Klasyka najlepszego agenta w służbie Jej Królewskiej Mości w nowoczesnym wydaniu budzi zachwyt. „Skyfall” pokazuje wszystko to, za co kochamy agenta 007, przy okazji wkraczając jednak na zupełnie inny tor. Recenzuje Adrian Zawada!
Postać Agenta 007 od zawsze była ucieleśnieniem wszelkich marzeń chyba każdego mężczyzny. Jeden człowiek wykonujący śmiertelnie niebezpieczną misję ratowania świata, zawsze w otoczeniu pięknych kobiet oraz niezwykłych gadżetów. Wizerunek niedoścignionych przygód, o których przyszło nam jedynie śnić. I choć często filmy z agentem Jej Królewskiej Mości były niczym więcej jak bajką dla dorosłych, to właśnie taki klimat tychże produkcji przyczynił się do wielkiej popularności niepokonanego agenta.”Bond. James Bond.” Jedna z najbardziej rozpoznawalnych kwestii filmowych ponownie trafia do uszu kolejnej pięknej dziewczyny Bonda, tym razem za sprawą twórcy obrazów dramatycznych Sama Mendesa. To, co może już na wstępie budzić niepokój, to osoba na stołku reżysera, wszak pod względem filmografii niepasująca do lekkiego tonu większości przygód niepokonanego agenta MI6. Jednak „Skyfall”, będąc mieszanką lekkiego stylu z podsycaną powagą, sukcesywnie promuje nowy wizerunek głównego bohatera, zapoczątkowany od czasu pierwszego występu Daniela Craiga w roli 007. Ten sam bohater, te same przyzwyczajenia, a jednak podane w zupełnie nowym tonie.
W najnowszym, dwudziestym trzecim już filmie o przygodach agenta służb brytyjskich, reżyser, ku uciesze fanów serii, postanowił raz jeszcze powrócić w pewnej mierze do dawnego Bonda – tego, o którym już nigdy nie zapomnimy. James Bond, jakiego nam ukazuje, nie stracił nic ze swojej charyzmy i widocznej samokrytyki. Nadal jest świetnym agentem z ciętym humorem oraz błyskotliwymi stwierdzeniami pozbawiającymi jego przeciwników wszelkich atutów słownych, zaś piękne damy wszelkiego zbędnego odzienia. Nadal nie ma sobie równych w walce, zaś tam gdzie nie starcza siły fizycznej, wspomaga się zdumiewającymi gadżetami.
Jednocześnie jednak z każdą kolejną sceną, główny bohater odchodzi nieco od luźnego tonu, stając się nieco brutalny w swych poczynaniach, a przy tym bardziej ludzki. Przemycając z przekonaniem nową wizję samej osoby agenta, twórcy „Skyfall” z sentymentem nawiązują do klasyki przygód Bonda, poprzez szereg ujęć czy zagrań poszczególnych postaci zahaczających czasem o lekki kicz. Nowoczesne motywy muzyczne zdają się miejscami przeplatać z rozpoznawalnymi, oldschoolowymi dźwiękami.
To, czego nie mogło jednak zabraknąć, to oczywiście wspomniane już gadżety uczestniczące w niebezpiecznych przygodach agenta 007. Począwszy choćby od pistoletu rozpoznającego dłoń właściciela, twórcy filmu pokusili się także o wprowadzenie Astona Martina DB5 – klasycznego już pojazdu prowadzonego swego czasu przez Seana Connery’ego, a ukazanego na jednym z plakatów promujących film. Fanów serii powinien także ucieszyć powrót Q – wynalazcy i genialnego umysłu w skromnej osobie Bena Whishawa. Scena pierwszej rozmowy bohatera z agentem MI6 nawet nie stara się być poważna – przemycając inteligentne i trafne stwierdzenia Q w odpowiedzi na dowcipne ataki 007, widzowie dostają miłą powtórkę ze starego dobrego Bonda, nigdy nie wypadającego z formy w kwestii pojedynków słownych. To, co jednak jest zmorą wielu produkcji, dopadło także najnowszego Bonda, a mianowicie tzw. lokowanie produktu. Agent 007 słynie z popijania jednego konkretnego drinka – Martini z wódką. Jak się jednak okazuje, 007 nie gardzi także piwem, zwłaszcza tym, które nie szczędzi budżetu na reklamy z jego osobą. Jeżeli jednak takie sceny obejść ze śmiechem, to idealnie wpiszą się one we fragmenty humorystyczne, bez których nikt chyba nie wyobraża sobie agenta Jej Królewskiej Mości.
