberta (wersy z Miłosza będą prawdopodobnie mottem do mojej nowej książki). Czytałem również Lema, Kapuścińskiego, Singera i kilku innych. Macie długą i bardzo wspaniałą historię literatury, a w niej kilku potężnych poetów.

Bardzo dziękuję za odpowiedzi!

Rozmawiał Adrian Turzański

Wywiad został przeprowadzony w styczniu 2018 roku