„Szybcy i Wściekli 8” przebojem wdarli się do kin, z miejsca bijąc kilka rekordów, w tym wydzierając ten związany z największym globalnym otwarciem w historii kina z rąk „Przebudzenia Mocy”. Pomimo szesnastoletniej historii oraz zmiennego poziomu kolejnych części, ta odświeżona przy okazji „Szybkich i Wściekłych 5” seria pokazuje, że nadal jest w stanie zapewnić masę dobrej rozrywki pod popcorn i nachosy..
Otwarcie zwiastuje kolejną typową odsłonę tasiemca o napakowanych kolesiach, kształtnych kobietach w przykrótkich strojach oraz błyszczących furach. Dom i Letty spędzają miesiąc miodowy w Hawanie, gdzie niemal od razu dochodzi do obowiązkowego wyścigu zatłoczonymi ulicami miasta, nie tylko przypominającego widzom o korzeniach serii, ale i podkreślającego, że Toretto nie stracił nic ze swych nadludzkich umiejętności kopania tyłków. Nawet na wstecznym. Wszystko zmienia się wraz z wkroczeniem na plan Cipher, granej przez Charlize Theron cyberterrorystki, budzącej skojarzenia z Królową Śniegu ze szczyptą Hansa Grubera, która odnajduje jedyną rzecz zdolną nakłonić Dominica Toretto do porzucenia ideałów oraz zdrady rodziny. Choć w poprzednich odsłonach serii drużyna mierzyła się z czołgiem, samolotem (zasuwającym po pasie startowym liczącym dziesiątki kilometrów) czy nie mniej zabójczą Rondą Rousey, nic nie mogło ich przygotować na zdradę osoby z ust której padło najwięcej tekstów o znaczeniu rodziny na minutę w historii kina.
Fabuła nie jest ani szczególnie oryginalna, nie przykłada też wielkiej wagi do chronologii, ale dla fanów serii nie jest to żadna nowość. Przejmujący stery serii, znany choćby ze „Straight Outta Compton”, F. Gary Gray świetnie poprzeplatał nieskrępowaną logiką oraz prawami fizyki akcję z dialogami, dzięki czemu widz nie zdąży poczuć nudy podczas trwającego ponad dwie godziny seansu. Poza Paulem Walkerem (którego postać nie tylko jest wspominana przez bohaterów, ale też zostaje uczczona w pomysłowy i nieco rozczulający sposób), powracają wszyscy znani i lubiani z poprzedniej odsłony, na czele z Michelle Rodriguez, Dwaynem Johnsonem, Jasonem Stathamem oraz Kurtem Russelem. Nie można nie odnieść wrażenia, że aktorzy doskonale się bawili podczas kręcenia „Szybkich i Wściekłych 8”, co przekłada się na swobodną, najeżoną żartami oraz docinkami (bromance między Stathamem i Johnsonem sprawiał, że cała sala wybuchała śmiechem) akcję. Nawet bohaterowie jedynie przewijający się w tle, jak to wygląda w przypadku postaci Russela, Pana Nikt, zdają się wykorzystywać dany im czas do maksimum. Prawdziwą mistrzynią jest pojawiająca się jedynie na kilka minut Helen Mirren, wybitna aktorka i laureatka przeszło dwudziestu nagród, w tym Oscara z 2007 roku, która daje prawdziwy pokaz kunsztu aktorskiego, kilkoma zdaniami kradnąc film. Na tym tle nieco blado wypadają Charlize Theron, której rola ostatecznie ogranicza się do złowieszczego wgapiania się w ekrany i sączenia jadu w serce Toretto za pomocą złowieszczego szeptu oraz sam Vin Diesel, który snuje się po ekranie bez przekonania. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy związane jest to z brakiem Paula Walkera, czy ze scenariuszem, ale wyczuwalna w poprzednich częściach serii charyzma Doma Toretto gdzieś zaginęła.
Wizualnie „Szybcy i Wściekli 8” to majstersztyk. Połączenie praktycznych efektów oraz CGI wypada świetnie, film serwuje nam sceny, które są równie nieprawdopodobne, co sprawiające ogromną radochę miłośnikowi widowiskowej demolki. Wielokrotnie podczas seansu łapałem się na tym, że kręcę z niedowierzania głową, a mimo to nie mogłem oderwać wzroku od ekranu. Scena tratującej wszystko na swojej drodze hordy zwierząt z „Jumanji” odtworzona z użyciem samochodów? Proszę. Korekcja kursu torpedy za pomocą jednej ręki podczas zwisania przez otwarte drzwi pługu? Nie ma sprawy. Pomarańczowe Lamborghini na lodzie, ostrzeliwane przez rosyjskie wozy bojowe? Załatwione. To jedynie przykłady szaleństwa rozgrywającego się na ekranie. Wszystkiemu towarzyszy ścieżka dźwiękowa, podkreślając toczącą się na ekranie akcję. Choć mieszanka popu i hip-hopu wpasowuje się w charakterystyczny klimat serii, tak brakuje tutaj charakterystycznego utworu, w stylu „Tokyo drift” od Teriyaki Boyz, czy „See you again”, których już pierwsze dźwięki budzą skojarzenia z odpowiednimi scenami.
„Szybcy i Wściekli 8” to bez wątpienia udany akcyjniak, zapewniający ponad dwie godziny odmóżdżającej rozrywki. Udając się na niego do kina, widz dokładnie wie czego się może spodziewać i właśnie to dostaje. Nic więcej, ale i nic mniej. Twórcy nie udają, że serwują coś ambitniejszego od sportowych wozów uciekających przed rosyjską łodzią podwodną po zamarzniętym jeziorze. W „Szybkich i Wściekłych 8”, podobnie jak w poprzednich częściach, jest jednak tak wiele uroku i chemii pomiędzy bohaterami, a także fenomenalnych efektów specjalnych, że ogląda się to wszystko z ogromną przyjemnością. Takie nagromadzenie bzdur i niemożliwości w przypadku „Szybkich i Wściekłych” działa, ponieważ wszyscy zaangażowani w serię doskonale zdają sobie sprawę z jej absurdalności, dzięki czemu nie traktują ani siebie, ani kolejnych filmów na poważnie, oczekując tego samego od widza. Osobiście bawiłem się świetnie.