Duet twórców stojących za „Lego: Liga Sprawiedliwości – Legion Zagłady”, reżyser Rick Morales i scenarzysta James Krieg powracają do klockowego uniwersum DC, stawiając przed członkami Ligi chyba największe z dotychczasowych wyzwań – Brainiaca. Tylko, że w odróżnieniu od postaci znanej z kart komiksu, ten kolekcjoner zamiast miast zbiera całe światy. Czy i tym razem herosi wyjdą ze starcia obronną ręką?
Zgodnie z zapowiedzią z epilogu „Legionu Zagłady”, w kierunku Ziemi zmierza nowe, potężne zagrożenie. Brainiac, niezwykle zaawansowana sztuczna inteligencja, której pierwotnym zadaniem było skatalogowanie wszystkich form życia we wszechświecie, na skutek awarii postanowiła zabezpieczyć obiekty w najlepszy możliwy sposób – zmniejszyć, zamknąć w słoiku i przechować. W jego kolekcji brakuje planety o nazwie zaczynającej się na „Zi”. Naturalnie, uwaga Brainiaca zwróciła się ku Ziemi.
Wszystkie zalety, o których wspominałem w recenzji „Legionu Zagłady” zostały przeniesione do „Kosmicznego starcia”. Film obfituje w zabawne sytuacje, a charaktery tak superbohaterów, jak i złoczyńców zostały podkreślone (czasem wręcz do przesady) za sprawą świetnie napisanych dialogów. Beztroskie dni, spędzane głównie na zabawie w chowanego (w której niepodzielnie króluje Superman) przerywa alarm zwiastujący pojawienie się nowego zagrożenia, któremu sprostać może jedynie działająca razem Liga. Jednak bitwa w kosmosie to jedynie początek kłopotów flagowej drużyny DC. Wystarczy wspomnieć, że wskutek podstępnego ataku Brainiaca, Batman do spółki ze Flashem zmuszony będzie podjąć się podróży w czasie, zostawiając obronę Ziemi w rękach Cyborga oraz niedoświadczonej, choć bardzo entuzjastycznie do zadania nastawionej kuzynki Kal-Ela.
Największą zaletą „Kosmicznego starcia” są ogromne pokłady humoru, które zapewnią szeroki uśmiech tak miłośnikom uniwersum DC, jak i osobom znającym Ligę Sprawiedliwości jedynie w klockowej wersji. Choć polski lektor sprawdza się wystarczająco dobrze, tak nie można pominąć oryginalnego dubbingu. Powracają takie znane nazwiska, jak Nolan North (Superman), Troy Baker (Batman), Josh Keaton (Zielona Latarnia), czy Grey Griffin (Wonder Woman) i już to powinno wystarczyć fanom animacji spod znaku DC do zainteresowania się „Kosmicznym starciem”.
Animacja prezentuje wysoki poziom, sprawiając, że znika sztywność znana z poprzednich filmów z Lego w tytule. Sceny potyczek zrealizowano z pomysłem, ani na chwilę nie zapominając o podkreślaniu nieco przesadzonego charakteru postaci. Supergirl ponosi natura cheerleaderki, podczas gdy Zielona Latarnia rzuca się na pierwszy ogień i zwykle dostaje po głowie, a Batman tak właściwie nie wierzy w nic, poza Batmanem. O ile podczas oglądania „Legionu Zagłady” śmiech zdarzał się sporadycznie, tak „Kosmiczne starcie” oglądałem niemal od początku do końca szeroko uśmiechnięty.
Nowa odsłona serii „Lego Liga Sprawiedliwości” wzięła to, co było dobre w poprzednich częściach i jeszcze bardziej te elementy rozwinęła. Choć pozostaje ona wielką reklamą linii klocków, to nie narzekałbym, gdyby wszystkie reklamy zapewniały około siedemdziesiąt pięć minut dobrej zabawy.