Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Komiksy

Superman / Batman – Zemsta (recenzja)

Wydane do tej pory w Polsce tomy serii „Superman/Batman” prezentowały dość nierówny poziom. „Wrogowie publiczni” byli nieco zbyt chaotyczni i komiks ten ratowała głównie świetnie przemyślana, prowadzona na dwa głosy narracja. „Supergirl” i „Władza absolutna” wypadły już zdecydowanie lepiej, wchodząc głębiej w psychikę oraz motywację ikonicznego duetu. Czwarty tom „Superman/Batman”, będący pożegnaniem Jepha Loeba z serią, to powrót do narracyjnego chaosu, gdzie ilość zdecydowanie przeważa nad jakością. Bez wątpienia, „Zemsta” wypada najsłabiej z wydanych do tej pory komiksów o przygodach Ostatniego Syna Kryptona i Mrocznego Rycerza.

Opowieść rozpoczyna, jak można było się spodziewać, trzęsienie ziemi. Jedna z wersji dynamicznego duetu przybywa do wymiaru, gdzie prawa i porządku strzeże grupa aż nazbyt podobna do Avengers – Maximus. Nie marnując ani chwili, Superman oskarża jednego z herosów o zamordowanie Lois Lane, a następnie brutalnie go zabija. Dysząc żądzą zemsty, Maximus stara się odszukać dynamiczny duet, ostatecznie trafiając na Ziemię, na której… Superman kończy właśnie śniadanie z Lois. To zaledwie wstęp do opowiadanej historii, ale już można się zorientować, że łatwo nie będzie. Loeb co chwila dorzuca do kotła kolejne wersje Batmana, Supermana, Supergirl, cały zastęp rodziny Nietoperza, a nawet Bizarro oraz Batzarro z ich zwyczajem mówienia na opak. Te istne hordy superbohaterów i złoczyńców bez chwili wytchnienia się ścigają, tłuką i próbują zorientować kto komu tak właściwie powinien spuścić łomot. Niestety, gdzieś w tym wszystkim gubi się czytelnik, przewracając kolejne strony wiedziony jedynie siłą rozpędu i chęcią popatrzenia na naprawdę przyjemne dla oka rysunki Eda McGuinessa.

Podczas lektury co rusz odnosi się wrażenie, że o ile gdzieś na początku autor miał jakiś pomysł na interesującą fabułę, tak ten został kompletnie pogrzebany pod ogromną ilością postaci, które ostatecznie zostają kompletnie zmarnowane. Loeb czerpie pełnymi garściami z multiwersum, nie oszczędzając Czerwonego Syna, Batmana Przyszłości – (choć w komiksie występuje pod imieniem Tim, a nie Terry), Darkseida, Karę, Lindę, Cir-El… oczywiście, każda z tych postaci otrzymuje góra kilka kadrów, a to wszystko prowadzi do beznadziejnego finału, gdzie z nadmiarem bohaterów poradzono sobie w tak skrajnie głupi sposób, że komiks wylądował na półce na tydzień, choć do końca pozostało raptem kilka stron. Zamiast porządnego pożegnania z serią, wieńczącego rozpoczęte w poprzednich tomach wątki, czytelnicy otrzymali ciężkostrawną papkę, przypominającą bardziej efekt eksperymentu, który wymknął się spod kontroli. Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że trzon fabuły jest ściśle związany z nieobecnym na naszym rynku komiksem „Superman: Emperor Joker”, bez którego czytelnik pozostaje z większą ilością pytań niż odpowiedzi.

Brak zdroworozsądkowego podejścia do scenariusza irytuje tym bardziej, że nad „Zemstą” pracował wspomniany wyżej Ed McGuiness, który wykonał kawał dobrej roboty, próbując przekazać panujący w „Zemście” chaos w jak najbardziej strawnej dla czytelnika formie. Znany choćby z pracy przy takim komiksie, jak „Poległy Syn. Śmierć Kapitana Ameryki” rysownik operuje kreskówkowym, przywodzącym na myśl klasyczne seriale animowane, stylem. Bez problemu radząc sobie zarówno z pełnymi dynamiki starciami, jak i bardziej statycznymi scenami, gdzie świetnie podkreśla mimikę oraz muskulaturę postaci.

„Superman/Batman: Zemsta” jest niezwykle rozczarowującym komiksem, który mimo dopasowanych rysunków i utrzymanej dwoistej narracji (wewnętrzne przemyślenia Detektywa i Kryptończyka świetnie korelują z tymi Bizarro oraz Batzarro) kompletnie nie radzi sobie ze stopniem nasycenia postaci oraz wątków. Loeb przecenił zarówno swoje możliwości, jak i cierpliwość czytelników, w związku z czym zamiast satysfakcjonującej kulminacji, otrzymaliśmy niestrawne danie, o którym najlepiej będzie zapomnieć, z otwartym umysłem biorąc się za piąty tom serii, w którym Jepha Loeba zastąpił Mark Verheiden.