Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Avengers: Preludium Nieskończoności (recenzja)

Wydawało mi się, że podobnie jak koledzy zajmujący się X-Menami i Spider-Manem, będę miał problem z napisaniem recenzji trzeciego tomu Avengers – zwykle w takim momencie ciężko zauważyć nowe elementy, o których trzeba napisać, albo coś, na co warto zwrócić uwagę czytelnika. Tymczasem lektura „Avengers: Preludium Nieskończoności” sprawiła, że wszelkie wątpliwości od razu minęły, a to dlatego, że dawno żaden komiks tak mocno mnie nie zirytował!

Po kilku miesiącach i czterech (wliczając „New Avengers: Wszystko Umiera”) komiksach mam prawo domagać się historii, z której cokolwiek zrozumiem. Tymczasem Hickman w dalszym ciągu nie udziela czytelnikowi żadnych wyjaśnień. Zazwyczaj lubię, kiedy autor daje sobie czas na zbudowanie odpowiedniej dramaturgii, zarysowanie bohaterów, a dopiero potem wciąga w wir akcji, jednak scenarzysta serii „Avengers” ewidentnie sobie z tym nie radzi. Kolejne tomy sprawiają, że czytelnik jest nie mniej zagubiony, niż w trakcie lektury pierwszych stron „Avengers: Świat Avengers”, a nadzieja na to, że kiedykolwiek coś się wyjaśni szybko umiera. Byłoby to jeszcze do przyjęcia, gdyby Hickman w tym wszystkim rozbudował bohaterów, niestety ci gubią się gdzieś w całej historii. Poszczególni herosi są jedynie kostiumami, praktycznie pozbawionymi cech charakteru. Wyjątkiem jest Hyperion, którego rozmowy z Thorem wprowadzają w końcu odrobinę ciekawego rysu postaci.

Dopiero co na naszym rynku ukazał się „Imperatyw Thanosa” – historia, która tak naprawdę jest zwieńczeniem wielkiej, kosmicznej sagi. Tymczasem nawet nie znając wydarzeń z wcześniej napisanych tomów, czytelnik jest w stanie szybko odnaleźć się w fabule oraz, co najważniejsze, polubić jej bohaterów i zainteresować się ich losem. Scenarzyści tej historii (Abnett, Lanning) są więc w w stanie nawet w ostatnim rozdziale opowiadanej przez siebie historii zrobić coś, czego Hickman nie potrafi uczynić w pierwszych.

Tym co niezmiennie w serii pozostaje na najwyższym poziomie, są ilustracje. Czy odpowiada za nie Mike Deodato czy Stefano Caselli (oraz Marco Rudy i Marco Checchetto w ostatnim zeszycie) bezustannie wypadają bardzo dobrze. Ich rysunki są jednocześnie pełne szczegółów i dynamiczne, co w połączeniu z doskonałymi kolorami Franka Martina sprawia, że album ten ogląda się z ogromną przyjemnością. Dużą uwagę twórcy przyłożyli do tego, żeby twarze herosów prezentowały się w sposób zróżnicowany, co niestety jeszcze bardziej podkreśla to, jak płasko są zarysowani; kontrast krzykliwych strojów i różnorodnych twarzy z brakiem cech charakteru jest zabójczy. Jedyne zastrzeżenie dotyczące rysunków mam do okładki autorstwa Leinila Francisa Yu, która niestety przewija się przez album kilkukrotnie – takiej anatomii Czarnej Wdowy można by się spodziewać raczej po dwunastoletnim czytelniku, niż profesjonalnym twórcy.

Hickman wrzuca czytelnika w sam środek historii dziejącej się na kosmiczną skalę, ale nie potrafi go nią zainteresować. Wszystko tu jest jedynie wstępem do wstępu, który jest wstępem do kolejnego wstępu. Akcja się nie rozwija, bohaterowie są papierowi i płascy, a irytacja czytelnika narasta. Jeśli macie ochotę na dziejącą się na wielką skalę przygodę w uniwersum Marvela, lepiej sięgnijcie chociażby po wydanym w tym miesiącu w ramach WKKM „Imperatyw Thanosa”. Być może zapowiedziana „Nieskończoność” spowoduje, że historia wskoczy na właściwie tory, do tej pory lepiej jednak skupić się na innych seriach z Marvel NOW!, a do runu Hickmana wrócić dopiero za jakiś czas i przeczytać od razu kilka tomów jednym ciągiem.