Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Film

Tomb Raider (recenzja)

Rok 1996 zapisał się złotymi zgłoskami w historii elektronicznej rozgrywki. To właśnie wtedy gracze otrzymali takie tytuły, jak „Duke Nukem 3D”, „Resident Evil”, „Pokemon Red”, czy właśnie „Tomb Raider”. Na przestrzeni lat, seria traktująca o przygodach twardej pani archeolog o charakterze równie ostrym co jej polygonowy biust miała swoje wzloty i upadki, aż w 2013 roku Crystal Dynamics postanowiło wykonać dość odważny ruch, wydając grę mającą być świeżym startem dla Lary Croft. Zamiast biuściastej, niezniszczalnej heroski, gracze ujrzeli młodą, niedoświadczoną dziewczynę, która musiała uczyć się wszystkiego „w biegu”. Podobnie do tematu podszedł Roar Uthaug, norweski reżyser znany między innymi z katastroficznego filmu „Fala”.

Larę Croft poznajemy, gdy uparcie odmawia uznania zaginionego przed siedmioma laty ojca za zmarłego. Majątek oraz pakiet kontrolny w rodzinnej firmie czekają na wyciągnięcie ręki, jednakże dziewczyna woli pracować jako kurierka i mieszkać w wynajętym mieszkaniu, byle tylko nie porzucić resztek nadziei na ponowne spotkanie z ojcem. Jak to w tego typu opowieściach bywa, w wyniku splotu wydarzeń, Lara wyrusza tropem ojca i cesarzowej Himiko – owianej mroczną legendą kobiety o zabójczym dotyku. Choć fabuła „Tomb Raidera” niedomaga, film ratują aktorzy oraz solidne sceny akcji. Alicia Vikander świetnie sprawdza się w roli panny Croft. Twarda, wysportowana, a przy tym będąc świetną, uhonorowaną Oskarem za rolę w „Dziewczynie z portretu”, aktorką sprawdza się zarówno w scenach wymagających fizycznego wysiłku, jak i tych wymagających oddania nieco uczuć. Lara Croft kopie tyłki i czyni to wiarygodnie. Jej towarzysz w przygodzie, Lu Ren grany przez Daniela Wu świetnie dopełnia charakter Lary, choć jest go na ekranie zdecydowanie za mało. Pijak, hazardzista i awanturnik, czyli innymi słowy, niezbędny w tego typu produkcji kompan. Duet Vikander-Wu świetnie się sprawdza na ekranie, łącząc akcję z niekwestionowaną charyzmą, co przywodzi na myśl rolę Brendana Frasera w „Mumii” (a to z mojej strony jest w przypadku kina tego typu najwyższy możliwy komplement). Pozostali aktorzy, czyli Dominic West (grający ojca Lary), Kristin Scott Thomas (w roli Any Miller, którą to postać fani serii powinni skojarzyć) oraz Walton Goggins (jako Mathias Vogel, antagonista) wypadają co najwyżej poprawnie, ginąc na tle pięknie wyglądającej scenerii oraz kolejnych przeszkód stawianych przed bohaterką.

Tkwiące w serii gier wideo korzenie filmu czuć na każdym kroku. Począwszy od przeszukiwania rodzinnej posiadłości, przez gonitwę za złodziejami w japońskim porcie, aż po pełne akcji sceny na wyspie. Niejednokrotnie łapałem się na próbach naciskania przycisków wyimaginowanego pada, byle tylko pomóc pannie Croft we wspinaczce, czy przycelowaniu w przeciwnika. Choć CGI pozostawia wiele do życzenia, od czasu do czasu kłując w oczy (szczególnie w scenach ze spowolnieniem akcji), to szybko przestałem zwracać na niego uwagę, śledząc akrobatyczne popisy głównej bohaterki. Dodatkowo, „Tomb Raider” ma najeżony pułapkami starożytny grobowiec! Taki z zapadniami i wyskakującymi z podłogi kolcami. Fani serii poczują się jak w domu.

Co do zasady, „Tomb Raider” z 2018 roku to typowy przygodowy film akcji, skrupulatnie odhaczający kolejne punkty na liście klasyki gatunku. Mamy upartą, wytrenowaną w łucznictwie i sztukach walki postać, która na własne życzenie rzuca się w wir przygód, w skład których wchodzą źli goście z karabinami, starożytna klątwa i zakurzone, najeżone pułapkami podziemia. Naturalnie, gdzieś tam w tle majaczy złowieszcza korporacja, pragnąca przejąć władzę nad światem (ewentualnie zniszczyć go do reszty). Wystarczy dorzucić kilka cwanych dialogów, dużo scen akcji (z niezłą muzyką i kiepskim CGI), by otrzymać oklepaną, ale jakże swojską mieszankę. „Tomb Raider” jest niczym schabowy w lokalnym bistro. Nic wyszukanego, ale czasami ma się na niego ochotę. Na salę kinową wchodziłem bez szczególnych oczekiwań. Dwie godziny później szedłem do auta z poczuciem przyjemnie spędzonego czasu. Pomimo wtórności (a co za tym idzie przewidywalności), film Uthauga zapewnia sporo rozrywki w sam raz do popcornu, a Alicia Vikander doskonale odnajduje się w roli młodszej, mniej doświadczonej Lary Croft, dodając tej postaci charyzmy oraz determinacji.

Reboot przygód Lary Croft to solidny, nawet jeśli do bólu odtwórczy i przewidywalny, akcyjniak doskonale sprawdzający się jako film pod popcorn. Choć nie sądzę, bym miał ochotę obejrzeć go drugi raz, tak ze spokojnym sumieniem mogę go polecić osobom gotowym spędzić dwie godziny na niewymagającej myślenia zabawie. Nie ukrywam przy tym ciekawości co do dalszych losów serii, ponieważ zakończenie nie pozostawia wątpliwości, że ciąg dalszy nadejdzie.