Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Recenzje

Dochodzenie – Tobey Ho

Morderca jest na wolności i kolejny raz uderzył, choć teraz technik śledczy już prawie odkrył jego tożsamość. Z tym, że musi się bardzo śpieszyć, bowiem to w ekipie, która pojechała na miejsce zbrodni kryje się zabójca i jeśli szybko za sprawą trafnych wskazówek nie przekaże reszcie tego, kim tak naprawdę jest winny, cień podejrzenia padnie na kogoś innego – a ten kto morduje pozostanie nieuchwytny. Czy te chwytliwe wprowadzenie przekona gracza? Nas trochę złapało i okazało się strzałem w dziesiątkę.

Ostatnio gry detektywistyczne cieszą się niegasnącą popularnością na rynku gier bez prądu – i nie ma się co dziwić: silnie angażują, zmuszają do ciągłego zastanawiania się i kombinowania, a przy tym często niosą ze sobą pewną opowieść. Odgórnie przedstawioną („Detektyw”, „Kroniki zbrodni”) albo współtworzoną przez samych graczów („Cienie: Amsterdam” czy właśnie „Dochodzenie”).  Co prawda „Dochodzenie” pomimo rekomendacji – szczególnie po wielu partiach „Amazonek” – nie przejmuje gaimingowego wieczoru, ale z pewnością kilka partii ani nie znuży, ani nie zniechęci do tego typu gier. Wręcz przeciwnie może pozytywnie nastroić i wcale często gościć na stole jako wstępniak, filler, a nawet gra główna. Tylko prawdziwą radość z rozgrywki da się uzyskać dopiero, gdy w grze znajdzie się co najmniej sześć-siedem osób.

„Dochodzenie” opiera się na wcale prostych, acz nie zawsze intuicyjnych zasadach, dlatego te warto dokładnie wyjaśnić graczom przed rozpoczęciem. Rozlosowuje się w sekrecie karty postaci (detektywi, technik, morderca, w rozszerzonej wersji jest jeszcze świadek, prywatny detektyw i wspólnik zabójcy) – technik ujawnia się od razu. Każdy (oprócz technika – gdy będzie mowa wszyscy czy każdy nie chodzi o niego) dostaje cztery karty tropów i cztery metod.

Następnie wszyscy muszą zamknąć/zasłonić oczy. Technik mówi, żeby otworzył je tylko morderca i w ciszy wskazał trop i metodę wśród swoich kart. Po tym każdy odsłania oczy. Technik rozkłada sześć kafli poszlak – zawsze jest to różowa (przyczyna śmierci), jedna zielona oraz cztery brązowe (zielone i brązowe się wylosowuje). Na nich wypisane są słowa czy krótkie frazy, które mogą stać się wskazówkami – zadaniem technika jest, aby za pomocą drewnianych pocisków wybierał je na kaflach poszlak tak, aby nakierować śledczych na prawidłową parę (metoda i trop). Trzeba tylko pamiętać, że na jednej kafli technik może zaznaczyć wyłącznie jedną rzecz – i robi to stopniowo (tj. zaznacza jednym pociskiem, pozostali debatują, morderca ma mylić, technik dokłada, reszta się konsultuje itd.), gdy sześć pocisków zostanie wydanych, podmienia dwa kafle i robi to samo. Po tym każdy wygłasza swoją tezę, po czym wszyscy typują. Albo któryś śledczy zgadnie, albo morderca zostanie nieuchwytny.

Skojarzenia z „Mafią” będą na miejscu, „Dochodzenie” opiera się na wielu mechanikach tworzących wspomniany tytuł – z tym, że nieco wzbogaca rozgrywkę i niektóre elementy odpowiednio modyfikuje. Jednak wytłumaczenie zasad nie zajmie więcej niż kilka minut, osoby, które albo w ogóle unikają gier bez prądu, albo mają z nimi do czynienia niezwykle rzadko, także powinny szybko zrozumieć o co właściwie w niej chodzi i bawić się całkiem nieźle. Weterani raczej nie powinni marudzić, szczególnie, że czasem trzeba się mocno nagłówkować, żeby odkryć rozwiązanie – a te nie zawsze muszą być logiczne, bo absurd to silne narzędzie mordercy. I tu pojawia się problem z klimatem.

