„Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” okazał się jednym z najbardziej polaryzujących filmów w 2016 roku. Choć ogół recenzentów był raczej zgodny co do niskiego poziomu produkcji Snydera, wielu fanów oburzało się na słabe oceny i wynosiło tę pozycję na piedestał. Reakcją studia Warner Bros. na krytykę było wypuszczenie specjalnej wersji filmu, wydłużonej o około pół godziny, która to miała sprawić, że „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” stanie się lepszą produkcją.
Przy okazji dodawania nowych scen, „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” doczekał się także poprawek na stole edytorskim. Fabuła przebiega tu w sposób płynniejszy, nie brakuje ujęć, które pokazują nam co dzieje się z bohaterami pomiędzy kolejnymi scenami, gdzie toczy się akcja, itd. Widać, że ktoś pracował nad rytmem całości i dziwi mnie, że tego typu rzeczy zabrakło w wersji kinowej. Rozwinięcia (a raczej nadania jakiegokolwiek sensu) doczekało się kilka spośród często krytykowanych wątków. Dowiadujemy się między innymi, że więzienne morderstwa oznaczonych przez Batmana złoczyńców opłacał Lex Luthor, ciała mieszkańców afrykańskiej wioski zostały spalone, a oskarżająca Supermana kobieta przekupiona, śledztwo Lois zyskało na znaczeniu, a i Clark-dziennikarz miał okazję się wykazać. Nie oznacza to oczywiście, że Batman nagle przestał był zaślepionym psychopatą, który nie byłby w stanie rozwiązać zagadki zniknięcia kredy z klasy 3B, ale sama struktura filmu została wzmocniona i wszystko przebiega w nim w większej zgodzie z wewnętrzną logiką tego konkretnego dzieła.
Wraz z wydaniem Blu-ray, do naszych rąk trafia kilka godzin dodatków, i przyznam, że ich oglądanie nie dość, że jest znacznie lepszą rozrywką niż sam seans „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”, tak sprawia, że film ten jeszcze bardziej mnie denerwuje. Dlaczego? Ponieważ dopiero tutaj widzę, że ludziom zatrudnionym przy tym filmie naprawdę zależało, a także znają materiał źródłowy. Wraz z kolejnymi dodatkami zauważamy masę szczegółów, które uciekają w trakcie seansu, np. to, że na kostiumie Supermana małymi literami w języku kryptońskim zapisany jest cytat z Josepha Campbella: „Where we had thought to travel outward, we shall come to the center of our own existence; and where we had thought to be alone, we shall be with all the world.”. Skoro więc Zack Snyder potrafił dopilnować tak drobnych detali i często nawiązywać do scen znanych z kart komiksów, czemu w filmie przedstawił bohaterów w tak karykaturalnej wersji? I to nawet w stosunku do jego ukochanego „Powrotu Mrocznego Rycerza”… Odchodząc jednak od mojej oceny „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości” i wracając do dodatków – te są niezwykle zróżnicowane. Mamy tutaj dokumenty o Wonder Woman, nowym Batmobilu i jaskini Batmana, strojach tytułowych herosów i ich odpowiedników w cywilu (myśleliście, że łatwo z kogoś o budowie i aparycji Henry’ego Cavilla uczynić niewyróżniającego się gościa?!), a także analizę pojedynku Nietoperza z Kryptończykiem. Otrzymujemy także rzut oka na przyszłość uniwersum, ale nie przywiązywałbym do tego szczególnej wagi – za sterami kinowego DC na dobre rozsiadł się już Geoff Johns. Dla tych, którzy z komiksami nie są na bieżąco powiem jedynie, że nienawidzi on tego, co z superbohaterszczyzną zrobili „Watchmen” i „Powrót Mrocznego Rycerza”, i chce powrotu nadziei, miłości oraz koloru tak do komiksów, jak i filmów. Działania Johnsa w pełni zobaczymy jednak dopiero w filmach które ukażą się już po „Lidze Sprawiedliwości” i „Wonder Woman”.
Najlepszym z dodatków znajdujących się na płycie jest dokument „The Warrior, the Myth, the Wonder”, opowiadający o roli Wonder Woman w popkulturze. To naprawdę znakomity materiał, który sam w sobie niemalże uzasadnia zakup Blu-ray z „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”. W filmie możemy zobaczyć pełen przegląd historii tej niezwykłej bohaterki, jej wpływ na kobiety i sposób ich postrzegania na przestrzeni lat, a także różne inkarnacje Diany. Mam nadzieję, że więcej tego typu rzeczy będziemy mogli zobaczyć przy okazji premiery „Wonder Woman”!
„Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości – Ultimate Edition” nie sprawia, że nagle mamy do czynienia z innym filmem. Jeśli, podobnie jak mnie, nie podobała wam się wersja kinowa, ta rozbudowana o rozszerzone sceny także nie przypadnie wam do gustu, po prostu nieco mniej. Jeśli jednak jesteście fanami, którzy rozpływali się nad dziełem Snydera już po premierze na srebrnym ekranie, wersja Ultimate jedynie utwierdzi was w tej opinii. Lepszy montaż, poprawienie i rozbudowanie kilku wątków – wszystko to sprawia, że wreszcie mamy do czynienia z wersją, która powinna trafić do kin. Przy tym w wydaniu Blu-ray znajdziecie kilka naprawdę interesujących dodatków, ze szczególnym uwzględnieniem „The Warrior, the Myth, the Wonder”.
PS Uważajcie, żeby nie kupić przypadkiem wersji kinowej. Nie wiem czemu Warner Bross. zdecydował się wypuścić ten niedopracowany produkt, ale i to wydanie znajduje się na półkach. Wersja rozszerzona oznaczona jest dużym napisem „Ultimate Edition”.