W otoczce powyższej lekkości twórcy „Skyfall” konsekwentnie jednak przemycają to, do czego zdążyli nas już przygotować. Tegoroczna produkcja w reżyserii Sama Mendesa jest filmem naprawdę dobrym, stanowiącym niejako zwieńczenie 50-lecia królowania agencji MI6 nad arcyłotrami tego świata.
Wizja, jaką niesie kolejny Bond jest świetna. Co prawda w sposób wręcz dosadny modyfikuje to, do czego zdążył przyzwyczaić nas Sean Connery, czyli wysokiej klasy i nienagannych manier świetnego agenta, miłującego piękno płci przeciwnej z dokonaniami równymi, bądź nawet przewyższającymi godną pozazdroszczenia liczbę osiągnięć w roli agenta. Jednak w najnowszej odsłonie przygód 007, reżyser zaserwował widzom powrót do klasyki w nowoczesnym wydaniu. Nowy etap drogi agenta zrywa z wątkami z dwóch poprzednich części, nadając tej produkcji nowy wymiar. Wymiar emocjonalnej postawy Jamesa, okraszony solidnymi pojedynkami wieńczącymi widowiskowe pościgi. Twórcy „Skyfall” poprzez nawiązania do klasyków, budują finał pewnego etapu kreowania wizerunku bohatera, dając do zrozumienia, iż od teraz będzie on rozwijał się w nakreślonym od czasu „Casino Royale” stylu. Nie jest to już dokładnie ten Bond, którego zdążyliśmy poznać i pokochać za jego często absurdalne przygody. Czasy, które się zmieniły, dopadły także agenta MI6. Więcej dramatyzmu, dozowanie sensacji oraz ludzkie oblicze niezwyciężonego agenta to te cechy, które z najnowszym filmem stawiają wyraźne zarysy nowego wizerunku Jamesa Bonda. To, co zdaje się już zawsze będzie wyróżniać współczesnego agenta od jego poprzedniego wizerunku, to z pewnością większy nacisk twórców na ludzką stronę bohatera. Bond w wykonaniu Daniela Craiga wniósł nieco powagi i brutalności do postaci samego agenta, stając się jednocześnie bardziej wiarygodną postacią.
W obliczu wspomnianego już 50-lecia istnienia agenta MI6, 23 film o przygodach 007 stanowi swoiste zwieńczenie tego, co do tej pory serował nam agent Jej Królewskiej Mości w swoich dosadnie niezwykłych przygodach. Jeśli powstanie (a powstanie na pewno) 24. część szpiegowskiego cyklu, to będzie to już zupełnie nowa saga. Tym razem jednak to już nie o aktorze będzie się spekulować, lecz o samej wizji przemycanej w coraz to nowszych produkcjach. Myślę jednak, iż agent MI6 jest przygotowany na każdy atak. Jeśli zanurzymy się nieco w historii to dostrzeżemy, że już pierwsze filmy z Jamesem Bondem odbijały z sukcesem fale krytyki, która określała je mianem infantylnych i często seksistowskich bajek dla dorosłych. Jak się jednak z czasem okazało, przygody Bonda wpisały się na tyle w kanon filmów szpiegowskich, że trudno na chwilę obecną wyobrazić sobie zwieńczenie tej niezwykłej przygody. „Skyfall” godnie wpisuje się w najbardziej rozpoznawalną serię szpiegowską, która zawsze starała się dostarczyć znanej, acz nie przesyconej nudną powtarzalnością rozrywki.
Film, wchodząc do kin w okresie pełnej rocznicy, stanowi dobry przykład niespadającej formy serii, przeplatając jednocześnie klasykę z nowoczesnością. To już nie jest tylko film. To godne zamknięcie pewnego okresu i rozpoczęcie czegoś nowego. Czegoś, co sprawia, że agent James Bond o kryptonimie 007 nigdy nam się nie znudzi i nigdy nie popadnie w rutynę.
Ocena: 8+/10
{youtube}93LMRz5wTC8{/youtube}