W zbrodniach kryminalnych wprawdzie często pojawiają się niepasujące do siebie elementy, ale nie do przesady. Gdy morderca wybierze tu drogę właściwszą dla siebie, czyli nie wczuje się w to, co serwują mu zwykle media i popkultura, czyli coś, co da się złożyć, tylko połączenie absurdalne (np. mydło i zagryzienie przez psa) – to i technik będzie miał mocno utrudnione zadanie, i detektywi mogą się zamieszać, tu punkt dla zabójcy. Jednak ciągłe granie z takimi zestawami może wielu osobom nie przypaść do gustu (zwłaszcza początkującym i niedzielnym graczom). Z drugiej strony, gdy winny wybierze siekierę i rozczłonkowanie, technicznemu będzie łatwo wskazać powiązanie i detektywi powinni rozwikłać zagadkę. Trudno znaleźć tu odpowiednie wyważenie – ono zostaje wprowadzone niejako przez wspólnika i świadka (potrzeba większy skład) – lecz wciąż albo wybiera się nieco bardziej skomplikowaną łamigłówkę, albo klimat.

Wykonanie za to nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Wszelkie karty są co prawda utrzymane w standardzie i nie ma przy nich specjalnych westchnień, ale dzięki uszlachetnieniu powinny spisać się przy częstych posiedzeniach i ślady użytkowania nie będą przesadnie widoczne. Za to kafle z odpornej tektury to chyba dobra wola wydawcy, bo choć nie będą mocno wykorzystywane (dotykane, tasowane, przekładane etc.), to raczej trudno wyobrazić sobie sytuację rozgrywki, w której ucierpią. Ukoronowaniem „Dochodzenia” są pociski – niektórzy mają z nimi dość odważne skojarzenia, być może gdyby kolor był szary czy brązowy jakoś by zostały zniwelowane, ale to szczegół. Są klimatyczne, dodają całości uroku i na pewien sposób przełamują komponentową monotonię. Jakość w grze pozostaje więc bez większych zarzutów.

Już z liczbą graczy nie jest tak kolorowo. W najmniejszym składzie, gdzie trzy osoby są nakierowywane przez technika bardzo szybko można dojść do tego, kto jest mordercą. Gra wiele na tym traci. Robi się za to wyjątkowa, gdy przy stole uda nam się zgromadzić osiem osób – wszyscy ciągle grają, nie ma tur poszczególnych graczów, dzięki czemu dynamika nie spada, no i jest to wreszcie tytuł, w którego można grać aż do dwunastu osób – wówczas i rośnie paleta możliwości, i wkracza świadek i wspólnik, którzy ciekawie zmieniają „układ sił” oraz mocno komplikują decyzje, chociaż odrobinę też (świadek) pomagają pozostałym. Gra skaluje się może nie najgorzej, niemniej to w większym gronie gra się z silnymi emocjami i z pełnym wykorzystaniem możliwości tytułu.

Czy więc „Dochodzenie” to aż tak interesująca pozycja jak niektórzy sugerują? Zdecydowanie tak, acz nie do końca wskazałbym te same plusy – kilka, być może kilkanaście partii w jeden wieczór to dobry pomysł, choć lepiej nie przemęczać gry. Warto od niej od czasu do czasu odpocząć, żeby się nie zatruć, bo szkoda by było tego tytułu. Sprawdza się wyśmienicie w dużym składzie, można szybko wyjaśnić na czym polega i nie widać szczególnie wielkich dysproporcji między początkującymi a doświadczonymi graczami, zaś próby mylenia tropów i dochodzenia do tego, kto tak naprawdę jest mordercą i jaki posiada zestaw zbrodni to coś niezwykle wciągającego. Jednak to nie gra natchniona, nie będzie wiecznie i zawsze tak niesamowita jak za pierwszym razem, dlatego wypada się nią delektować, często, lecz z umiarem i z „przekąską” pomiędzy.