Pierwszy tom Strażników Galaktyki – „Kosmiczni Avengers” – został wydany u nas w sierpniu 2015 roku jako jeden z pierwszych komiksów Marvel NOW! w ofercie Egmontu. Rozpoczynał on skuteczny szturm na kieszenie polskich fanów i o ile kolejne odsłony takich serii, jak „Avengers”, czy „Superior Spider-Man” wychodzą z mniejszą lub większą regularnością, tak o Quillu z ekipą słuch zaginął. „Kosmicznych Avengers” i „Angelę” (drugą część serii) dzieliło niecałe pół roku, ale najdłużej przyszło nam czekać na trzeci tom, będący jednocześnie tie-inem do „Nieskończoności”, jednego z crossoverów Domu Pomysłów. „Strażnicy Galaktyki: Nieskończoność” trafił na półki po dziesięciu miesiącach.
Wstrzymywanie wydania trzeciego tomu Strażników było zrozumiałym zabiegiem ze strony wydawnictwa, które z oczywistych powodów nie chciało wydawać tie-inu na wiele miesięcy przed wypuszczeniem samego wydarzenia, w związku z czym czytelnicy musieli uzbroić się w cierpliwość. Nie było to szczególnie trudne, ponieważ Egmont regularnie zapewniał nowe, interesujące tytuły. Co jednak wyjątkowo boli w tym przypadku to fakt, że samo nawiązanie do ataku Thanosa na Ziemię w Strażnikach zamyka się w… trzech zeszytach z pięciu wchodzących w skład tomu. „Strażnicy Galaktyki: Nieskończoność” to raptem sto osiem stron na których zmieszczono trzy historie (z czego dwie w ogóle nie zostały wydane w ramach oryginalnych „Strażników”), co po tak długim czasie oczekiwania wydaje się rozczarowujące.
Po wydarzeniach przedstawionych w poprzednim tomie, drużyną targa konflikt na linii Gamora-Quill, co ostatecznie doprowadza do opuszczenia grupy przez zielonoskórą wojowniczkę. Stało się to akurat w momencie przechwycenia przez załogę prośby o pomoc pochodzącej ze Szczytu – stacji stanowiącej pierwszą linię obrony ludzkości przed zagrożeniem pochodzącym z kosmosu. Dowodząca placówką agentka Abigail Brand nie poradziła sobie z powierzonym jej zadaniem, nie tylko dopuszczając do inwazji na Ziemię, ale i samej wpadając w łapska żołnierzy Szalonego Tytana. Wspierani przez Angelę Strażnicy ruszają na ratunek uwięzionym agentom, o czym traktują dwa z trzech zeszytów wchodzących w skład tie-inu, pisane przez Briana Michaela Bendisa i rysowane ręką Francesco Francavilli. Niestety, brakuje tutaj wagi wydarzeń odczuwalnej choćby przy ukazaniu kosmicznej bitwy Avengers z Budowniczymi, czy dramatycznej obronie Ziemi w „Nieskończoności”. Akcja z odbiciem stacji S.W.O.R.D. spokojnie mogłaby zostać wyłączona ze wspomnianego wydarzenia i nie miałoby to wpływu ani na Strażników, ani na samą „Nieskończoność”.
Otwierające trzeci tom dwa pierwsze zeszyty bronią się jedynie dzięki rysunkom Francavilli, którego brak dbałości o szczegóły (co potrafi przeszkadzać w odbiorze, szczególnie w przypadku twarzy bohaterów) oraz nieco uproszczona paleta kolorów świetnie pasują do wypełniających kolejne strony scen akcji. Nieco lepiej wypada trzeci zeszyt, którego akcja toczy się już po obiciu Szczytu. Poszukujący informacji na temat Thanosa Strażnicy udają się na opanowaną przez Badoon planetę Moord, gdzie Angela i Gamora (wspierane przez resztę Strażników) demolują zastępy wojowniczych obcych podczas próby odbicia grupy niewolników. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich zeszytów, komiks ten od razu przypadł mi do gustu, a to za sprawą świetnie napisanej i zilustrowanej rozmowy między Gamorą i Angelą. Bendis na przestrzeni kilku stron wykonał lepszą pracę nad budową charakteru tej drugiej postaci niż podczas pisania całego drugiego tomu przygód Strażników! Z przyjemnością przeczytałbym cały komiks utrzymany w tym charakterze. Tym bardziej, że Kevin Maguire, rysownik pracujący przy takich tytułach, jak „The Defenders”, czy „Worlds’ Finest”, wykonał kawał dobrej roboty. Sam komiks w jego wykonaniu jest bardzo czysty, postaci są niezwykle dynamiczne, a przy tym należną uwagę poświęcono mimice (co jest bardzo przyjemne po pracach Francavilli, gdzie ta praktycznie nie istniała).
Kolejne dwie wchodzące w skład „Nieskończoności” historie nie mają nic wspólnego ze wspomnianym wydarzeniem. Pierwszy pochodzi z serii „Guardians Team-up” i opowiada o spotkaniu rannej Gamory z She-Hulk oraz o serii niefortunnych zdarzeń prowadzących do stłuczenia na kwaśne jabłko grupy kosmicznych łowców nagród, jak i bandy kryminalistów z Nowego Jorku. „Gamora spotyka She-Hulk” to prosta, ale też bardzo przyjemna, napisana przez Johna Laymana opowieść o dwóch zielonoskórych kobietach, z którymi nie warto zadzierać. Cartoonowy styl rysownika, Otto Schmidta, doskonale wpisuje się w klimat opowieści, dodając jej jeszcze więcej charakteru. Drugi z wypełniaczy w „Nieskończoności” pochodzi z indywidualnej serii jednego ze Strażników, Rocketa. Skottie Young (wspierany przez Jake’a Parkera) zaprasza w niej czytelników do wysłuchania o jednej z licznych przygód Rocketa i Groota, z tym, że… opowiedzianej słowami tego drugiego. Choć czytania tutaj za wiele nie będzie (ze zrozumiałych powodów), to same rysunki tworzą łatwy w odbiorze, przygodowy klimat, czyniąc ten komiks moją ulubioną częścią „Nieskończoności”.
Fani Strażników Galaktyki nie mają łatwo. Wydawana przez Egmont seria nie tylko nie należy do najlepszej w historii drużyny, ale też jej związek z „Nieskończonością” (jakkolwiek mizerny by on nie był) uniemożliwił regularne pojawianie się komiksu w księgarniach. Gdy trzeci tom wreszcie trafił do czytelników, okazał się on być nie tylko skromny pod względem objętości, ale i dopchany przez dwie niezwiązane z motywem przewodnim historie (które wypadły lepiej od głównego wątku). Choć Strażnicy w żadnym wypadku nie są najgorszym tytułem wydawanym w Polsce w ramach Marvel NOW!, to sporo im brakuje do poziomu prezentowanego przez Thora, czy Deadpoola. Pozostaje zacisnąć zęby w oczekiwaniu na następny tom, który jest jednocześnie kolejnym crossoverem, tym razem z „All-New X-Men”.