Zagłada, Armagedon, katastrofa przejmuje człowieka w czasach pokoju, błogiego stanu, gdy zamartwienia codzienności stają się rutyną, a dostęp do wszystkiego jest niemal nieograniczony – wtedy przychodzą myśli, czasem fascynacje, obawy, że to wokół nas może ulec zniszczeniu, rozsypać się jak domek z kart. Boimy się tego, intryguje to nas, nakłania do nierzadko surrealistycznych, najbardziej absurdalnych wizji, zaś popkultura licznymi wytworami tylko potęguje ciekawość i/lub strach. Tom Kaczynski, niewątpliwie ambitny twórca komiksów, postanowił dorzucić do spektrum apokaliptycznych spojrzeń jeszcze kilka swoich – i tak powstał zbiór „Testując apokalipsę”.
W komiksie znaleźć można jedenaście opowieści, połączonych ze sobą motywem przewodnim – tytułową apokalipsą. Jednak na tym kończą się niemal wszystkie wyraźniejsze punkty styczne, ponieważ Kaczynski postanawia nie tylko zabawić się paroma rodzajami zagłady, ale też sprawnie żongluje realiami i sztafażem, dzięki czemu niby monotonny temat, jak na tyle samodzielnych historii, zostaje wyeksploatowany doszczętnie i przemyślanie, co obfituje całkiem ciekawymi i dającymi do myślenia obrazami.
Scenariusze nie zakładają pierwszoplanowości fabuł, wręcz przeciwnie one są jedynie po to, aby wyjaśnić zjawiska oraz problematykę utworów, stanowią motor napędowy, schowany pod płaszczem osobliwego stylu i motywu przewodniego, ziszczającego się w różnych wariantach. Nie można też powiedzieć, że ta sfera została potraktowana szybkim napisaniem na kolanie, bo przedstawiane historie mają sens i są spójne, logiczne – wiarygodne związki przyczynowo-skutkowe odgrywają tutaj istotną rolę – niosące za sobą wyważoną dawkę emocjonalną oraz wartości moralizatorskie.
Autor stara się wciągnąć czytelnika do świata przedstawionego, żeby sam postawił się na miejscu swoich bohaterów, jednak nie są oni aż tak dobrze napisani, aby w każdym przypadku czuć do nich sympatię, identyfikować się, z zapartym tchem śledzić losy i mieć nadzieję, że uda im – choć i takie się tu przytrafiają. Ale na szczęście są tak autentyczne, że historie prezentowane w zbiorze zyskują na realizmie.
Warstwa graficzna dla koneserów sztuk piękny nie będzie jednak daniem wysmakowanym, to prosta, łagodna i plastyczna kreska, nader podobna do tej z „Black Hole” Charlesa Burnsa – komiksu z tej samej półki (ambitne). W obu przypadkach głębokie tematy są przemycane za niezbyt wysublimowanymi szkicami, „Testując apokalipsę” nie jest też bogate w kolory, te ograniczają się do roli lekkiego urozmaicenia (w każdym opowiadaniu wykorzystano zaledwie jedną barwę). O innych kwestiach, jak balans czy cieniowanie nie ma nawet co wspominać, bo czegoś takiego w graficznej powieści nie uświadczymy. Na szczęście proporcje zostały tu zachowane i trzymają spójność.
„Testując apokalipsę” to ciekawa pozycja, ale obawiam się, że nie do wszystkich trafi – ambitna historia, głęboka treść, przemycanie pointy z pewnością podwyższają poziom, lecz brak wciągającej fabuły oraz walorów estetycznych, które mogłyby poruszyć czytelnika sprawiają, że po komiks sięgną osoby, szukające czegoś „innego”. A szkoda, bo gdyby zwiększyć atrakcyjność którejś z cech rozrywkowych, być może ten wartościowy zbiór znalazłby większe grono odbiorców. Na razie pozostaje mi trzymać za niego kciuki, choć nie twierdzę, że jest najlepszym jaki w życiu czytałem.